logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bartłomiej Kucharski OCD
Święta od Nadziei
Głos Karmelu
 
fot. Amor Santo, Saint Theresa of Lisieux | Cathopic (cc)


Przysłuchując się świadectwom osób tworzących kulturę można usłyszeć wyznania, które nie napawają nadzieją – Bóg umarł, jesteśmy skazani na pustkę i nicość, człowiek jest wrzucony w ciemność życia i skazany na ciemność śmierci.

 

Pewien polski poeta napisał, mieszkając w dalekim San Francisco, że żyjemy w przedziwnych czasach, w których:

 

Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Pan Zastępów, kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im zostawiając wnioski i nie mówiąc nic".


Słowa te wyrażają w poetyckim skrócie największy ból człowieka żyjącego we współczesnym świecie kultury techniczno-medialnej. Ten świat naznaczony jest poczuciem wielkiego osamotnienia.
Bóg stał się dla współczesnego człowieka milczeniem, jak niektórzy twierdzą – Wielkim Nieobecnym.
Rzeczywiście, przysłuchując się, choćby pobieżnie, świadectwom osób tworzących kulturę, która przecież jest takim podstawowym środkiem odzwierciedlającym poglądy żyjących obecnie ludzi, można usłyszeć wyznania, które nie napawają nadzieją – Bóg umarł, jesteśmy skazani na pustkę i nicość, człowiek jest wrzucony w ciemność życia i skazany na ciemność śmierci… a Tadeusz Różewicz – polski poeta – dodaje:

 

nie wierzę od brzegu do brzegu
mojego życia
nie wierzę tak otwarcie
głęboko
jak głęboko wierzyła
moja matka


(ten wiersz pochodzi z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku; należy zaznaczyć, iż w ostatnio publikowanych tekstach autor Kartoteki coraz bardziej otwiera się na świat wiary).

 

Jaką postawę wobec takich wypowiedzi i deklaracji powinien zająć chrześcijanin, który jest przekonany, że są niesłuszne albo, mówiąc inaczej, nie wyczerpują do końca możliwości diagnozy stanu ducha współczesnego człowieka? Może się oczywiście obrazić śmiertelnie na bezbożników i ateuszy i nieustannie obwiniać ich o całe zło dziejące się na świecie. Ma do tego prawo i często z niego korzysta. Jednak piszącemu te słowa bliższa jest postawa wyrażona przez Romana Brandstaettera w wierszu Madonna ateistów. Oto jego fragment:

 

Czuwam nad tymi,
Którzy nie wierzą
W mojego Syna.
Pragnę im pomóc.
Są moimi dziećmi.
Jak wszyscy.
Chociaż nic o tym
Nie wiedzą.
Modlę się.
Modlę się
Za tych,

Którzy się nie modlą

 

Myślę, że pogubieni w chaosie współczesności, gdzie głos Boga został przytłumiony przez nienawiść dwóch światowych wojen, przez lata zimnej wojny, przez terroryzm i inne tragedie, o których aż nadto rozwodzą się codziennie środki masowej komunikacji, potrzebują – zamiast słów krytyki i odrzucenia – modlitwy i współczucia. A to ostatnie będzie niekiedy oznaczać współodczuwanie ich wewnętrznych stanów, wejście w nie z pozycji nie zewnętrznego obserwatora, ale kogoś rozumiejącego i współodczuwającego wraz z nimi niejako od środka ich troski i niepokoje. Takiej postawy uczy nas św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą na swój prywatny użytek nazywam patronką wszystkich, którzy zgubili w życiu sens, którzy nie mają już w sercu wiary i nie żyją nadzieją na jakąkolwiek pozytywną zmianę. Może, parafrazując Brandstaettera, można ją nazwać Patronką Ateistów? Spróbuję to uzasadnić…

Nasza mała Święta przez całe swoje świadome życie cieszyła się myślą, że po krótkim życiu na ziemi dostąpi wielkiej radości bycia z Jezusem w niebie. Gdy w 1895 roku ofiarowała się Miłości Miłosiernej w całopalnej ofierze, odczuwała wielką radość, o której tak pisze: "Cieszyłam się wówczas wiarą tak żywą, tak jasną, że myśl o Niebie napełniała mnie szczęściem. Nie mogłam uwierzyć, że istnieją bezbożni, którzy wiary nie mają. Sądziłam, że jeśli zaprzeczają oni istnieniu Nieba, tego pięknego Nieba, gdzie sam Bóg chciałby się stać ich wieczną nagrodą, czynią to wbrew swemu wewnętrznemu przekonaniu".

 

Ta radość i wewnętrzna błogość ginie, gdy w Wielki Piątek 1896 roku Teresa doznaje krwotoku płucnego. Wraz z pogarszającym się stanem zdrowia pojawia się w jej duszy coś, co ją przeraża.

 

Stwierdza, że Jezus "pozwolił, aby duszę moją spowiły najgęstsze ciemności, że myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się przedmiotem walki i udręki… ciemności szydziły ze mnie, zapożyczając głosu bezbożników: – Marzysz o światłości, o ojczyźnie napełnionej cudowną wonią, marzysz o wiecznym posiadaniu Stwórcy tych wszystkich wspaniałości, spodziewasz się, że kiedyś wyjdziesz spośród otaczającej cię mgły! Naprzód, naprzód, ciesz się na śmierć, która ci da nie to, czego oczekujesz, ale noc jeszcze głębszą, noc nicości". Teresa intensywnie poszukuje odpowiedzi na pytanie o sens tego, co przeżywa. I odpowiedź jest jej dana. Bóg uświadamia jej, że ma szczególny udział w cierpieniu ludzi pozbawionych wiary, że dotyka dna ich duszy po to, by mogła skutecznie orędować w ich intencji. Wyznaje: "Mówię Mu, jak jestem szczęśliwa, że nie cieszę się tym pięknym Niebem na ziemi, bo dzięki temu mogę otworzyć je na całą wieczność biednym niewierzącym".

 

W najciemniejszej nocy wiary , w najcięższej próbie duchowej swojego życia, Święta odkryła sens. Jest nim nadzieja na zbawienie tych, którzy są zagubieni i oddaleni od Boga. U progu XX wieku – wieku szalejącego ateizmu – Bóg daje światu Teresę, która zmaga się z doświadczeniem ciemności wewnętrznych po to, by ten świat odnalazł w niej solidarną patronkę, która nie potępia nikogo, tylko szuka sposobu, by każdego doprowadzić do zbawienia. Jest szaleńcem nadziei na to, że uda się do nieba wprowadzić bardzo wielu zbłąkanych i pokłóconych z Bogiem ludzi… Mówi do Jezusa:

 

Twoje dziecko, o Panie, zrozumiało jednak boskie światło, więc przeprasza Cię za swych braci, godzi się spożywać chleb boleści tak długo, jak Tobie się będzie podobało, i wcale nie ma ochoty wstać od tego stołu zastawionego goryczą, przy którym pożywiają się biedni grzesznicy, zanim nadejdzie dzień przez Ciebie wyznaczony…Ale czyż nie może wołać w imieniu swoim i swoich braci: Zmiłuj się nad nami, Panie, bo jesteśmy biedni grzesznicy! O Panie! Dozwól nam odejść usprawiedliwionymi…Niech ci wszyscy, którzy nie byli dotąd oświeceni jasnym promieniem Wiary, zobaczą w końcu jej światło… O Jezu…

 

Czyż można iść jeszcze dalej po drodze solidarności i współczucia wobec tych, którzy cierpią ciemność niewiary, którzy jak Różewicz i wielu innych powtarzają "nie wierzę, nie wierzę…"?

 

Teresa osiąga szczyt współczucia. Jej wstawiennictwo owocuje w życiu wielu niedowiarków łaską odnalezienia drogi do domu Ojca. Sądzę jednak, ba, jestem tego pewny, że i my możemy być dla różnego rodzaju życiowych rozbitków osobami niosącymi nadzieję. Może nie ma w nas takiej siły, by cierpieć jak Teresa, by współuczestniczyć w "nocy nicości" wielu współcześnie żyjących daleko od Bożego światła. Ale mamy moc modlitwy i moc życzliwości, która nie potępia, lecz rozumie i obdarza ciepłem akceptującej gościnności.

 

Obserwuję od kilku lat przedziwną relację, jaka wytworzyła się między Siostrami Karmelitankami Bosymi w Oświęcimiu a Haliną Birenbaum – Żydówką, która podczas wojny straciła nie tylko najbliższych w komorach gazowych niemieckich obozów zagłady, ale sama, żyjąc w piekle Oświęcimia i paru innych tego rodzaju miejsc, straciła wiarę swojego Ojca i swojej Matki. Bóg stał się popiołem jej Rodziców i jej Rodaków. Teraz żyje w Izraelu, ale dzięki temu, że napisała kiedyś przejmującą relację z czasów zagłady – Nadzieja umiera ostatnia – często przyjeżdża do Oświęcimia i wobec grup młodzieży z różnych krajów daje świadectwo o tym, co wydarzyło się z narodem Abrahama pomiędzy 1939 a 1945 rokiem. Kto ją raz usłyszał, ten wie, że jej słowa uobecniają wciąż tamte wydarzenia, kto przeczytał jej książkę, ten czuje się uczestnikiem tamtych wydarzeń. Ona przywołuje swoimi słowami tamten czas – jest on w niej wciąż obecny i dzięki temu potrafi ona wprowadzić w tę obecność wszystkich, którzy chcą jej posłuchać. Kiedyś trafiła ze swoją opowieścią do sióstr karmelitanek. Jak sama mówi, bała się je odwiedzić. Lecz spotkała się w Karmelu z życzliwością i współczuciem. Nikt jej nie potępił ani nie skrytykował. Została obdarzona bezinteresowną miłością i zrozumieniem bólu, który jest w niej wciąż krzykiem protestu, jest buntem wobec tego, co stało się w Oświęcimiu w mrocznym okresie Holocaustu. W życzliwych twarzach Sióstr, w ich modlitwach odnalazła Halina Birenbaum spokojną przystań ukojenia. Wsłuchajmy się w jej świadectwo o przyjaźni z oświęcimskimi karmelitankami:

 

I czuję, jak za każdym razem, gdy przychodzę tutaj, coś nowego, wielkiego budzi się we mnie, wypełnia siłą jakiegoś dobra i prawdy wewnętrznej. Odpada małostkowość, udręka błędów własnych i cudzych, rozczarowań, zwątpień i staję się prawdziwą sobą w tym spokoju tutaj i niezachwianej życzliwości – wyzwolona taka! Mogę mówić o wszystkim, śmiać się, nieraz także przez łzy radości czy smutku, wpatrzona w zasłuchane, rozumiejące i aprobujące oczy Sióstr. Tylko to napięcie i lęk czegoś mistycznego odprowadzają mnie dotąd, jak tą dziewczynkę z pierwszego oddziału szkoły powszechnej – od progu klasztoru do miejsca, gdzie za kratą witają mnie radosne, przyjazne uśmiechy, serdeczne słowa, wyciągnięte do mnie dłonie – i od razu odpada pancerz wszelkiej niepewności, jakiegokolwiek lęku. I nagle mogę znaleźć oraz wydobyć z siebie tak wiele!

 

Nie trzeba więc wielkich słów, nie trzeba nawracać na siłę, wystarczy być z cierpiącym, uśmiechnąć się do niego, wysłuchać jego opowieści, powiedzieć – dobrze, że jesteś. I w ciszy serca mówić o nim z Bogiem. Kto wie, ilu okrutnie poranionych przez współczesność, bezdomnych duchowo ludzi, odnajdzie drogę do domu Ojca dzięki takiej postawie chrześcijan? Dlatego jestem po stronie Madonny Ateistów, dlatego przyjaźnię się też ze świętą Teresą od Dzieciątka Jezus, czyli Siostrą wszystkich niedowiarków. Niech jej przykład zarazi nas nadzieją, która zawsze otwiera drogę ku Temu, który jest Panem rzeczy niemożliwych.

 

Pogubieni w chaosie współczesności, gdzie głos Boga został przytłumiony przez nienawiść dwóch światowych wojen, przez lata zimnej wojny, przez terroryzm i inne tragedie, o których aż nadto rozwodzą się codziennie środki masowej komunikacji, potrzebujemy – zamiast słów krytyki i odrzucenia – modlitwy i współczucia.

 

Bartłomiej Józef Kucharski OCD
Głos Karmelu 3/2005

 
Zobacz także
ks. Marek Ciesielski SChr
Edyta Stein – św. Benedykta od Krzyża jest przede wszystkim kobietą, która w naszych czasach odpowiada na pewne zagadnienia, jakie pojawiają się w rozmowach religijno – społecznych, a szczególnie w rozmowach na temat feminizmu, bardzo lansowanego przez środowiska kobiece. Edyta Stein nie była prostą dziewczyną. Była niezwykłą postacią w świecie intelektualnym, w czasach kiedy kobiety nie były promowane tak wysoko, a absolutną rzadkością było doktoryzowanie się kobiety...
 
ks.Mieczysław Piotrowski TChr
Bóg kocha i pragnie zbawić wszystkich ludzi. Każdy człowiek otrzymuje szansę zbawienia. Nie ma ludzi przeznaczonych na potępienie. Nie można jednak zapominać, że oprócz Bożej woli zbawienia wszystkich ludzi istnieje wolna ludzka wola, która może odrzucić Boga i wzgardzić Nim. Pan Jezus wielokrotnie mówił, że odrzucenie Boga przez człowieka prowadzi do wiecznego potępienia... 
 
Jacek Poznański SJ

Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS