logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Agnieszka Dzięgielewska
Szukając
Wieczernik
 


Na czwartym – błędy liturgiczne

Miejsce czwarte mnie osobiście jeży włos na głowie. Otóż tym, co przyciąga ludzi do parafii są… wypaczenia i błędy liturgiczne. Przyciągają piosenki (zwłaszcza religijne w treści, ale śpiewane na melodię aktualnych przebojów, czy np. w aklamacji przed Ewangelią "Alleluja" śpiewane na "melodię ze Shreka"), bębenki i elektryczne gitary, tańce w czasie procesji z darami, homilie głoszone przez "interesujących świeckich", granie w piłkę na kazaniu (?!), ksiądz używający w czasie homilii podwórkowych sformułowań, a niekiedy i podwórkowej łaciny (??!!) - "taki swój chłop" czy wreszcie uatrakcyjnianie Eucharystii namaszczaniem olejkiem radości czy obejmowaniem się za ramiona i miarowym kiwaniem się na boki w czasie śpiewu "Ojcze nasz". I smutne jest to, że osoby chętnie w takich celebracjach uczestniczące, potrafią podkreślić tylko to, że to taki ciekawy "szoł", nie odnosząc z tego żadnych korzyści w stylu "czuję się jak we wspólnocie". Więc po co? Smutne jest to, że ksiądz odwiedzany przez zatroskanych parafian powołujących się na Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, które zabrania takich czy innych praktyk, odpowiada, że doskonale wie, że to niezgodne z przepisami o liturgii, ale to przyciąga młodych do kościoła. Tylko czego my ich w ten sposób uczymy?

Miejsce trzecie zajmuje duszpasterstwo specjalistyczne - ludzie wybierają te Msze św., które uznają za skierowane do nich konkretnie. Studenci, ludzie nauki, twórcy, chorzy, rodziny z małymi dziećmi - każda z tych grup (i wielu więcej) w większych miastach może znaleźć duszpasterstwo dla siebie. Z tym miejscem czuje się związana, do tej wspólnoty przychodzi ze swoimi problemami, w tej wspólnocie uczestniczy w celebracjach.

Trudno byłoby w każdej parafii organizować spotkania dla każdej z tych grup. Być może rozwiązaniem byłoby (ale musiałoby to być rozwiązanie na poziomie diecezji albo przynajmniej dekanatu, a nie jednej parafii) organizowanie spotkań grup duszpasterstw specjalistycznych w inne dni tygodnia, aby niedzielną Eucharystię każdy przeżywał w swojej własnej parafii?

Drugie – zajmujące kazania

Bardzo często (drugie miejsce) ludzi od rodzimej parafii odciąga osoba kaznodziei, który głosi interesujące kazania w innym kościele. Można by było wymienić kilka osób, które gromadzą na Eucharystii tłumy, które przychodzą po to, aby ich posłuchać.

Czy to coś złego, że ludzie szukają tego, co daje im wzrost? Nie. Ale z pewnością warto się zastanowić, co można zrobić, aby kazania w parafii rodzimej były również interesujące i umożliwiały duchowy wzrost. Oczywiście, nie każdy ksiądz musi mieć dar wymowy. Ale w wielu przypadkach sytuację mogłoby polepszyć lepsze przygotowanie kazania czy pomoc w tym drugiej osoby. I wcale nie jest to tylko problem księży - świeccy też mogą w tym pomóc (inna sprawa, czy księża byliby gotowi taką pomoc przyjąć). A kiedy nic już się nie da zrobić, można spróbować zaprosić kaznodzieję raz na jakiś czas do siebie.

I... Piękna liturgia

Muszę przyznać, że spodziewałam się, że pierwszym powodem, dla którego ludzie lubią chodzić do takiego a nie innego kościoła na Mszę św. będzie któryś z tych, które już zostały wymienione. Sądziłam, że trzeba będzie napisać, iż piękna liturgia sprawowana w parafii też może być miejscem spotkania wspólnoty, na które wierni chętnie będą przychodzili. Ale myliłam się…

Piękna liturgia. To właśnie był powód, który był wymieniany najczęściej. Nie trzeba teatrzyków, metod aktywowania wiernych, czy nawet bardzo wygodnych ławek.

Liturgia, jako miejsce spotkania człowieka z Bogiem, dla wielu osób jest jedynym kontaktem z parafią. Jest też miejscem budowania więzi człowieka ze wspólnotą lokalną. To nieprawda, że sfera sacrum już jest nam niepotrzebna, że nie przemawia do współczesnego człowieka. Ale potrzeba prawdziwego sacrum, prawdziwego spotkania Boga z człowiekiem w słowie, znaku i sakramencie.

Nikogo nie porwie wspólnota, która znudzona wykonuje bezrozumnie określone czynności, wypowiada puste słowa, spotyka się raz na tydzień, patrzy na siebie niewidzącymi oczami. Nikt się nie zainteresuje społecznością, która tworzy kółko wzajemnej adoracji, która potrafi tylko strofować innych, że nie zachowują się tak, jak trzeba. Nikt nie uwierzy słowom tych, którzy powołują się na Boga, a niczego w swoim życiu nie zmieniają i gdy nie ma kościoła w zasięgu wzroku żyją tak, jakby Boga nie było. I nie jest to problem kościoła, nie rozwiąże problemu mówienie, że jego formuła się przeżyła. Tak samo nikogo nie przekona "pasjonat", który o swoim hobby opowiada monosylabami, żując gumę, z rękami w kieszeniach, wzrokiem wbitym w buty albo w ścianę, który czasami wstydzi się swoich zainteresowań, a swojej pasji oddaje się tak naprawdę na pokaz i bardzo się z tym męczy. Nikt mu nie uwierzy, że jego pasja jest wspaniała, ciekawa, porywająca… Tak samo nikt nie uwierzy nam, jeśli będziemy mówili, że znajdujemy Boga w liturgii, ale na Mszy św. będziemy apatyczni, znudzeni, egocentryczni. Jeśli będziemy przewracać oczami i wzdychać znacząco na nudnym kazaniu czy kiedy ministranci się pomylą. Jeśli będziemy patrzeć z dezaprobatą na tych, którzy nie przyklęknęli w czasie konsekracji. Jeśli będziemy się zajmowali bardziej sobą i innymi, niż Tym, z którym rzekomo przyszliśmy się spotkać. Uwierzą, jeśli będziemy zakochani w Bogu i liturgii. Jeśli będziemy szli na to spotkanie z radością. Jeśli to spotkanie będzie nas w widoczny sposób zmieniało. Uwierzą, że przez "zwykłą" parafialną Mszę św. można wejść w relację z Bogiem.

Może się zawstydzą?

Ale żeby ta relacja miała szansę zaistnieć, to do nas - zaangażowanych członków Kościoła - należy pokazanie tym, którzy przychodzą na Eucharystię co niedzielę (a nierzadko raz w miesiącu czy przy okazji większych świąt), na czym polega jej piękno. To my - mając udział w kształtowaniu tej celebracji - możemy ich zaangażować w czynne uczestnictwo. Możemy im zaproponować przeczytanie modlitwy wiernych czy zaniesienie darów w procesji. Może się nie zgodzą. Może się zawstydzą. Ale niech to nas nie zniechęca. Może zapytani za kilka tygodni zgodzą się z radością. Posługa w liturgii nie jest ekskluzywna, zarezerwowana tylko dla wtajemniczonych, doskonale znających przepisy liturgistów. Wręcz przeciwnie. Liturgiści i inne osoby świadome tego, czym jest Eucharystia, mają pokazywać innym piękno liturgii, pomagać im ją rozumieć i zachęcać ich do czynnego uczestnictwa. Jeśli przyjdzie czas, że nie będą mieli nic do zrobienia, to powinni dziękować Bogu za szczególną łaskę, a nie zwieszać nos na kwintę, że do niczego już nie są potrzebni.

Bicie serca

Jak widać kwestia ożywienia życia parafii nie jest wyłączną sprawą proboszcza czy zespołu księży. Jest sprawą każdego z nas. Rozwiązaniem nie jest narzekanie na kondycję współczesnego świata, tylko solidny rachunek sumienia z miłości - do Boga, Kościoła, liturgii i współbraci mieszkających na tym samym terenie. Jeśli nasze serce nie będzie biło w liturgii, w Kościele, w Bogu, nie pomogą żadne metody, żadne sposoby, żadne słowa. Nie będziemy mieli nic, czym moglibyśmy się podzielić. Ludzie ominą nas i pójdą dalej, szukać skarbu gdzie indziej. A my kiedyś będziemy musieli zdać z tego sprawę.

Agnieszka Dzięgielewska  
 
Zobacz także
Leszek Galarowicz
Życie pisze nam nieraz zupełnie zaskakujące scenariusze. Kilka lat temu do głowy by mi nie przyszło, że jako młody tata wcielę się w rolę opiekunki. Nie zadecydowały o tym ani moje lenistwo, ani fakt, że chciałem na własnej skórze sprawdzić, jak wyglądają uroki samodzielnego zajmowania się małym dzieckiem. Zadecydował przypadek...
 
Leszek Galarowicz
Miłość bliźniego nie pole­ga tylko na gła­skaniu po głowie. Co bowiem mam zrobić, jeśli „życie w zgodzie ze wszystkimi" nie ode mnie zależy i jeśli okaże się niemożliwe? Dobra jest „otwartość", „wyczucie" i „tolerancja", ale jeśli ktoś ma ochotę mnie dręczyć, to czy też powinienem to „tolerować"? A jeśli chce dręczyć tych, których kocham? Jak rozróżnić, gdzie kończy się tolerancja, a zaczyna tchórzostwo, kompromis, czy zwykła obojętność...?
 
Leszek Galarowicz
Każdy wierzący wie, że kiedy Bóg z zachwytem spojrzał na Adama, którego właśnie powołał do istnienia, w mistrzowski sposób łącząc z sobą pierwiastki natury, z troską pomyślał, jak samotny może być ten doskonały wytwór Jego rąk. Zanim więc pierwszy rodzic poczuł się naprawdę samotny pośród uroków raju, Bóg postawił obok niego równie doskonałe dzieło: Ewę. W ten sposób mogli wspólnie zachwycać się własnym pięknem oraz odkrywać w sobie Boży obraz i podobieństwo do Stwórcy...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS