logo
Środa, 01 maja 2024 r.
imieniny:
Józefa, Lubomira, Ramony – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ewelina Drela
Szczęście w nicości
Poważne sprawy - poważne odpowiedzi
 


Pojawia się pytanie, czy dokonanie wyboru o odejściu od Boga i Kościoła można nazwać ateizmem w pełnym tego słowa znaczeniu? Dlaczego ludzie rezygnują z wiary, religii? Powodów zapewne jest tak wiele, jak ateistów.

Skoro mamy jedno życie, dlaczego nie korzystać z niego w pełni? Dlaczego nie realizować swoich potrzeb, popędów, pragnień? Dzisiejszy człowiek, zagoniony, przepracowany, nie ma czasu, żeby się na chwilę zatrzymać. Kiedy już uda mu się wyrwać z kieratu obowiązków, nie ma ochoty na filozoficzne debaty czy przestarzałe nabożeństwa. Musi odreagować, zabawić się, "zresetować" przed kolejnym dniem.

Czy zatem dzisiejszy ateizm jest prawdziwą deklaracją, czy jedynie chęcią ucieczki od sztywnych reguł, które ograniczają – nieograniczonego już dzisiaj ani czasem, ani przestrzenią – człowieka? Wydaje mi się, że to nie ateizm panuje, ale ogólna dezorientacja, brak wiedzy o religii i Bogu, skrzywiony obraz wiary i brak jakichkolwiek zahamowań. Postęp technologiczny, zawrotne tempo życia, ciągle obecny stres, to wszystko sprawia, że człowiek gubi się w swoich poglądach, wierzeniach, zatraca duchową cząstkę swojego istnienia. Zaczyna poszukiwać, jest gotów uwierzyć we wszystko, ale tylko częściowo i przez pewien czas. Fundamentalne pytanie o Boga, Jego istnienie i rolę w świecie i życiu człowieka jest tak wyraźne, jak jeszcze nigdy.

Mea culpa – uderzmy się w pierś

Trudno jednak przerzucić całą winę na technologię, media, Internet. Sami duchowni powinni się bardzo mocno i głęboko uderzyć w pierś. Przecież religia to właśnie oznacza: "Poświęcać własne życie, dzień po dniu, w płomieniach, poświadczając jej prawdziwość, działając dla niej, oddychając jej istotą." A tu kolejne skandale z udziałem osób duchownych, brak autorytetów w Kościele, znudzenie, zniechęcenie, zobojętnienie. Rzekłoby się za Wyspiańskim "Tak by się nam serce rwało do ogromnych, wielkich rzeczy, a tu - pospolitość skrzeczy."

Czasami zobojętnienie wyniesione jest jeszcze z nudnych lekcji religii w szkole. Bardzo często to jest właśnie początek końca wiary. Młodzi ludzie, targani emocjami i pytaniami, uczą się o Bogu mądrych, ale niezbyt przydatnych rzeczy. Nie mogą oczekiwać odpowiedzi dotyczących sensu życia, zostają sami ze swoimi wątpliwościami. Przypomina się o tym, że trzeba odmawiać pacierz dwa razy dziennie, nie wyjaśniając, dlaczego modlitwa jest tak ważna. Nikt nie tłumaczy, że z żywym Bogiem trzeba rozmawiać jak z żywą osobą. Nakazuje się uczestnictwo w niedzielnych Mszach Świętych - dlaczego? Bo tak trzeba - zazwyczaj pada odpowiedź. Bóg, o którym uczy się na lekcjach religii jest "papierowym tygrysem", reliktem przeszłości, a przecież Bóg nie jest abstrakcyjnym Bogiem filozofów, ale Bogiem możliwie największej bliskości z ludźmi. Nie jest samotnym, skostniałym monolitem, lecz żywą relacją miłości w Trzech Osobach, Bogiem współodczuwającym. Chrześcijaństwo nie jest nauką o moralności, lecz przekonaniem o zbawieniu ludzi przez Boga, który jest Miłością.

Bardzo często czynnikiem zniechęcającym są niedzielne Msze Św. Nudne, długie, z mało przydatnymi kazaniami - w ostatnich czasach sprytnie ściągniętymi z Internetu. Współczesny człowiek, żyjąc w świecie pozbawionym jakichkolwiek wartości szuka prawdy, świadectwa. W końcu Msza Święta  jest uroczystością, wydarzeniem, w którym każdy gest i ruch ma znaczenie. Homilia, którą głosi kapłan powinna wypływać z głębi serca, być przemyślana, wskazywać na to, że człowiek, który wypowiada jakieś słowa żyje w absolutnie silnej i prawdziwej więzi z Panem Bogiem. Żyje właśnie tymi słowami, które wypowiada, są one dla niego codziennością. A jednak bardzo często można doświadczyć znudzenia, zniechęcenia ze strony księży, kapłanów, osób duchownych. Coraz częściej kapłani oddalają się od drugiego człowieka. Dlaczego tak się dzieje? Zapomina się o bardzo ważnych cechach, które powinny być podstawą, a mianowicie o pokorze, służbie i gościnności.

Tradycja i duchowość benedyktyńska opiera się na Regule św. Benedykta. Kiedy powierza się swoje życie Panu Jezusowi, nie ma miejsca na pychę, na własne ja, źle pojętą karierę. Św. Benedykt wskazuje bardzo wyraźnie: "Czynić własną wolę zabrania nam Pismo Święte słowami: Powstrzymaj się od twoich pożądań (Syr 18,30). Słusznie nas zatem uczą, byśmy nie czynili naszej woli. W ten sposób unikamy tego niebezpieczeństwa, o którym mówi Pismo Święte: Jest droga, co zdaje się słuszna, a w końcu prowadzi do śmierci (Prz 16,25). Lękamy się również tego, co zostało powiedziane o niedbałych: Zepsuci są i stali się wstrętni w swoich chęciach (Ps 52,2 Wlg)." (RB 7).

Podobnie rzecz ma się z gościnnością. W tym przypadku gościnność oznacza otwartość na drugiego człowieka, gotowość do pomocy mu, w każdych okolicznościach. Św. Benedykt wskazuje: "Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: Gościem byłem i przyjęliście mnie (Mt 25,35). Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze (Ga 6,16) oraz pielgrzymom." Ponadto wskazuje: "A zatem, skoro tylko zawiadomią o przybyciu gościa, przełożony i bracia wyjdą mu na spotkanie z całą usłużnością miłości." (RB 53) Znamienne są zwłaszcza ostatnie słowa. Nie znudzenie, pośpiech, zniechęcenie, ale właśnie usłużność miłości.
 
Zobacz także
ks. Marek Dziewiecki

Bóg dał nam zdolność myślenia i podejmowania decyzji. To dlatego każdy z nas postępuje inaczej niż inni ludzie. Za każdym razem, gdy czynimy coś w sposób świadomy i dobrowolny, ponosimy odpowiedzialność za nasze czyny. Jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za nasze zachowania, lecz również za to, jakimi jesteśmy ludźmi.

 
Sławomir Rusin
Jeszcze zupełnie niedawno ludzie – i to całkiem dobrze wykształceni i mieniący się kulturalnymi – w czasie zabaw dręczyli zwierzęta, doprowadzając je nawet do śmierci. Nikt się temu nie dziwił, nikt nie protestował. Dziś na zwierzęta patrzymy całkiem inaczej, stawiając je często ponad człowieka...
 
Joanna Jonderko-Bęczkowska
ilfrid Stinissen OCD porównuje życie takiego człowieka do kogoś, kto zamierza pływać na otwartej wodzie. Przyjemność z takiego pływania w dużej mierze zależy od pogody. Natomiast nurek wcale nie musi się przejmować tym, że pada deszcz albo wieje wiatr. Na głębinie wszędzie jest tak samo spokojnie.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS