logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Irena Świerdzewska
Talent artysty, talent wiary
Idziemy
 
fot. Fra Angelico, Ołtarz Fiesole, klasztor San Domenico w Fiesole, Włochy


Talent artysty bez talentu wiary może stworzyć arcydzieła, ale one nie będą prowadzić do modlitwy – a tego oczekujemy od sztuki sakralnej. Z kolei talent wiary bez talentu artysty może stworzyć pobożny kicz, co też nikogo do modlitwy nie pociągnie, może nawet wręcz przeciwnie. Więc jeśli te dwie rzeczy spotykają się ze sobą, a tak jest w przypadku Fra Angelica, powstają głębokie dzieła artystyczne i religijne zarazem, w sensie ducha, który tam jest zawarty.

- mówi bp. Michał Janocha w rozmowie z Ireną Świerdzewską

 

Wielu było malarzy zakonników, ale dlaczego Fra Angelico jest wyjątkowy? Bo błogosławiony?

 

Jan Paweł II, ogłaszając go błogosławionym 3 października 1983 r., zaaprobował istniejący kult na podstawie opinii, która utrzymywała się o nim przez cały czas po śmierci. Fra Angelico w dobie artystów konkurujących ze sobą o sławę i pierwszeństwo był absolutnie wyjątkowy. Traktował sztukę jako Boże rzemiosło. Artysta, który sam siebie rozumie jako rzemieślnika, pozostaje w cieniu swojego dzieła, które ma przede wszystkim służyć chwale Bożej. Nie da się tego powiedzieć o takich artystach jak Andrea Mantegna czy Domenico Ghirlandaio, nie mówiąc już o innych. Fra Angelico jest przykładem głębokiej jedności życia i sztuki. Miał wielki talent. To, czym żył, potrafił adekwatnie wyrazić w swoich obrazach. Postaci malowane przez niego – i to nie tylko świętych – tchną wewnętrznym pokojem, harmonią, delikatnością, uduchowionym pięknem. Niełatwo znajdziemy takie w innych obrazach wczesnego renesansu.

 

I rzeczywiście, trudno znaleźć artystów malarzy – zakonników wyniesionych na ołtarze. W tym samym czasie, kiedy papież beatyfikował Fra Angelica, rosyjska cerkiew prawosławna ogłosiła świętym Andrieja Rublowa. Obaj żyli w tym samym czasie. Obaj byli mnichami. Obaj przeszli do historii jako geniusze malarstwa. Łączy ich podobne podejście do sztuki, traktowanej jako służba Bogu.

 

Dlatego Fra Angelico został patronem malarzy i artystów?

 

To naturalna konsekwencja, bo łączył w sobie talent artystyczny i talent wiary. Te dwie rzeczy są potrzebne, żeby uprawiać sztukę sakralną. Talent artysty bez talentu wiary może stworzyć arcydzieła, ale one nie będą prowadzić do modlitwy – a tego oczekujemy od sztuki sakralnej. Z kolei talent wiary bez talentu artysty może stworzyć pobożny kicz, co też nikogo do modlitwy nie pociągnie, może nawet wręcz przeciwnie. Więc jeśli te dwie rzeczy spotykają się ze sobą, a tak jest w przypadku Fra Angelica, powstają głębokie dzieła artystyczne i religijne zarazem, w sensie ducha, który tam jest zawarty.

 

Fra Angelico wstępował do dominikanów we Florencji już jako wytrawny malarz. Nie obawiano się takiego kandydata?

 

W średniowieczu bardzo często malarze zostawali mnichami lub mnisi uczyli się malarstwa. W czasach Fra Angelica wspomnijmy chociażby Fra Filippa Lippiego, karmelitę z Santa Maria del Carmine, z tym że jego życie potoczyło się dramatycznie: porzuceniem klasztoru. Ożenił się, z tego związku przyszedł na świat inny malarz – Filippino Lippi. Jeśli mówimy o malarzach zakonnikach, to wspomnijmy, że dwa pokolenia później, w tym samym San Marco we Florencji, będzie malował Fra Bartolomeo, też dominikanin.

 

Fra Angelico znaczy „brat anielski”. Czy został tak nazwany z powodu często malowanych aniołów?

 

Nie był to wyjątek na tle ówczesnego malarstwa, które kochało aniołów jako pewien wyraz doskonałości, a jednocześnie syntezy najpiękniejszych cech męskich i kobiecych. Aniołowie są androgeniczni, czyli łączą cechy obu płci. Tak ich traktowała sztuka. Ale nie z tego powodu przydomek Fra Angelica, tylko – jak pisze Giorgio Vasari – z powodu anielskiej cierpliwości i pogody ducha. Giovanni da Fiesole wstąpił do konwentu dominikanów w młodym wieku i bardziej cechy charakteru niż jego dzieła zapewniły mu nowe imię. Dla współbraci był jednym z członków wspólnoty, odznaczał się wielką delikatnością, łagodnością, pokorą. I takie też jest jego malarstwo. „Fra Angelico był najzwyczajniejszym człowiekiem o bardzo znakomitych obyczajach. Był ludzki i nader łagodny, żył pozbawiony pokus świata” – czytamy u Vasariego, także malarza, architekta i historiografa sztuki. I dalej: „Nigdy nie widziano go zagniewanego, co wspaniałą było rzeczą i wprost trudne do uwierzenia”. Jeśli znamy klimat artystyczny Włoch XV w., to rozumiemy, dlaczego Vasari jest pełen podziwu: „…i zwyczajnie uśmiechając się, upominał przyjaciół. Z nieprawdopodobną życzliwością tym, co pytali o jego prace, odpowiadał, że wykonywał je, by zadowolić swojego przeora. I że to wystarcza, aby były dobre”. Tu jest postawa zupełnie inna od tej, jaka panuje w renesansowych Włoszech, daleka od kreacji własnego wizerunku, uprawiania kultu własnej osoby, bezceremonialnej rywalizacji, postawa znacznie bliższa duchem średniowieczu i istocie powołania zakonnego.

 

Vasari nie znał Fra Angelica osobiście, natomiast kontaktował się z tymi, którzy go znali i wszedł w pewien klimat pielęgnujący pamięć o nim jako o człowieku świętym. Vasari pisał swoje „Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów” sto lat później, a dla nas jest to świadectwo jeszcze bardziej przekonujące, ponieważ nie był on człowiekiem zbytnio narzucającym się Panu Bogu. Tym bardziej więc podziwiał Fra Angelica za to, czego sam nie posiadał.

 

Co było cechą charakterystyczną malarstwa Fra Angelica?

 

Podkreśliłbym umiejętność dostosowania języka artystycznego do kontekstu i do potrzeb odbiorcy. Kiedy malował do kościoła, do przestrzeni, w której jest mnóstwo ludzi prostych i wykształconych, młodych i starych, używał szerokiej palety barw. Obrazy przyciągają oko nawet najdrobniejszymi szczegółami. Natomiast kiedy malował dla współbraci, do ich cel klasztornych, a więc dla tych, którzy wyrzekli się świata, zostawili za furtą jego zwodnicze piękno, okazał się ascetą, który redukuje portretowaną przestrzeń tylko do tego, co niezbędne. W jednym z najbardziej znanych dzieł – scenie Zwiastowania – nie ma żadnej wysublimowanej architektury, roślinności w głębi. Prosto sklepione pomieszczenie i dialog między aniołem i Maryją, i świadkiem tego dialogu, tak jak w innych scenach; może nim być jakiś święty współbrat zakonny, np. Piotr z Werony, Dominik czy Tomasz z Akwinu. Zawieszenie porządku chronologii poprzez włączenie świętych dominikanów do świętej historii życia Maryi i Jezusa jest zabiegiem, który ma podkreślić, że zwiastowanie, biczowanie, zmartwychwstanie sprzed półtora tysiąca lat – ma miejsce teraz, tutaj, w tym miejscu. Te freski są kontemplacyjne, nie rozpraszają naszej uwagi, nie cieszą oka jak obrazy tablicowe Fra Angelica.

 

Jak łączyły się jego duchowość ze sztuką?

 

Vasari pisał: „mówią niektórzy, że brat Angelico nie wziął pędzla do ręki, zanim nie odmówił modlitwy. Nie namalował krucyfiksu, nie zapłakawszy nad nim. I stąd widzi się w twarzach i ruchach jego postaci świetność jego duszy, wielkiej i utwierdzonej w religii Chrystusowej”. Kiedy patrzymy na św. Dominika pod krzyżem w krużgankach San Marco, to właściwie jest to ilustracja tego, o czym pisał Vasari: wielki ładunek uczuciowy, a jednocześnie niesłychana powściągliwość, głęboka pobożność, która nie jest ostentacyjna. Sam Fra Angelico zwykł mawiać, że kto uprawia sztukę, potrzebuje spokoju i życia bez trosk. A kto żyje sprawami Chrystusa, zawsze powinien przebywać z Chrystusem. To zdanie zostało później potraktowane jako motto jego życia: „Ten, kto wykonuje dzieło Chrystusa, musi zawsze być z Chrystusem”.

 

Boży talent Fra Angelica doceniono też na Watykanie.

 

Na prośbę papieża Eugeniusza IV namalował tam przepiękną kaplicę z historią życia św. Szczepana. Vasari pisze, że kiedy kiedy papież Mikołaj V chciał go ugościć obiadem, Fra Angelico miał wątpliwości, czy wolno mu jeść danie mięsne bez pozwolenia przeora. Nie wziął wtedy pod uwagę władzy Ojca Świętego. Papież był pełen podziwu dla jego sztuki, ale również dla jego pokory. Zaproponował mu biskupstwo we Florencji. W tamtych czasach biskupi byli potężnymi feudałami. Fra Angelico odmówił, bał się że rola biskupa może być bardzo trudna do pogodzenia z ewangelicznym ideałem ubóstwa. Dzięki temu skorzystała sztuka, bo jako biskup nie miałby czasu malować. Florencja zapewne zyskała również, bo nie wiadomo, czy Fra Angelico sprawdziłby się jako organizator i administrator, tak jak sprawdził się wybrany na jego miejsce dominikanin, który przeszedł do historii jako święty biskup – Antonin Pierozzi.

 

Gdzie jeszcze trafiały dzieła Fra Angelica?

 

Uprawiał malarstwo bardzo zróżnicowane. Vasari pisze o nim jako o miniaturzyście. Istnieje kilka miniatur, którym przypisuje się autorstwo Fra Angelica, ale wiemy o tym bardzo mało. Przede wszystkim zachowało się malarstwo tablicowe i freskowe. Obrazy trafiały do kościołów, najczęściej dominikańskich, a więc do Fiesole, potem do San Marco we Florencji, gdzie mieszkał i żył. Malarstwo freskowe ozdobiło cele jego współbraci we florenckim konwencie św. Marka. Kiedy dzisiaj kupujemy bilet i możemy wszystkie te dzieła obejrzeć, spacerując po celach, pamiętajmy, że one były przeznaczone do oglądania przez jedną osobę przez całe życie. Mają więc zupełnie inny charakter aniżeli malarstwo tablicowe tworzone dla liturgii i dla ludu.

 

Czy artyści pamiętają dziś o swoim patronie?

 

Dla artystów, którzy zajmują się sztuką sakralną – ale również dla wielu z tych, którzy uprawiają sztukę świecką – Fra Angelico jest ważnym punktem odniesienia. Patronuje także historykom sztuki. Co roku w niedzielę blisko liturgicznego wspomnienia Fra Angelica, które przypada 18 lutego, mam przyjemność odprawiać Mszę Świętą w kościele Duszpasterstwa Środowisk Twórców przy Placu Teatralnym w Warszawie. W tym roku [2020 - przyp. red] – w niedzielę, 16 lutego, o godz. 10.30. Zapraszam serdecznie nie tylko artystów i historyków sztuki, ale wszystkich, dla których w doświadczeniu wiary ważna jest droga piękna – via pulchritudinis.

 

Rozmawiała Irena Świerdzewska
Idziemy nr 07/2020

 
Zobacz także
Błażej Tobolski
Co przeszkadza włączyć do liturgii Mszy Świętej jakiś śpiew gregoriański, chociażby z repertuaru podanego w Śpiewniku kościelnym ks. Jana Siedleckiego? Śpiew gregoriański jest nie tylko własnym śpiewem Kościoła, nie tylko legł u podstaw wszelkiej muzyki europejskiej, ale dzisiaj, przez swą antyczność, odmienność, wokalność, modalność, ametryczność, jest śpiewem ponadczasowym, nieziemskim, innym niż wszystko, co nas otacza. 

O miejscu muzyki w liturgii, muzycznym wykształceniu duchownych i „nieziemskim” śpiewie gregoriańskim z ks. dr. Wojciechem Kałamarzem z Międzyuczelnianego Instytutu Muzyki Kościelnej w Krakowie rozmawia Błażej Tobolski
 
Rafał Boniśniak
Rafał "Boni" Boniśniak - perkusista, kompozytor, aranżer i producent muzyczny. Urodzony 21 lipca 1973 roku w Pile. Ukończył PSM II st. w Toruniu, w klasie perkusji. Absolwent Akademii Bydgoskiej. Współpracował jako perkusista z Tomkiem Kamińskim, z którym nagrał dwie płyty "Małe Miłości" w 1999 roku, oraz "Anioły do mnie wysyłaj" w 2001 roku...
 
Brat Moris
Artykuł został usunięty, ponieważ redakcja Tygodnika Powszechnego zakończyła współpracę ze wszystkimi serwisami internetowymi, także z naszym.

Zapraszamy do czytania innych ciekawych artykułów w naszej czytelni.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS