logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Patryk Lubryczyński
Święty, nie krasnolud
Idziemy
 
fot. Laurent Peignault | Unsplash (cc)


W otoczeniu św. Mikołaja cuda to codzienność. - mówi dr. Dariusz Karłowicz, prezes Fundacji Świętego Mikołaja, w rozmowie z Patrykiem Lubryczyńskim.


Dlaczego wybraliście Państwo na patrona fundacji św. Mikołaja?

 

Wynikało to z mieszaniny życiowych doświadczeń, przypadku i zamierzeń. Razem z wiceprezes i dyrektor Fundacji św. Mikołaja, Joanną Paciorek, zaczynaliśmy od robienia kampanii społecznych w ramach agencji reklamowej, której byłem właścicielem. Zależało nam, aby nie była to forma autoreklamy, a twórcy pozostali anonimowi. Dlatego nie przedstawialiśmy autorów kampanii, które przygotowywaliśmy siłami przyjaciół i wolontariuszy.

 

Pamiętam, że na Joannę naciskał pracownik jednej telewizji, proszący o podanie nazwy agencji, która wykonała reklamę. Zasłoniła słuchawkę dłonią i spytała mnie, co ma powiedzieć. „Powiedz, że zrobił to św. Mikołaj” – odpowiedziałem. Wzięła żart dosłownie i przekazała informację, a nazwa szybko się przyjęła.

 

Co jest dla Pana ciekawego w żywocie św. Mikołaja?

 

Lubię w nim to, że był człowiekiem z krwi i kości. Podobno w gniewie uderzył w twarz Ariusza podczas soboru w Nicei w 325 r. To jasne, że pięść to najgłupszy argument w sporze o objawioną Prawdę, ale z całą pewnością nie ma tu cienia świętoszkowatej letniości. Najsilniej jednak na moją wyobraźnię działa legenda o trzech złotych kulach. To jest dokładnie to, co św. Jan Paweł II nazywał wyobraźnią miłosierdzia. Św. Mikołaj, zanim został biskupem, był zamożnym młodzieńcem z Miry. Legenda mówi, że ubogiemu sąsiadowi mającemu trzy córki podrzucił trzy złote kule. Dlaczego? Otóż dziewczyny nie miały pieniędzy na posag, a panna bez posagu nie mogła liczyć na zamążpójście. Gdyby nie te kule, skończyłyby na ulicy. Uratował je przed upokorzeniem, nędzą.

 

Jeszcze przed II wojną światową w warszawskich kościołach stały skrzynie, nazywane skrzyniami św. Mikołaja, do których wrzucano pieniądze na posagi dla ubogich panien. Tradycję tę miał wprowadzić już w XVI w. Piotr Skarga. Historia świętego z Miry jest bardzo zrośnięta z polskością. To podobno jeden z najczęstszych patronów świątyń w Polsce. Sam spędziłem dzieciństwo w XIII-wiecznym kościele pw. św. Mikołaja.

 

Ma Pan pomysły na obdarowywanie innych w sytuacji pandemicznej?

 

Od lat fundacja skupia się na działalności stypendialnej dla utalentowanych dzieci z niezamożnych rodzin w ramach dużego projektu „Solidarna Szkoła”. Pandemia szalenie zwiększyła znaczenie komputera. To dziś nie luksus, ale konieczność. Dzieci bez dostępu do nowoczesnej technologii w praktyce pozbawione są edukacji. Obecnie staramy się energicznie koordynować rozmaite akcje, które pozwalają zbierać sprzęt komputerowy i przekazywać go do stypendystów – zbieramy sprzęt i pieniądze. Sprawa jest naprawdę poważna. Kto nie ma komputera, nie ma też szkoły, jak mówi św. Mikołaj w przygotowanej przez nas reklamie, która niedługo znajdzie się w mediach. Pomagamy także młodzieży w syryjskim Aleppo i w przyfrontowym Mariupolu na Ukrainie. Tam jest teraz bardzo ciężko.

 

Komercyjny wizerunek św. Mikołaja jest daleki od postaci historycznego świętego. Z czego to wynika?

 

Ten skądinąd sympatyczny subiekt krasnolud, który stał się elementem świątecznego marketingu za sprawą amerykańskiego Cola-Klausa, to oczywiście zupełnie inna para kaloszy niż chrześcijański święty. Cenię zalety wolnego rynku i cieszę się, że kwitnie handel, ale ten prawdziwy św. Mikołaj ma do zrobienia dużo poważniejsze rzeczy, więc lepiej go z Cola-Klausem nie pomylić. W Fundacji św. Mikołaja zawsze staraliśmy się pilnować tej różnicy. W naszych kampaniach św. biskup z Miry wiele razy głosem Franciszka Pieczki wyjaśniał: „To ja, św. Mikołaj, ale ten prawdziwy biskup od potrzebujących. Ja namawiam do pomagania, nie do kupowania”.

