logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Dariusz Larus
Pomieszanie z poplątaniem, czyli chaos nie-prawdy
Mateusz.pl
 
fot. Mel Poole | Unsplash (cc)


Żadna rzeczywistość oprócz prawdy nie jest w stanie uczynić mnie wolnym. I myślę, że nie ma się co łudzić, że jest inaczej. Jakakolwiek nie-prawda, czy to o mnie, czy o innych, czy o świecie, czy o Bogu, na pewno ogranicza, jeśli nie zniewala. Mogę żyć w nie-prawdzie wiedząc lub nie wiedząc o tym, w bardziej lub mniej świadomy sposób.

 

Może być tak, że wiem, o czym myślę, co widzę, co czuję, a zdarza się, że mówię nie to, o czym faktycznie myślę, a to, co z różnych racji, wypada powiedzieć. Wiem, co widzę, a zachowuję się tak, jakbym nic nie widział. Wiem, co czuję, a kiedy mam to wyrazić, zaprzeczam, tłumię, wypieram lub twierdzę, że to i tak nie jest istotne. „Bądź mądry i pisz wiersze.”

 

Nie ma mowy, by się w takiej rzeczywistości dogadać. Jak można być zdrowym, gdy mówię nie o tym co myślę, gdy mówię nie o tym, co widzę i dzielę się nie tym, co czuję. Jak można żyć w prawdzie, gdy już sam po pewnym czasie mieszania i plątania nie wiem, co jest prawdą, a co fałszem, gdy już sam się w sobie gubić zaczynam i już sam nie wiem, co myślę, co widzę i co czuję? Nie wiem kim jestem, jakim jestem, nie wiem co robię i po co to robię? Dlaczego się skrywam i po co uciekam? A jeśli uciekam, to przed kim lub przed czym uciekam?

 

Po co to wszystko i czemu to służy? Czego się boję: Boga, siebie, czy innych? Boję się Boga, bo nie spełniam Jego oczekiwań i boję się Go, bo Go nie znam. Boję się także i siebie, bo również swoich własnych oczekiwań nie spełniam. Boję się bólu poczucia winy, świadomości, że znowu nie tak poszło, nie tak się zachowałem i nie tak postąpiłem jakbym chciał i jak zamierzałem. Nie znam siebie, więc się siebie boję i przed sobą uciekam. Boję się i innych, bo mi zagrażają, są nieobliczalni, nieprzewidywalni. Mogą mi zabrać to, co mam. Boję się im zaufać, objawić im siebie, bo nie wiem, jak na mnie spojrzą, o czym pomyślą i jak mnie podejmą.

 

Jeśli podzielimy ludzi na chorych i nieprzebadanych, to trwając w nie-prawdzie można mieć poczucie bycia „zdrowym”. Chorzy to osoby zdiagnozowane. To ci, którzy mają świadomość własnej ułomności (grzeszności). Wiedzą o niej, akceptują ją(?) i starają się podjąć właściwe leczenie. Tylko spojrzenie na siebie w prawdzie, które nie bez bólu się dokonuje i uznanie własnej nie-mocy rokuje nadzieję na uzdrowienie. Tylko wtedy, gdy choćby z niewidomym spod Jerycha, będę wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”, gdy z wiarą będę prosił: „Rabbuni, żebym przejrzał”, mogę usłyszeć: „idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (por. Mk 10,46-52).

 

Zaliczając się do nieprzebadanych, owszem, mam prawo uważać się za zdrowego, ale czy tak jest naprawdę? Tego nie wiem. Wiem jedno: „...wszyscy zgrzeszyli...” (por. Rz 5,12), a zatem wszyscy potrzebujemy Jego łaski i daru Jego uzdrawiającej miłości.

 

Obecna we mnie nie-prawda może być efektem przyzwyczajenia. Trwanie w nieuczciwości może wynikać z własnej powierzchowności, z nieumiejętności głębszego wejścia w siebie, zrozumienia siebie. Zakłamanie swymi korzeniami może sięgać lęku, faktu, że się boję. Broniąc się przed lękiem „uciekam, gdzie pieprz rośnie” i nie rozwiązuję problemu.

 

Ze względu na brak wglądu w siebie wydaje mi się, że jest dobrze. Spełniam przykazania: nikogo nie zabiłem, nikomu nic nie ukradłem, nie cudzołoże... i jak ewangeliczny bogaty młodzieniec stając wobec Jezusa stwierdzam: „czego mi jeszcze brakuje?” (por. Mt 19, 16-22). Otóż brakuje mi właśnie czystości serca, czystości intencji i czystości pragnień. Daj Boże, bym spełniał wszystkie przykazania, ale wiem, że często tak nie jest. Jeśli jednak rzeczywiście je wypełniam, to pytanie, jak je wypełniam. Spełnianie przykazań nie stanowi jeszcze o czystości serca i nie gwarantuje pokory.

 

Trwając w ciemności, niewiele widzę, choć dużo słyszę i czuję (bo gdy jeden zmysł jest ograniczony, wyostrzają się inne zmysły). Słyszę i czuję obecność Boga, ale Go nie dostrzegam. Słowo Boże, które jest Prawdą (por. J17,17), będzie zrozumiałe dla tego, kto staje się nowym człowiekiem, kto ma w sobie świeżość i wrażliwość człowieka żyjącego według ducha, a nie według ciała (por. Ga 5,16-26). Żyjąc mentalnością świata bardziej świat rozumiem niż Boga i odwrotnie. Biblia i zawarte w niej treści nie jest i nie może być zrozumiała dla tych, których „bogiem – brzuch, chwała w tym, czego winni się wstydzić, których dążenia są przyziemne” (por. Flp 3,19).

 

Potrzeba mi otwartości, odwagi i pasji, by wejść w trud konfrontowania własnego życia z Bożym Słowem. „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (por. J 8,31-32).

 

Jeśli jestem nie-uczciwy, to moje postępowanie nie jest i nie będzie całkowicie jawnym. Zawsze znajdzie się coś, co będę chciał ukryć. Także to, że żyję w nie-prawdzie, nie-Bożym słowem a ludzkim, nie-Bożą mentalnością a świata, nie-Bożo-centryczną miłością a ego-centryczną. Zamiast stać w świetle, gdzie wszystko widać i nic ukryć się nie da, uciekam w ciemność (nie-prawdę), w której nic nie widać, a wszystko da się ukryć. Wydaje mi się, że ciemność nie-prawdy jest mi światłem, że tu jestem bezpieczny, że tu czuję się dobrze. Ale nic zgoła bardziej mylnego.

 

Bojąc się, szukam poczucia bezpieczeństwa albo w prawdzie albo w nie-prawdzie (zależnie od wcześniejszych doświadczeń i przyzwyczajeń). Albo wychodzę (wprost) na światło albo wchodzę (wprost) w ciemność. Gdy jest jasno widzę wszystko, gdy jest ciemno widzę „nic”. Wszystko w świetle mogę dostrzec, nazwać i oswoić. „Nic” w ciemności nie dostrzegam, nie nazywam, nie oswajam. A jeśli, to po omacku i nie-pewnie. Bezpieczeństwo może dać mi i jasność i ciemność, bo i tu i tu po czasie mogę się odnaleźć. I tu i tu mogę „dobrze” po czasie funkcjonować. Jednak w świetle widzę więcej, pewniej, widzę wszystko (rzeczy duże i małe), widzę przestrzeń ograniczeń i swobody. Widzę innych. Wiem jak iść, by innym ich przestrzeni nie zabierać, by innych w ich wolności nie ograniczać, by się nie pchać, nie ranić, po prostu innych nie krzywdzić. W ciemności tej wrażliwości nie ma, bo dobrze nie widząc, ani ludzi ani rzeczy, idę jak popadnie, nieadekwatnie: w nie-pewności albo w pewności zuchwałej, w nadmiernym lęku albo agresywnej bucie.

 

ks. Dariusz Larus
mateusz.pl

 
Zobacz także
s. Anna Juźwiak AP

Autor natchniony śpiewa: „Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament”. Ufa, że Bóg może przekształcić żałobę w taneczne pląsy. Taniec i żałoba, płacz i lament, śmierć i życie, gniew i wesele przeplatają się w korowodzie jak w modlitwie psalmisty. Podobnie w naszym życiu wydarzenia, uczucia, nastroje i humory, całe bogactwo naszego wnętrza miesza się i tańczy, wiruje i szuka ukojenia, pomocy u Boga. On jest Jedynym, który zbawia i wydobywa nas ze smutku i z grobu

 
Agnieszka Myszewska

Gdy kochamy, doświadczamy cierpienia, bo nieprawość jest naszym domem, przyzwyczailiśmy się do niej. A miłość chce nas poprowadzić dalej. Przeprowadza nas przez ogień. Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia (Syr 3,5). Nie dlatego, że cierpienie ma taką moc uszlachetniania, jakiej nie posiada nic innego na świecie. Ale dlatego, że im bardziej zbliżamy się do Tego, który jest miłością, tym bardziej oczyszczamy się ze wszystkiego, co miłością nie jest.

 
Paweł Hańczak OCD

Mistyka – wypowiadając często to słowo, mamy na myśli wielkich świętych, sytuacje, wydarzenia, łaski nadzwyczajne, które są przeznaczone tylko dla nielicznych. Myślimy zaraz o stygmatach, bilokacji, lewitacji, widzeniach, szczególnych dotknięciach Pana Boga, czyli tak naprawdę o przeróżnych stanach, o których pisze św. Teresa w końcowych mieszkaniach swojej Twierdzy wewnętrznej. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS