A dlaczego ewangelizacja jest potrzebna? Właśnie dlatego, że żyjemy w świecie, który jest teoretycznie chrześcijański i wypełniony kościołami, ale zmiany kulturowe rzeczywiście są w wielu wypadkach antychrześcijańskie. Niemniej jednak, ewangelizacja nie oznacza wprost przemiany struktur świata. Tego już Kościół próbował w przeszłości z marnymi skutkami.
Zatem pozostają nam świadectwo, dialog, głoszenie Słowa. Środki słabe. Bardzo słabe.
Nie słabe, tylko ewangeliczne. A w jaki inny sposób miałby się Kościół rozwijać?
Misjonarstwo trzeba pogodzić z szacunkiem dla wolności drugiego człowieka. W którym momencie się wycofać, jak się zorientować, że dalej nie wolno?
Wolność polega na tym, że dwie osoby spotykają się w dialogu. Dialog kończy się wtedy, gdy jedna z nich powie, że nie ma ochoty dłużej rozmawiać.
Chrystus mówi: idźcie i nauczajcie, a nie: idźcie i dialogujcie.
Dialog jest – po świadectwie pierwszym środkiem ewangelizacji. Paweł VI wymieniał świadectwo i dialog. Świadectwo jest po to, żeby w innych rodziło pytania. Kiedy ktoś mi je zada, spróbuję na nie odpowiedzieć. Ale też wysłucham drugiej osoby, nie będę udawał, że jej świat wartości i myślenie są mi obojętne. Dialog oznacza właśnie szacunek do drugiego człowieka.
W tym się kryje pułapka. Niektórzy pojmują dialog jako wzięcie w nawias swoich przekonań, by nimi nie urazić drugiego.
Nie widzę powodu, bym przed niewierzącym miał udawać kogoś innego, niż jestem. Wierzę przecież nie przeciwko komuś.
Zaraz, a co ze "znakiem sprzeciwu wobec świata"?
Znakiem sprzeciwu chrześcijanina jest to, że kocha radykalnie. To w ten sposób staje się dla świata solą w oku. Chrześcijanin głosi Jezusa Chrystusa i życie wieczne, wskazuje pewną koncepcję człowieka – ale to koncepcja pozytywna. W świecie, który jest przeerotyzowany, chrześcijanin będzie świadkiem wartości miłości i małżeństwa oraz tego, że seks nie jest czymś banalnym. Jeśli świat wariuje na punkcie pieniędzy, chrześcijanin też jest znakiem sprzeciwu – o ile wie, czym jest ubóstwo. Jeśli tego nie wie, a gani świat za materializm, to jest co najwyżej chodzącą obrazą boską.
Czyli nie tylko "można kochać i nie wiedzieć o tem", ale i ewangelizować, nie zdając sobie z tego sprawy. Ktoś, obserwując moje małżeństwo, uzna je za tak dobre, że sam zrezygnuje z rozwodu. A Bóg poczyta mi to za zasługę…
A cóż to za ironia?
Po prostu w ciągu prawie 30 lat życia nie zdarzyło mi się, żeby ktoś się ochrzcił ze względu na to, że ja świadczyłem o Bogu. I myślę, że to jest doświadczenie większości chrześcijan.
Masz dziecko?
Mam.
Uczysz je wiary?
Tak.
Prowadzisz do kościoła?
Prowadzę.
Więc sam widzisz… A po rozmowie dam ci jeszcze kilka zaproszeń na wydarzenie ewangelizacyjne w Krakowie, może przekażesz je komuś.
Chodzi mi o to, że nie każdy nadaje się na aktywistę.
Ewangelizacji nie prowadzą żadni aktywiści.