logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jerzy Grzybowski, Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB
Przypinanie skrzydeł
Don Bosco
 


Jak sobie więc radzić z pustką po odejściu dzieci?

Można wykorzystać ten czas jako odkrywanie na nowo więzi małżeńskiej. To my jako małżonkowie jesteśmy dobrem, my jesteśmy sakramentem i dopiero z tego wynika nasza więź z dziećmi. Kiedy dzieci odchodzą z domu w sposób szczególny potrzebne jest odkrywanie siebie na nowo. Mamy wtedy dla siebie więcej czasu. Mamy też czas na niespełnione plany czy ambicje zawodowe, służenie innym, rozwijanie zainteresowań, realizację marzeń. Otwiera się cała gama możliwości spełniania swojego życia na częściowo już innych płaszczyznach, ale zawsze z nastawieniem, że my, w naszym małżeństwie, jesteśmy sobie dani i przeznaczeni do końca.

Sporo małżeństw się jednak w tym czasie rozpada.

Kiedy pojawia się pustka, a współmałżonek jej nie zapełnia, to często zaczyna się poszukanie nowego partnera. I to jest dramat.

Jeśli jednak rodzice nie szukają nowego partnera, ale narzucają swoją obecność dzieciom, jak one w takiej sytuacji powinny reagować?

Przede wszystkim z miłością, zrozumieniem, ale ze stanowczością. W czasie różnych rozmów z małżeństwami, które dzielą się tym problemem, mówimy, że mieszkanie samodzielne jest warunkiem ich dalszego szczęśliwego życia małżeńskiego, warunkiem dobrego ułożenia relacji z rodzicami.

Można nie mieszkać razem, a mimo to mieć taki problem.

Znamy takie sytuacje. To jest bardzo trudne. Młode małżeństwo musi wtedy bardzo pilnować, żeby rodzice nie czuli się odrzuceni. Trzeba tego pilnować, ale jednocześnie mówić stanowczo z miłością prawdę. Wiem, że to jest szalenie trudne dla obu stron, ale czasami trzeba powiedzieć delikatnie, ale wprost, że potrzebuje się autonomii. Zdarza się, że to odcięcie pępowiny jest właśnie takie dramatyczne. Wtedy potrzebna jest ogromna więź i zrozumienie między małżonkami, którzy na taką rzecz się decydują. W imię własnego szczęścia, dobrego życia, po prostu ochrony małżeństwa, decydują się ograniczyć kontakt z rodzicami nawet kosztem niezrozumienia przez nich.

A jak powinny wyglądać prawidłowe relacje rodziców z dorosłymi dziećmi?

Jest tyle możliwych sytuacji, ile małżeństw. Jedyna droga, jaką widzimy i proponujemy – to dialog. Ten sam dialog, który proponujemy małżeństwom podczas Spotkań Małżeńskich, jest tak samo ważny i wszystkie jego zasady obowiązują w relacjach rodzice – dzieci. Są cztery zasady pełnego miłości dialogu: bardziej słuchać niż mówić, bardziej rozumieć niż oceniać, bardziej dzielić się sobą niż dyskutować lub doradzać i ostatni element, dopełniający przebaczenie.

Nie jest to proste...

Tym bardziej, że ogromną rolę odgrywają emocje, uczucia, które się pojawiają i to tak w dzieciach, jak i w rodzicach. Z jednej strony pewnego buntu nieraz, jakiegoś wręcz nawet czasami poniżenia.

A jeśli już uda się przejść przez taki dialog, to czy rodzice nie będą się mimo wszystko czuli odstawieni na boczny tor?

Dzieci, nawet dorosłe, zawsze będą potrzebowały rodziców. Nasze nas potrzebują. Z radością do nas przyjeżdżają, radzą się. Ale może właśnie dlatego, że staramy się szanować ich samodzielność, ich odrębność, pomimo że nie wszystko nam się zawsze podoba...

To odwróćmy sytuację, co jeśli to dorosłe dziecko wciąż potrzebuje swoich rodziców i nadmiernie obciąża swoimi sprawami?

Wysłuchać trzeba zawsze, zrozumieć i doradzić.

Nawet jeśli chodzi o konflikty małżeńskie dziecka?

W żadnym wypadku! Każdy problem w małżeństwie powinien być rozwiązany bez arbitrażu rodziców, bo wtedy się tworzą różne stronnictwa i to tylko pogłębia konflikt. Znamy sytuacje, kiedy tego rodzaju odwoływania i najlepsze rady tylko konflikt między małżonkami pogłębiały.

Czy nieprawidłowe relacje z rodzicami są częstą przyczyną rozpadu małżeństw? 

Na pewno więcej niż połowa konfliktów, rozpadów małżeństw, z którymi mamy kontakt, jest spowodowana bezpośrednio lub pośrednio nieumiejętnością opuszczenia domu rodziców.

Z tego wynika, że trzeba wychowywać rodziców do tego, żeby byli gotowi na opuszczenie gniazda przez dzieci?

Tak i to przez cały proces wychowawczy, od okresu dojrzewania. Żona by mnie poprawiła, że to się zaczyna już w momencie, kiedy pozwalamy dziecku raczkować. Ale załóżmy, że taki 12-14-latek pyta "mamo, mam założyć szalik dzisiaj?", jeżeli mama powie "tak, masz założyć" albo "nie musisz zakładać", to jest błąd. Powinna mu kazać popatrzeć na termometr za oknem czy wyjść na balkon i samemu zadecydować. To jest decyzja, którą może już sam podjąć. Albo można też pomóc podjąć decyzję, np. przypominając: "wczoraj kaszlałeś", ale decyzja musi zapaść samodzielnie.

Nastolatki raczej nie pytają, ale walczą o podejmowanie decyzji...

Ale rodzice im to często utrudniają. A jeżeli nie są przygotowane do samodzielnego podejmowania decyzji, to tym bardziej będą ostro walczyć, bo będą miały o co. Chociaż często dzieci same pozostają uzależnione od rodziców i jest to jeden z przejawów ich niedojrzałości do małżeństwa. Rzecz w tym, żeby się samodzielności nauczyły, kiedy decyzje jeszcze nie są aż tak ważne jak w starszym wieku.

Temu zawsze będzie jednak towarzyszył strach rodziców...

Wiem, że to jest szalenie trudne, doskonale o tym wiem. Dlatego popełniamy mnóstwo błędów i dlatego nie wszystko jest takie różowe. Szalenie ważne jest, żeby nie mówić dziecku "ja wiem, że tak jest lepiej", tylko pomóc mu zrozumieć jak jest lepiej, dzieląc się własnym doświadczeniem.

  

 
strona: 1 2