logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
„Pomaga potrzebującym jak Samarytanin”. Ks. Bystrytskiy opowiada o życiu i wojnie w Ukrainie
 


Księdza Vyacheslava Bystrytskiyego wojna zastała w Chmielnickim, gdzie obecnie jest wikariuszem parafii Chrystusa Króla. Jak wygląda codzienność kapłana, który w 2009 r. ukończył w Warszawie seminarium "Redemptoris Mater" a teraz niesie pomoc najbardziej potrzebującym w Ukrainie?. Publikujemy jego relację.

 
Jestem księdzem, nazywam się Vyacheslav Bystrytskiy. W 2009 roku skończyłem Archidiecezjalne Seminarium Misyjne „Redemptoris Mater” w Warszawie. Od 2014 roku pracuję w Ukrainie. Obecnie jestem wikariuszem w parafii Chrystusa Króla w mieście Chmielnicki w centralnej Ukrainie.

 

Od 24 lutego bardzo dużo uchodźców uciekając przed wojną przejeżdżało przez Chmielnicki. Wielu ludzi, bardzo cierpiących zatrzymywało się u nas w parafii. Jedni zostawali na dłużej, inni na jedną noc i ruszali dalej.

 

Widać było jak ludzie uciekający przed horrorem wojny bardzo potrzebują pomocy. Staraliśmy się im pomagać jak mogliśmy – dając jedzenie, nocleg, dobre słowo o Chrystusie który zwyciężył śmierć, a czasem po prostu wysłuchanie.

 

Życie sakramentalne w parafii nie ustawało. Dużo ludzi przychodziło na modlitwę o pokój. Co prawda katechizacja została przerwana na jakiś czas, ze względu na godzinę policyjną, która zaczynała się od 18:00, ale gdy po jakimś czasie godzina policyjna została przesunięta na 23:00, przywróciliśmy katechezy.

 

Pomagać potrzebującym jak dobry Samarytanin


Od pierwszych dni wojny zastanawiałem się, pytając Pana Boga, co – oprócz rzeczy które już robię – jak spowiedź, odprawianie Eucharystii, modlitwa, rozmowa z ludźmi – miałbym jeszcze czynić. Pytałem Boga jak mam konkretnie w zaistniałej sytuacji odpowiedzieć na Miłość, którą doświadczyłem od Niego przez lata mojego życia. Modliłem się, czytałem Biblię. Pan do mnie przemówił przez Słowo o dobrym Samarytaninie, który się zaopiekował Izraelitą porzuconym przez wszystkich. Dla mnie to było Słowo, które zachęcało by pomagać najbardziej potrzebującym – uchodźcom, rannym, tym którzy stracili bliskich albo wszystko.

 

Najpierw nie wiedziałem jak to robić, gdyż moje osobiste możliwości są bardzo ograniczone. Ale Pan, jak zawsze, zaczął sam to prowadzić. Zaczęli do mnie się odzywać różni znajomi z różnych krajów pytając: w czym możemy pomóc. Od tego momentu ruszyła pomoc, dzięki której mogłem pomagać potrzebującym.

 

W pierwsze dni wojny kupowałem za zgromadzone fundusze rzeczy, na które było zapotrzebowanie. Kupiłem dużą partię termicznej bielizny, bo na początku marca, było zimno i ludzi bardzo potrzebowali. Potem kilka razy załadowałem bus jedzeniem i wodą, by rozdawać je ludziom w pociągach, którzy uciekali przed wojny. Bywało, że jechali ponad 12 godzin ze wschodu, południa czy z Kijowa w przepełnionym pociągu tylko z dokumentami. Było z nimi dużo małych dzieci.

 

Kierunek: Warszawa-Ukraina

 

Bardzo szybko skończyły się możliwości kupowania potrzebnych rzeczy na miejscu i trzeba było organizować zbiórki w krajach Unii Europejskiej i transport w Ukrainę. Nie wiedziałem jak to zrobić, ale Pan Bóg znowu to przeprowadził. Poznałem Rycerzy Jana Pawła II w Warszawie, którzy systematycznie wożą pomoc dla Ukrainy. Chętnie udostępnili miejsce na przechowywanie zebranej pomocy, jak również pomagają w jej przewożeniu. Od tego momentu nadchodząca z różnych krajów UE, a przede wszystkim z Polski, z różnych parafii, od Związku Ukraińców w Polsce, księży, wspólnot neokatechumenalnych i innych nie obojętnych na cierpienie ludzi, których znam osobiście, jest zbierana w Warszawie, a stąd trafia w Ukrainę, a potem od razu do potrzebujących.

 

Duża większość otrzymanej pomocy trafia na wschód w najtrudniejsze miejsca. Często są miejsca, które zostały zwolnione od okupacji, albo miejsca, gdzie nie ma możliwości dowieźć pomocy bo tereny są pod ostrzałem. My, od parafii, jak i również we współpracy z fundacją „Szansa na życie”, staramy się docierać w takie miejsca by przyjść z pomocom, gdyż tamtym ludziom jest niezwykle trudno. Pomoc niejednokrotnie trafiła do takich miejsc jak Severodoneck, Kramatorsk, do miejscowości za Charkowem, za Mykolajiv, do Buchy i Borodianki, tuż po wyzwoleniu tych miejsc, jak również do wielu innych miejscowości z linii frontu.

 

W mieście Chmelnicki na przełomie lipca i sierpnia przebywało około 80 tys. uchodźców, którzy też potrzebują pomocy na co dzień. W parafii, zawsze jeśli mamy taką możliwość wydawana jest pomoc każdemu, kto się zwróci. Pomagamy fundacji „Szansa na życie”, która składa się z wolontariuszy i zapewnia stałe utrzymanie około 250 uchodźców.

 

Oprócz leków, środków higieny, ubrań, a w szczególny sposób długoterminowego jedzenia o które nieustannie się zwracają potrzebujący, udało się zorganizować dość drogie aparaty do podciśnieniowego leczenia ran, o które zwróciły się do mnie szpitale. Taki aparat jest w stanie w ciągu 5-10 dni wygoić ranę, która wcześniej nie chciała się goić. Dzięki różnym dobroczyńcom udało się już zorganizować 25 takich aparatów z wymiennymi akcesoriami do nich. Lekarze byli bardzo wdzięczni za pomoc.

 

Z transportem wśród zgliszczy i ludzkich dramatów


W czasie wojny kilka razy jeździłem z moimi znajomymi na wschód, by tam zawieźć pomoc. Kilka dni po zwolnieniu Borodianki, Buchy i Irpenia udaliśmy się tam z żywnością i lekami. Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy tam trafili, zanim jeszcze dotarli tam dziennikarze.

 

To co zobaczyliśmy po drodze wyglądało jak wejście do gry komputerowej: spalone czołgi na drodze szybkiego ruchu, nie eksplodowane pociski od gradów sterczące z asfaltu pośrodku drogi, ogrodzenie drogi wygięte jak druciki po eksplozji pocisku, kilku albo i kilkunastu metrowe dziury w domach czarnych od dymu. Wszystko razem tworzyło widoki widziane tylko w filmach o końcu świata. Kiedy dotarliśmy do Borodianki stanąłem przed blokiem, który był w połowie zniszczony przez bomby lotnicze. Spod gruzów wyciągnięto 44 ciała. Wszystko to wyglądało jak przedsionek piekła.

 

Z rozmów z mieszkańcami Borodianki, która zaznała jeszcze większego zniszczenia niż Bucha i która była okupowana przez miesiąc przez rosyjskich żołnierzy, okazało się, że to czego dokonywali oni w tym czasie przekracza wszelkie wyobrażenie. Torturowanie ludzi ze związanymi rękami, gwałcenie kobiet, dzieci i nawet niemowląt… Oznaczanie na ogrodzeniach domów literą V (co widziałem na własne oczy) gdzie jest ktoś, kogo można zgwałcić, by za długo nie szukać. Patrząc na to wszystko, można było widzieć jakiego zniszczenia dokonuje diabeł, którego dziełem jest każda wojna.

 

Ludzie w Borodiance przez ostatni tydzień okupacji jedli psy i koty. Kiedy dotarła pierwsza pomoc płakali na widok konserw, które dostawali do rąk. Łzy ciekły również nam, nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało, że to jest prawda. Wydawało się koszmarnym snem, ale to była realność.

 

To się dzieje


Niedawno miałem wyjazd by zawieźć pomoc do Cyrkuny i Rogania. Cyrkuny to jest miejscowość, która została zwolniona kilka dni przed naszym wyjazdem i dlatego udaliśmy się tam by zawieźć jedzenie tym ludziom. Miejscowość znajduje się w 40 km od granicy z Rosją i artyleria ostrzeliwuje te tereny. Gdy rozdawaliśmy opakowania z żywnością nieustannie było słychać wybuchy pocisków wystrzelonych przez Rosjan. Ludzie najpierw z bojaźnią i nieufnością podchodzili do nas, gdyż nie wiedzieli czego mogą się spodziewać. Nie jest to dziwne, gdyż cały czas żyją w strachu.

 

Po krótkim czasie przekonali się, że przyjeżdżamy z dobrymi zamiarami i że rzeczywiście przywozimy pomoc, za którą nie oczekujemy nic w zamian. Zaczęli żwawiej podchodzić i z wstrzymanym uśmiechem odbierać dary. Po krótkim czasie pojawiła się u nich zauważalna radość. Dziękowali, że nie zapominamy o nich w trudnym czasie.

 

Po kilkunastu minutach żołnierze, pod eskortą których odbywało się dostarczenie pomocy, gdyż nie wolno jeszcze wjeżdżać na te tereny z powodu ryzyka nalotu bomb, wydali nam nakaz szybkiego wyjazdu za nimi. Później powiedzieli nam, że dostali informację, z której wynika że zostaliśmy zauważeni z dronów i w każdej chwili możemy zostać intensywnie ostrzelani. A wtedy ucierpimy i my i ludzie, którzy dostali pomoc. Wyjazd był bardzo szybki przez ukraińskie punkty kontroli, gdzie żołnierze byli w gotowości do ogniowej osłony naszego konwoju. Coś przerażającego, że to się dzieje.

 

Po wyjeździe z Cyrkuny pojechaliśmy do Rogania, kolejnego miasta położonego obok Charkowa. Nasza droga prowadziła przez Saltivku, dzielnicę Charkowa, która najbardziej ucierpiała od rosyjskiej agresji. Znowu widoki kilkunastopiętrowych bloków z przeogromnymi dziurami w ścianach, na dachu.

 

Wyglądały jak rozwalone konstrukcje z klocków dla dzieci, bo cały czas trudno uwierzyć, że to jest prawda. Wypalone prawie do pnia drzewa, na ulicach, które kiedyś tętniły życiem. Sklepy, w których wymieszały się kiedyś bardzo wesołe kolory witryn z teraźniejszymi, czarnymi, sterczącymi na różne boki resztkami konstrukcji. I w środku wielkie pustki Szerokie i długie miejskie ulicy, na których nie ma niczego oprócz zagród przed czołgami i pojedynczych ludzi, którzy z różnych przyczyn pozostali w mieście. Ktoś dlatego by je bronić, ktoś jako wolontariusz, by pomagać innym, a ktoś jeszcze z jakiegoś tylko jemu znanemu powodu.

 

Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy do Rogania. W Roganiu, który był wyzwolony wcześniej niż Cyrkuny już czekała na nas gromada ludzi. Żwawo podeszli do samochodu na nasze zaproszenie. Wiedzieli, że przyjedziemy. Bus załadowany pomocą został rozdany dość szybko i po pożegnaniu się pojechaliśmy do osiedla z prywatnymi domami, gdzie jeszcze pozostało dużo rozbitych rosyjskich czołgów.

 

 

 

Wielki i potężny sprzęt, który na obrazku wydaje się być o wiele mniejszym, jest naprawdę potężny. Kiedy widzi się grubość żelaza, wielkość elementów i w tym samym czasie widzi się to wszystko rozerwane na części to znowu uświadamiałem sobie bestialstwo wojny. Jaki potężny sprzęt jest produkowany przez ludzi by zabijać, by podporządkowywać sobie słabszych. Po czym znowu powrót poczucia głębokiego bólu z powodu niesprawiedliwości, jaka rozgrywa się na moich oczach. Jestem naocznym świadkiem tego, co śni się w najgorszych koszmarach.

 

Wśród zniszczeń dziękuje Bogu, że żyje


Po drodze przez Rogań zatrzymaliśmy się przy jednym z gospodarstw domowych. Wolontariusze z Charkowa, którzy nam towarzyszyli, zaproponowali, by obejrzeć wyrwę która pozostała po zrzuceniu bomby lotniczej. Weszliśmy na podwórko, gdzie gospodarze pokazywali nam wybitą przez wybuch szybę w domu i kilka dziur w płocie, gdzie ugrzęzły odłamki bomby. Walerij, gospodarz, pokazał nam również odłamek sterczący z drzewa, który przeleciał pół metra od niego i uderzył w drzewo na jego oczach. Opowiadał to z wciąż czując trwogę ale też dziękując Bogu, że nadal może chodzić po swoim ogródku.

 

Po przejściu przez podwórko i gęsty sad z owocowych drzew przed naszymi oczami ukazał się widok, w który kolejny raz trudno było uwierzyć. Na polu, między domami ujrzeliśmy dziura wielkości dołu pod budowę domu. Już sama myśl, że to wyrwa tylko po jednej bombie, a jak wyglądają miejsca, gdzie spadło tych bomb kilka albo kilkanaście – mrozi krew w żyłach.

 

Jeszcze bardziej przeraża myśl o zniszczeniu, jakie niosą te śmiertelne kule. Pobliski dom został całkowicie zniszczony a kilka innych zrujnowanych w różnym stopniu. W tym zniszczonym przebywała rodzina. Wszyscy zginęli. Pomodliłem się za nich i pojechaliśmy w kierunku drogi wyjazdowej z Charkowa.

 

Od początku wkroczenia Rosji, Ukraina otrzymała bardzo dużo pomocy, szczególnie z Polski. W Ukrainie widać wielką wdzięczność Polsce za wsparcie. Wojna nadal trwa i potrzeby, niestety nie zmalały. Pomimo nadchodzącej pomocy, potrzeby cały czas są większe. Do mnie nieustannie docierają prośby o pomoc medyczną, różne aparaty medyczne, żywność z długim terminem przydatności do spożycia dlatego nie ustaję w poszukiwaniu możliwości pomocy ludziom najbardziej potrzebującym.

 

Dlaczego Bóg dopuścił wojnę?


Sytuacja Kościoła katolickiego, jak i wszystkich w Ukrainie, szczególnie na wschodnich terenach zmieniła się diametralnie. Bardzo dużo ludzi wyjechało, jedni na zachodnią Ukrainę, inni za granicę. Reszta, która pozostała zbiera się na modlitwę w miarę możliwości, bo sytuacja jest cały czas bardzo niebezpieczna, ciągle są ostrzały tych miejsc. Jeśli udaje się zebrać razem na modlitwę, to odbywa się ona w podziemiach kościoła, albo w piwnicach.

 

Sytuacja jest bardzo krucha, ale z drugiej strony taka sytuacja pomaga przeżywać modlitwę jak coś naprawdę fundamentalnego i dającego siły. W całej Ukrainie są nieustające modlitwy o nawrócenie Rosji i Ukrainy, jak o to prosiła Maryja i papież Franciszek nam to przypomniał. Zanoszone są modlitwy o pokój.

 

Często ludzie mnie pytają, skoro Pan Bóg jest dobry, to dlaczego dopuścił wojnę, dlaczego dopuścił bestialstwa które się dokonały w Buchy, w Borodiancę, dlaczego tak cierpią niewinni? Czy rzeczywiście On jest dobry? Dlaczego tego wszystkiego nie powstrzyma?

 

Dla mnie jest to okazja, by głosić im Ewangelię, przedstawiać całą prawdę, o której mówi Biblia. Człowiek w swojej wolności może wybierać – stać po stronie Boga lub po stronie diabła. Każdy człowiek kiedy wybiera grzech staje po stronie diabła i dokłada się do zniszczenia do którego on prowadzi. Wojna namacalnie pokazuje czym jest śmierć, do której prowadzi grzech.

 

Jako chrześcijanie mamy o tyle lepszą sytuację, że wiara w Chrystusa, który zwyciężył demona i chce dać nam udział w tym zwycięstwie jest niezastąpioną pomocą. Doświadczenie bliskości Boga na modlitwie dodaje siły i nadziei. Chrystus Zmartwychwstały każdego dnia objawia nam oblicze kochającego Boga Ojca, który nigdy nie zapomina o swoich dzieciach. Nawet w sytuacji wojny. Chrystus Zmartwychwstał !

 

Ks. Vyacheslav Bystrytskiy
archwwa.pl