logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Małgorzata Bilska
Sercem Ewangelii jest wzajemność
Przewodnik Katolicki
 


Z ks. Mirosławem Toszą, założycielem i szefem Wspólnoty Betlejem oraz domu dla osób bezdomnych w Jaworznie, rozmawiała Małgorzata Bilska.

 

Od soboty 25 maja, tuż za bramą do Betlejem, stoi pomnik zmarłego trzy lata temu bezdomnego.


Podobno jest to pierwszy pomnik Człowieka w Polsce. Może to lekka przesada, ale gdy papieża Franciszka zapytano o to, kim jest i jak siebie definiuje, odpowiedział: jestem grzesznikiem, któremu Bóg okazał miłosierdzie. Włodek mógłby tak mówić o sobie.

Okazuje je poprzez ludzi.


Tak jest od momentu, w którym Bóg wpadł na pomysł, żeby się wcielić. Są rzeczy, które mógłby zrobić sam, bez naszego udziału. Jednak relacja z nami bardziej Go cieszy od udowadniania nam, że jest potężny. I wzajemność. To się też przekłada na miłosierdzie – Bóg lubi je okazywać. Za naszym pośrednictwem.

Miłosierdzie kojarzy się z Samarytaninem. Lepiej widać je jednak w reakcji ojca, który wyszedł na spotkanie syna marnotrawnego. Ten przyznał: zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. A nie: zrobiłem błąd, każdemu się zdarza.

 

Syn był na takim etapie, że przez życie, jakie prowadził, zachwiała się jego wiara we własne synostwo. Nie zachwiała się w ojcu. On nigdy jej wobec nas nie traci. W przypadku Włodka wiele osób niczego się już po nim nie spodziewało.

Dla takich osób jak on zbudowałeś Betlejem. Gratuluję Ci, że od 25 lat jesteś takim właśnie księdzem.

 

Dziękuję. Chciałbym, żeby Pan Bóg miał podobne zdanie (śmiech).

Pamiętasz moment pewności, że tego chcesz?

 

To był proces. Zapoczątkowało go nawrócenie, jakie przeżyłem we wspólnocie Wiara i Światło. To było trzy lata przed wstąpieniem do seminarium. Tam po raz pierwszy świadomie odkryłem, co to znaczy być chrześcijaninem. Jako chrześcijanin i jako ksiądz jestem dzieckiem wspólnoty Jeana Vaniera. Więc najpierw była ta fascynacja.


Jeśli chodzi o powołanie, ważne było spotkanie z ks. Tadeuszem Dzidkiem, dziś profesorem teologii fundamentalnej na Uniwersytecie Jana Pawła II, a wtedy kapelanem naszej wspólnoty. Pracował u nas w parafii. Wcześniej nie byłem ani ministrantem, ani lektorem. O ile dobrze pamiętam, to z dwóch klas nie mam chyba świadectwa z religii. Grałem w piłkę i na religię nie chodziłem (śmiech). Lekcje odbywały się jeszcze wtedy w salkach przy plebanii, a nie w szkole.

Powiedziałeś, że odkryłeś, co to znaczy być chrześcijaninem. No więc?


Miałem luźny związek z Kościołem (z liturgią, z katechezą), bez doświadczenia spotkania z Chrystusem i pięknem Ewangelii. Chodzi mi o fascynację nie tyle kościelnością czy tradycją, ile samą osobą Chrystusa. Bardzo się w tym odnajduję. Jak coś się w człowieku chwieje, to punktem odniesienia nie jest powrót do doktryny, ale do Osoby. Nawracamy się, zawsze wracając do Osoby. Doktryna jest w służbie Osoby.


Szaweł, zanim się nawrócił, był ortodoksyjny. Pilnował doktryny i prawowierności. Odpowiedź Jezusa na pytanie Szawła z Tarsu: „Kim jesteś, Panie?” wszystko zmieniła. Spotkanie dało mu nowy klucz do czytania doktryny. Najważniejszą kwestią, gdy ktoś się pogubi, jest nie tylko „jak wrócić”, lecz „do kogo”. Podobnie jest z bezdomnością. Nie jest tak ważne „jak” wyjść z bezdomności, ale „do kogo”. Nie wychodzi się z niej gdzieś tylko zawsze do kogoś.

Nadal nie rozumiem, dlaczego zostałeś księdzem diecezjalnym. Mogłeś żyć z ubogimi jako świecki, wstąpić do zakonu.

 

Ten pomysł też kiedyś był. Sam tego nie rozumiałem. Kończyłem technikum górnicze i nagle pojawiła się myśl o seminarium. Trochę mnie wystraszyła. Wydawała mi się dziwna. Zacząłem o tym rozmawiać z ks. Tadeuszem. Zrobił mi listę z 10 pytaniami, które miały mi pomóc w rozeznaniu powołania. Poszedłem z nią na wagary. Siedziałem w kościele i przy każdym punkcie stawiałem plusik lub minusik.

Co wyszło?

 

Przewaga plusików. No ale to było trochę mało pogłębione… Skończyłem technikum i postanowiłem, że pójdę na rok do kopalni. Jak mi nie przejdzie, to spróbuję. To był zresztą bardzo dobry rok, dał mi fajną perspektywę patrzenia na wiele rzeczy. Decyzję podjąłem u benedyktynów… Zapadła po pięciu dniach pobytu w opactwie w Tyńcu.

Betlejem tworzyłeś od podstaw. Talent oraz oryginalność wyróżniają cię w strukturach kościelnych.


Wydaje mi się, że to się bierze ze spotkań z ludźmi. Jacek Hajnos, autor projektu i książki Różnica, teraz już absolwent Akademii Sztuk Pięknych i dominikanin, jest absolutnie genialnym grafikiem. Talent artystyczny odkrywał jako dziecko. On pierwszy sportretował Włodka, a wystawa jego prac towarzyszy konferencji i odsłonięciu pomnika. Ja nigdy nie miałem takich talentów, nie umiem rysować ani malować. Nie byłem też zafascynowany sztuką. Po podstawówce wybrałem technikum górnicze. Może się trochę na węglu znam.

Wyremontowałeś ruderę stuletniej szkoły. Wystrój wnętrz i otoczenie są artystyczne. Gdzie tu wiedza górnicza?


Pewne struny wrażliwości, talenty, odkrywałem w spotkaniach, co było dla mnie zaskoczeniem. Jakby nie Duch Święty, czułbym się trochę jak Nikodem Dyzma. To wszystko wydaje mi się nieprawdopodobne, a wręcz niemożliwe. Ja nie mogłem tego wymyślić. A ludzie tak to odbierają. To dzieje się w interakcji. Są talenty, które są wyraźnie we mnie lub w tobie. Ale są też takie, które nie są ani wewnątrz ciebie lub mnie, ale między nami.

Na konferencji, która towarzyszyła odsłonięciu pomnika, mówiliśmy o tym, jak ważna jest więź – to coś pomiędzy.

 

Sercem Ewangelii jest wzajemność. Nie: heroizm, świętość, wyjątkowość „w pojedynkę”. Zawsze jak się pojawia sformułowanie „charyzmatyczny ksiądz”, to mi się zapala lampka ostrzegawcza. Czy Bóg go tak wyposażył, że już nikogo nie potrzebuje? Tylko trochę ludzi, żeby go podziwiali? Odkrywanie rzeczy artystycznych, nawet Hundertwassera, wzięło się ze spotkań, z rozmów, z wyjazdów. Z tak zwanego przypadku. Jest rodzaj talentu podobny do tego, kim jest Duch Święty w Trójcy. Jego nie da się pomyśleć bez relacji. W taki sam sposób Duch pojawia się w Kościele – tylko w relacjach między ludźmi.

Jak stać się osobą dojrzałą do relacji?

 

To słowo zakłada czas – łaski i współpracy z łaską. Możemy mówić o cechach dojrzałości. Ale czasu się nie przeskoczy. Jeśli ktoś nie dbał o rozwój osobisty, o relacje z Bogiem i z ludźmi, o nawracanie się do tego kim ma być i do czego został powołany, to niestety dojrzałości nie ma. Jezus mówi „kto trwa we mnie, będzie przynosił owoc obfity”. Trzeba mieć determinację w nawracaniu się, to nie jest sprawa jednorazowa.

Kryzysy mogą być schodami do dojrzałości?

 

One są nieodzowne. Najgorszą rzeczą jest chcieć dojrzeć bez kryzysów. Człowiek ma wtedy poczucie, że dojrzałość zawdzięcza samemu sobie, nie łasce. To w kryzysie człowiek odkrywa własną nędzę, słabość, ubóstwo. I że potrzebuje Boga, który ma go zbawić. To nie kryzys jest niebezpieczny, tylko poczucie, że zbawimy samych siebie. Obecny kryzys jest szansą dla nas, że zobaczymy, jak się pogubiliśmy w rzeczach fundamentalnych. Grzechy są przejawem tego zagubienia. Staliśmy się niemoralni, bo odeszliśmy od korzeni, od źródła. Nawrócenie musi być powrotem do więzi z Jezusem, a nie zrzuceniem kurzu, posianiem trawy w miejsce bagna i przestawieniem kilku płotów. Powrotem do moralności... Musimy wrócić do wierności Osobie Jezusa. Jego teraz potrzebujemy.

Rozmawiała Małgorzata Bilska
Przewodnik Katolicki 22/2019