 

Jak mądrze pomagać?

 

Myśleć, co się robi, i próbować zrozumieć, na czym może polegać naprawdę trafiona pomoc. Oczywiście mówię o ideale, bo to nie zawsze się udaje. Ale chodzi o to, żeby spróbować zrozumieć, co w danym wypadku jest problemem. To przecież nie zawsze są pieniądze. Trzeba bardzo uważać, żeby celem nie stało się zaspokojenie naszej potrzeby pomagania, a nie potrzeb tych, którym mamy pomagać. Inaczej dodamy jeszcze jednego misia do zalewających Domy Dziecka tysięcy pluszowych misiów. To trochę tak, jak z udanym prezentem pod choinkę – trzeba wiedzieć komu i po co.

 

Zna Pan kogoś, kto zamiast pisać listy do św. Mikołaja modli się za Jego przyczyną?

 

Joanna Paciorek prowadziła kiedyś taki zeszyt, który nazywał się „Dowód na istnienie Boga”. To były dziesiątki przedziwnych przypadków przytrafiających się nam w działalności fundacji. Bo w otoczeniu św. Mikołaja cuda to codzienność. Więc na pewno warto. A co do listów wysyłanych przez dzieci, to myślę, że jest tam dużo więcej głębokich modlitw, niż przypuszczamy.

 

Przypomina Pan sobie obraz św. Mikołaja z dzieciństwa?

 

Przychodził we własnej osobie, aż do Wigilii, podczas której zacząłem wypytywać, dlaczego ma na sobie kalosze naszego sąsiada. Od tej pory zawsze tak się jakoś składało, że zostawiał prezenty akurat wtedy, kiedy z siostrą wybiegaliśmy przed dom, żeby wypatrzeć pierwszą gwiazdkę. Później, jak to często bywa, moje siostry cioteczne dokonały na mnie „gwałtu przez uszy” i chociaż bardzo się broniłem, wyśmiały moją naiwną wiarę. Tak stałem się dziedzicem upadłej religii (śmiech). No, ale chyba dość szybko przeszedłem ten kryzys, zamieniłem się w młodzieńca, który biegał po PRL-owskich sklepach z nadzieją, że za swoje niewielkie kieszonkowe każdemu z bliskich kupi jakiś miły sercu podarunek.

 

Rozmawiał Patryk Lubryczyński
Idziemy nr 49/2020

 
Zobacz także
Iwona Budziak, Katarzyna Kroczek, Piotr Dylik

Może się to wydać dziwne, ale ksiądz mocno przeżywa sprawowanie sakramentu pokuty. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że penitent doskonale pamięta swoje spowiedzi, nawet te sprzed kilkudziesięciu lat. Zwłaszcza te, w których spotkał się ze zrozumieniem, bo ksiądz zajrzał w jego serce i starał się mu pomóc. Jeżeli ksiądz chce dobrze spowiadać, nie może pozostać zupełnie neutralny — musi się emocjonalnie zaangażować...

 

Do udziału w dyskusji na temat spowiedzi, która odbyła się w redakcji LISTU, zaproszono czterech doświadczonych spowiedników: Jakub Kruczek OP, Jarosław Kupczak OP, Tomasz Golonka OP, Jacek Krzysztofowicz OP. W imieniu czytelników pytania zadawali: Iwona Budziak, Katarzyna Kroczek i Piotr Dylik

 
Jarosław Wąsowicz SDB

Postacią, która zapisała się niezwykłą aktywnością w dziele salezjańskiego ruchu wydawniczego w okresie międzywojennym był ks. Aleksander Ogórkiewicz. Od początku salezjańskiej obecności na ziemiach polskich ważną płaszczyzną realizowania charyzmatu ks. Bosko była działalność wydawnicza i publicystyczna. Dość wspomnieć, że u początków naszej pracy wśród polskiej młodzieży dzieła salezjańskie zyskiwały wielu sympatyków za sprawą "Wiadomości Salezjańskich" wydawanych od 1897 r.

 
Ryszard Stocki, Cezary Sękalski
Model odpoczynku „na leżąco” jest modelem z dawnych czasów. Kiedy człowiek ciężko harował fizycznie, polując, biegał po lesie albo pracował na roli, to dla niego najlepszym odpoczynkiem był brak ruchu. Musiał regenerować siły. Ciekawe jednak jest to, że model odpoczynku „na leżąco” kulturowo funkcjonuje dalej, choć nie jest już adekwatny dla naszego życia...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS