Ktoś mądry powiedział: „Nie istnieje droga na skróty do miejsca, do którego dojść warto”. W wychowywaniu dzieci również nie ma drogi na skróty. Trzeba ją przejść od początku do końca (choć proces ten tak naprawdę nigdy się nie kończy) z pełną świadomością i całkowitym zaangażowaniem. Nie jest to łatwa droga.
Życie z takim przekonaniem może być udręką. Zamiast cieszyć się i być szczęśliwym, ciągle próbujemy schować samych siebie pod naszym image, który starannie przygotowaliśmy dla innych. Społeczeństwo uczy nas, że niedoskonałości w wyglądzie wynikają z wad charakteru – jesteśmy za słabi, żeby „wziąć się za siebie”.
Wychowywać dzieci do wolności, to znaczy wychowywać je do odpowiedzialności za siebie i swoje wybory. Wolność jest zagadnieniem złożonym i każdy trochę inaczej je rozumienie. Dla mnie jest to przede wszystkim pewna przestrzeń, dzięki której mogę dokonywać wyborów. To ważne, by rozwijać w dziecku świadomość, że jego decyzje i zachowania nie pozostają oderwane od rzeczywistości, ale będą musiały zderzyć się z ich skutkami.
Szczęśliwy człowiek, który rozumie sens wydarzeń. Porównuje koleje swego losu do pereł w naszyjniku. Nie chowa ich do szuflady, lecz z dumą nosi na szyi. Jest radosny, a jego życie jest piękne, tak jak piękna jest jedno, dwu, lub trzyrzędowa kolia pereł, nawet jeśli gdzieniegdzie ma jeszcze sztuczne perły. Te sztuczne nie rzucają się w oczy. Musimy się pogodzić z tym, że nie od razu wszystkie nasze perły będą prawdziwe.
Już w najstarszych nurtach judaizmu idolatrię traktowano jako grzech oddawania czci wyobrażeniom fałszywych bóstw. Występujący nie tylko w folklorze żydowskim kult słupów, kamieni, ciał niebieskich, tłumaczono jako konsekwencję słabości natury ludzkiej i braku wiary w jedynego Boga. Praktyki bałwochwalcze były jednoznacznie potępiane przez proroków (odstępstwo, nierząd, cudzołóstwo, głupota, tzw. „grzech obrzydliwości”).
Każdy z nas zmuszony jest do podejmowania ważnych decyzji. Duża część z nich posiada wielkie znaczenie i rzutuje na nasze przyszłe życie. Tego rodzaju decyzje poprzedza zwykle ogromny wysiłek wewnętrzny, okupiony niejednokrotnie czasem długich wahań lub kryzysów. Nie bez przypadku pojęcie „kryzysu” wywodzi się z greckiego krinein, używanego dla wyrażenia „osądzania” oraz „podejmowania decyzji”.
Pewnym odzwierciedleniem specyfiki męskiego serca jest obraz budującego się Kościoła, gdzie mamy multum pomocników - facetów, którzy wiedzą, że mogą się tu na coś przydać. Gdy Kościół jest już ukończony, pojawiają się kilka razy, dumni, że przyłożyli do tego swoją rękę. Potem się gdzieś rozpływają. Widzą, że tu już ich rola się skończyła. Bo niestety słynne 3xS (stój, słuchaj, śpiewaj) nie jest naszą domeną.
Należy przypomnieć, że Bóg przekracza ludzkie rozróżnienie płci. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą, jest Bogiem. Przekracza także ludzkie ojcostwo i macierzyństwo, chociaż jest ich początkiem i miarą: nikt nie jest ojcem tak jak Bóg. Bóg jako wzór Ojcostwa szczególnie wyraźnie przebija się w wypowiedziach Jezusa, które zebrał św. Jan Apostoł w swojej Ewangelii. Najwięcej wypowiedzi na ten temat znajduje się w rozdziale piątym. Przypomnijmy sobie kontekst wypowiedzi Jezusa...
Każda całość składa się z wielu drobnych części. Każda drobna część wpływa na całość, którą tworzy. Drobne zachowania powtarzane regularnie tworzą codzienne nawyki, te zaś mają realny wpływ na jakość naszego życia. Dbanie o to, co codzienne, powtarzalne, czasami pozornie mało ważne, przekłada się na funkcjonowanie nie tylko nas samych, ale także naszych bliskich.
Bycie kreatywnym to droga do sukcesu zawodowego i społecznego. Jednakże gdzie jest miejsce twórczości w wychowaniu młodych ludzi? Wydaje się, że procesy edukacji i wychowania zmierzają w kierunku antytwórczym, stawiając na wyniki zdawanych testów, trafianie w „klucz” czy realizowanie odtwórczych zadań.
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
Wielki dar chrzcielnych łask został nam dany w naszym niemowlęctwie, gdy nie potrafiliśmy jeszcze świadomie poznawać i wierzyć. Trzeba zatem, byśmy – teraz jako dorośli – stawali się świadomymi uczestnikami wielkiej łaski Chrztu. Dzieje się to wtedy, gdy otwieramy się na różne formy ewangelizacji i katechizacji; gdy słyszane treści uwewnętrzniamy w czasie medytacji i kontemplacji.