logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Stanisława Iżyk-Dekowska
Radykalizm Ewangeliczny
Zeszyty Odnowy
 


Ci wszyscy, którzy poświęcają swój czas, rezygnując z kręcenia się wokół siebie i wciąż na nowo podejmują wysiłek zapraszania i rozmawiania z ludźmi wcześniej nieznanymi, płacą cenę miłości. Są kolejną generacją tych, którzy jak Piotr i jego towarzysze są skłonni zostawić wszystko (por. Łk 5,11).
 
Każdy ma coś, co odwraca jego uwagę od Bożego planu. Coś, co absorbuje, zatrzymuje, pozbawia entuzjazmu dla Ewangelii, okrada z intymności z Jezusem. Jeżeli ktokolwiek chce być uczniem Jezusa, a nie pozostawi tych rzeczy, stopniowo utraci radość i zapał, stanie się powierzchowny w swej służbie.
 
Bycie chrześcijaninem w świecie, który często jest wrogi wobec Chrystusa i chrześcijaństwa, kosztuje. Jezus nie ukrywał tego kosztu: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10,39). Jesteśmy tu, by stracić swoje życie dla Jezusa i pójść za Nim. Piotr, który to uczynił wraz ze swymi przyjaciółmi (por. Łk 5,11), napisał później w swoim liście: Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za nas i zostawił nam wzór, abyśmy szli za Nim Jego śladami (1 P 2,21).
 
Gdzie chodził Jezus, kiedy był z Nim Piotr i inni? Czy tylko do świątyni i synagogi? Gdzie chodziłby dzisiaj? Większość swego czasu Jezus spędzał z ludźmi, których życie nie mogło uchodzić za wzorowe. Jadał z nimi kolację i w rozmowie dotykał najbardziej istotnych życiowych problemów, zauważał ich potrzeby. Porównał siebie do dobrego pasterza, który idzie szukać jednej zagubionej owcy.
 
Nie możemy więc poprzestawać na przebywaniu we własnym towarzystwie. Jesteśmy powołani, by naśladować Jezusa w poszukiwaniu zagubionych, nawet jeśli oznacza to zaparcie się siebie, narażenie się na niezrozumienie, ośmieszenie czy inną formę prześladowania. Wielu myśli, że ktoś inny jest odpowiedzialny za przekazanie Ewangelii temu pokoleniu. Łatwo znaleźć wymówki uzasadniające własną bezczynność. Ale Pan zna prawdę. Ratuj wleczonych na śmierć, wstrzymaj rózgi, by nie zabijały... Czy powiesz: nie wiedziałem tego? – mówi Księga Przysłów (24,11).
 
Nie możemy mieć letniego serca dla Chrystusa i ludzi, których On szuka. W historii, którą kiedyś Jezus opowiedział, znajduje się sugestia, że nawet ludzie cierpiący wieczną mękę w piekle mają więcej pasji do ewangelizacji niż wielu chrześcijan. Potępiony bogacz, który nie zauważał ciężko chorego Łazarza leżącego pod bramą jego pałacu, powiedział do Abrahama: Proszę cię więc, Ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich ostrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki (Łk 16,27-28).
 
Jezus nie przyśle żadnego świętego z nieba, aby wykonał to, co należy do nas. Święci wykonali już swoją pracę. Teraz to my mamy się angażować. Ale Bóg nie będzie mógł posłużyć się nami, jeśli ponad Niego i Jego sprawę będziemy przedkładać bezpieczeństwo i komfort, żyjąc w duchowym samolubstwie. Człowiek, który wprawdzie cieszy się swoim zbawieniem, ale wciąż oczekuje od Boga zaspokojenia tylko swoich potrzeb i pragnień – zaczyna chorować.
 
Staje się jak Morze Martwe. Wpływa do niego świeża woda z licznych rzek, strumieni i potoków, niosąc ze sobą różne formy życia, które jednak szybko zamierają, a woda zaczyna cuchnąć. Dlaczego? Ponieważ nie ma odpływu. Stale przyjmuje, nigdy nie oddając na zewnątrz. Życie zamienia się w śmierć, a świeżość w słony szlam. Musimy mieć odpływ dla naszej wiary. Inaczej nasze duchowe życie wejdzie w stagnację i zacznie wydzielać przykrą woń. A mamy być miłą wonią dla Pana. Bogu niech będą dzięki, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie i roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania (2 Kor 2,14-15).
 
Dostrzeganie duchowych (i nie tylko) potrzeb innych ludzi oraz angażowanie się jest prawdziwym aktem uwielbienia Boga, gdyż wykonujemy w posłuszeństwie Jego zamiary. A to przynosi Mu honor i chwałę. Gdy znamy pragnienia Jezusa, lecz pozwalamy, aby myślenie tego świata wdarło się do naszego codziennego stylu życia, stajemy się nieuchronnie letnimi chrześcijanami. Jezus pukając do drzwi letniego Kościoła w Laodycei, mówi: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś... Obyś był zimny, albo gorący (Ap 3,15). Jego radą dla tego Kościoła jest nabycie złota w ogniu oczyszczonego... białych szat... oraz balsamu do namaszczenia oczu (Ap 3,18). To można otrzymać tylko od Jezusa. Gdy zwracamy się do Niego, uznając własną biedę, nagość i ślepotę, On odnawia naszą relacje z Nim.
 
Nigdy nie straćmy naszej miłości do Jezusa i do tego, co dla Niego jest ważne. Będąc ponownie do życia powołani, pozwólmy, by Jezus posłużył się nami do rozsiewania niezniszczalnego nasienia Bożego słowa, które ma moc przemienić nasze pokolenie.
 
Stanisława Iżyk-Dekowska
   
 
strona: 1 2 3