logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Dziedzina
Szczypta soli, nie kilogram
Gość Niedzielny
 


A jak postępują w Polsce? Nie jest to tylko kolejne „pierwszomajowe” hasło w Kościele?

Próbuję się temu przyjrzeć na razie na małą skalę, w archidiecezji krakowskiej. W innych diecezjach księża biskupi też próbują przyjrzeć się tzw. szkołom nowej ewangelizacji, które działają właściwie wszędzie. Chcą też zobaczyć, jaki jest stan wspólnot w ruchach eklezjalnych. Ja celowo odstąpiłem od pomysłu tworzenia jakiejś rady mędrców, która wymyśli, co to jest nowa ewangelizacja. Zamiast tego powstał sekretariat – miejsce, gdzie wszystkie inicjatywy mogą się ze sobą spotkać. Dokąd ktoś, kto szuka nowego impulsu, może przyjść, by zapytać i skorzystać z doświadczeń innych. Bo tych inicjatyw jest bardzo dużo. Na przykład fantastyczny ośrodek w Stryszawie. W Krakowie działa tzw. szkoła kapelanii szpitalnej. Gdy zaczynaliśmy myśleć o tej szkole, to zastanawialiśmy, co zrobić, by księża byli lepszymi kapelanami. I był kiedyś zjazd w Łagiewnikach na ten temat. Z Rzymu, z Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, przyjechał jeden z biskupów. I mówi do nas: o czym wy rozmawiacie, dlaczego rozmawiacie o kapelanach? Szpital to jest miejsce ewangelizacji, tam musi być Kościół, a nie jeden kapelan. Tam musi wejść ksiądz, któremu towarzyszą wolontariusze. Dopiero jak wejdzie Kościół, dzieje się ewangelizacja. Oczywiście ksiądz może przebiec po tym szpitalu i rozdać Komunię św. Czy to jest nieważne? Ważne. Tylko pytanie, czy w tym szpitalu wszyscy, którzy leżą, mają w sobie rozbudzone pragnienie codziennej Komunii św., nawet jak są ochrzczeni. I to jest to, o czym mówi ksiądz kardynał.

W takim razie co z katechezą w szkole: tam też wielu ochrzczonych, ale niekoniecznie z rozbudzonym pragnieniem Ewangelii.

Znam w Krakowie księży, którzy są absolutnymi fascynatami katechezy w szkole jako formy przekazu wiary. Nie mam powodu kwestionować tego, co mówią. W tym się realizują. Są też świeccy katecheci, którzy w szkole robią rzeczy fantastyczne. Znowu kluczowe jest tu słowo rozeznanie. Pytanie o miejsce, metodę, warunki. Inaczej ten temat wygląda w miastach, inaczej w małych miejscowościach. Ewangelizacja to przekaz wiary. Wiarę przekazuje się we wspólnocie ludzi wierzących, w Kościele. Szkoła nie jest taką wspólnotą, zwłaszcza w dużym mieście. Jest grupą ludzi zróżnicowanych co do swoich przekonań. Jeśli udaje się wytworzyć z klasy wspólnotę ludzi wierzących, to oczywiście, że można mówić też o przekazie wiary. A w małej parafii na wsi ci sami ludzie są w kościele i w szkole. To jest też grono nauczycielskie, które zasadniczo nie wyobraża sobie innego modelu wychowania niż chrześcijański. Więc nie ma tego napięcia.

Obecność księdza w szkole jest przeżywana naturalniej. W takich warunkach katecheza może być ciągiem dalszym ewangelizacji, bo to jest to samo środowisko wiary co w parafii. Natomiast lineamenta przedsynodalne stawiają pytania nawet ostrzej, niż powiedział to ksiądz kardynał: ile już zrobiono, żeby nie przerzucać na instytucje szkolne odpowiedzialności za wprowadzanie człowieka w wiarę? To jest odpowiedzialność parafii, a nie szkoły. Szkoła nie ma obowiązku nikogo doprowadzać do wiary.

Ale faktem jest, że duża część uczniów w parafii nie pojawia się w ogóle.

W takim razie pytanie, ile robi parafia, żeby tych młodych ludzi zaprosić. Pytanie o przygotowanie do sakramentów wtajemniczenia: to musi być świat parafii, tego nie da się zrobić w szkole. Nawet lepiej nie wiązać tego z jakimś konkretnym wiekiem szkolnym. Do tego jeszcze nie doszliśmy, ale przygotowanie do bierzmowania wcale nie musi być związane z ostatnią klasą gimnazjum. Nabór do grona tych, którzy przygotowują się do bierzmowania, powinien odbywać się na terenie parafii.

Czy Kościół powinien mieć wyszkolonych specjalistów od wizerunku, występujących w mediach?

Nawet jeśli to jest słuszny kierunek, to nie wydaje mi się najważniejszy. Ewangelizacja to spotkanie z osobą. Z osobą nie rozmawia się przez media.

Obraz Kościoła jest kształtowany przez media. Od tego nie uciekniemy.

Ale zawsze trzeba się pytać, jak wykorzystać je do tego, by doszło do spotkania z konkretnym człowiekiem. Ostatnio słyszałem pojęcie „e-misjonarzy” – dla mnie jest ono zupełnie karkołomne. Nie można nikogo ochrzcić w internecie czy wyspowiadać. Owszem, można podyskutować, ale jesteśmy ciągle na zewnątrz tego, co jest doświadczeniem wiary. Nie wiem, jak można poprowadzić człowieka internetowo do odkrycia, że jest grzesznikiem, ale że przez to nie jest jeszcze potępiony i że Chrystus przynosi mu wyzwolenie z grzechu. Media to jest przedpole ewangelizacji i fragment kultury. Ważne są działania na obszarze kultury, ale one nie są jeszcze, ściśle rzecz biorąc, działaniami ewangelizacyjnymi. Z drugiej jednak strony dojrzała wiara przekłada się na kulturę. I może jest tak, że jeśli człowiek nie przekłada wiary na kulturę, to znaczy, że jego wiara nie jest dojrzała.

Czy dojrzałość przejawia się także reakcją na każde zło i absurd pojawiający się w mediach?

Jeżeli nam nie odpowiada stan kultury masowej w Polsce i to, co jest w mediach, to trzeba pytać o przyczyny. Nie zatrzymujmy się tylko na poziomie skutków i ich doraźnym eliminowaniu, tylko zapytajmy, co się tak naprawdę dzieje, czego objawem jest degrengolada kulturowa.

Ale co robić, gdy kolejne pisma publikują okładki z ukrzyżowanym Palikotem, a Opus Dei do znudzenia przedstawia się jako tajną organizację o ciemnych interesach? Siedzieć cicho i snuć pogłębioną refleksję nad przyczynami?

Kultury nie tworzy się, reagując na każdą głupotę. Od tego, czy jest reakcja na taką czy inną fanaberię w mediach, bardziej by mnie interesowało, gdzie jest nasza własna produkcja, która przekonuje ludzi poziomem, kompetencją, jakością. W jaki świat kulturowy wchodzili apostołowie? Całkowicie pogański. My żyjemy w Europie, która ma tak czy owak jeszcze ciągle chrześcijański kod kulturowy, nawet jeśli on nie jest przez wszystkich akceptowany i zrozumiały. To nie jest tak, że człowiek w Polsce nie wie, co to jest chrześcijaństwo, bo idzie ulicą w Krakowie i obija się o sześć kościołów naraz.
 
Zobacz także
Bartłomiej Dobroczyński
Chyba nie można podać zadowalającej definicji zbawienia, bowiem żaden żywy człowiek nie był po „tamtej stronie", a następnie z „niej" nie powrócił i nam tego nie zakomunikował - więc skąd mamy wiedzieć jak tam jest? Nawet nie wiemy, czy w ogóle jest jakaś tamta strona… Podobnie jest ze zmartwychwstaniem...
 
Ks. Mariusz Pohl
Nie bez powodu św. Jakub pisał w swoim liście o zagrożeniach, jakie płyną z niewłaściwego używania języka. To, co mówimy, może wyrządzić o wiele większą szkodę i krzywdę, niż to, co robimy. Czyny mają zasięg ograniczony do konkretnej sytuacji, działania, osoby, czasu i miejsca akcji. Słowa mogą działać trochę na podobieństwo wirusa...
 
Marian Śnieżyński

Naturalnym odruchem wielu z nas jest unikanie pytań, bo mogą one zwiastować kłopoty. Jeśli uczeń jest odpytywany przez nauczyciela, spodziewa się oceny. Jeśli nauczyciel jest „odpytywany” przez ucznia, może się obawiać, że się skompromituje, wykaże swoją ignorancję lub w inny sposób wystawi na szwank swój autorytet.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS