Największy cud dokonuje się bez rozgłosu, bez cudowności. Ale pasterze nie są zawiedzeni. Znak się zgadza. Widzą słowo, które się wydarzyło, zgodnie z tym, co usłyszeli. Opowiadają Maryi i Józefowi, co im zostało objawione. Umacniają w ten sposób ich wiarę. Łukasz dodaje, że „Maryja zachowywała wszystkie te słowa i rozważała (dosłownie: składała razem) je w swoim sercu” (2,19). A pasterze „wrócili, chwaląc i błogosławiąc Boga za wszystko, co usłyszeli i zobaczyli, zgodnie z tym, co im zostało objawione” (2,20). Są szczęśliwi, chwalą Boga, wracają na swoje pastwiska, ale wiedzą już, że nie są sami. Odkryli, że ich ludzki, niełatwy przecież los dzieli z nimi Bóg, którego nie muszą się obawiać.
Dziecko rozumie dziecko
Aby zobaczyć sens Bożego Narodzenia, trzeba przejść drogę pasterzy. Zostawić choć na chwilę swoje pastwisko – zmartwienia, zbawcze pomysły, idee, mody, trendy, filozofie, medialne komentarze itd. Wiara pasterzy jest dziecięco prostym zaufaniem Bogu. Najpierw usłyszeli, a potem zobaczyli. My chcielibyśmy odwrotnie. Domagamy się od Boga nadzwyczajnych dowodów Jego obecności.
Boga widzą tylko ci, którzy wpierw słuchają Go pośród swoich ciemności i wierzą Jego słowu. Rozpoznać Boga w dziecku mogą tylko ci, którzy sami mają w sobie coś z dziecka. Tylko dziecko jest w stanie zrozumieć dziecko. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8). Teofil z Antiochii pisał przed wiekami: „Jeśli powiadasz mi: pokaż mi twego Boga, to odpowiem ci: pokaż mi twego człowieka (…). Bo Boga poznają ludzie, którzy potrafią Go zobaczyć, którzy mają otwarte oczy ducha (...) Jak lustro musi być czyste, tak czyste musi też być wnętrze człowieka”. Nie ma poznania Boga bez nawrócenia, bez uwolnienia serca od rozpychającej się wszędzie pychy. Czy nie jesteśmy zanadto dorośli i dlatego nie widzimy?
Wielkość człowieka, małość Boga
Bóg stał się mały, aby nas, małych, uczynić wielkimi. Tak można streścić sens tajemnicy przyjścia Boga na świat w ludzkiej postaci. Paradoks polega na tym, że człowiek nie chce wielkości, którą oferuje mu Bóg, woli być „bardziej realistyczny”, „bardziej trzeźwo myślący”. To jakiś rodzaj fałszywej pokory. „Człowiek nie chce uwierzyć, że Bóg go zna, że nim się zajmuje, że na niego patrzy, że jest mu bliski” (Benedykt XVI). Za wielkie i godne człowieka uważa się raczej „odważne” odrzucenie wiary, niż przyjęcie jej propozycji. Może dlatego właśnie religijne przesłanie Bożego Narodzenia wywołuje w zachodniej cywilizacji niepokój, a momentami nawet agresję. Nikt nie chce być odstępcą od dawnej wiary i pewnie dlatego powstają lżejsze, neutralne wersje „Bożego Narodzenia”. Takie, które odpowiadają wybranemu stylowi życia i dlatego nie niepokoją zagłuszonego sumienia. Takie, które nie zmuszają do męczących wypraw w podejrzane okolice. Pasterze usłyszeli w nocy anielską pieśń, którą powtarzamy często w kolędach: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał (Łk 2,14). Ta pieśń także pokazuje, czym jest Boże Narodzenie. Bóg upodobał sobie w ludziach. Kocha nas i chce dać nam swój pokój. Biblijne słowo szalom nie oznacza tylko braku wojny, ale coś znacznie głębszego. Chodzi o zasadnicze poukładanie naszych ludzkich spraw, pogodzenie z sobą, z innymi, z Bogiem. Chodzi o świat bardziej ludzki, wolny od nienawiści, zazdrości, podejrzliwości, strachu, zakłamania. Taki świat jest możliwy, pod warunkiem, że ludzie nie zapomną o chwale Boga, podpowiada anielska pieśń. Jego chwała objawiła się w człowieczeństwie Jezusa. Dlatego nie trzeba szukać Boga w zaświatach. Jego majestat i piękno rozbłyska w każdym człowieku. Zobaczyć boski blask w ludzkiej twarzy, uwierzyć, że Bóg jest blisko naszych ludzkich spraw, dać się pokonać tej niepojętej bezbronnej Miłości, wziąć na ręce i przytulić Dziecko. Wtedy wydarza się naprawdę Boże Narodzenie.
ks. Tomasz Jaklewicz