logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Mateusz Łuksza OP
Uczucie jak każde inne
Miesięcznik W drodze
 


Złość pomaga nam ryzykować nowe zachowania. Wyrażanie złości daje też poczucie niezależności. Bardzo trudno jest żyć ludziom, którzy nie potrafią publicznie powiedzieć, że coś ich złości, że coś im się nie podoba. Tak samo jest w związku: kiedy mogę powiedzieć partnerowi, że coś mi się nie podoba, to rodzi we mnie poczucie, że jestem dla niego kimś ważnym, osobą, która o czymś decyduje, wpływa na zachowania drugiej strony. Często dzieje się tak, że partnerzy boją się wzajemnej złości i na przykład budują relacje, w których tej złości nie wyrażają. Zwykle dotyczy to kobiet: nie wyrażają złości, ale usiłują sobie zasłużyć na uznanie, lub zamieniają ją na poczucie krzywdy, dużo łatwiejsze do wyrażenia w sytuacjach społecznych. Prowadzi to do dramatów, bo mężczyźni nie cenią takich kobiet. Z kolei mężczyźni, bojąc się konfrontacji, przyjmują nadmierną postawę opiekuńczą. Za cenę akceptacji odpowiadają na każde zapotrzebowanie drugiej strony, nie stawiają granic, nie dbają o swoją niezależność. Nie mówią: Chcę z tobą być, ale ja się od ciebie różnię. Nie realizują pięknej zasady: Tyle miłości, ile wolności.
 
Mówi pan, że złość daje dużo siły, ale w naszej tradycji kulturowej istnieje bardzo silne połączenie złości z poczuciem winy. Ktoś krzyknie, powie coś dosadniej i od razu czuje się winny.
 
Wiele czynników ma na to wpływ, również tradycja chrześcijańska, która mówi, że wyrażanie złości jest grzeszne. Dla przykładu, przypowieść o Chrystusie, który wygania przekupniów ze świątyni, jest według mnie w nauczaniu Kościoła katolickiego przemilczana. A to jest przecież klasyczny przykład tego, jak wielki Człowiek korzysta ze swojej złości, gniewu. Mówi: Tak nie może być. Mam wrażenie, że przez całe wieki w tradycji chrześcijańskiej Chrystus jest przedstawiany jako idealny człowiek, opiekun, który kocha, poświęca się, jest łagodny i spokojny. Rzadko albo prawie wcale nie patrzymy na Niego jak na człowieka, który potrafił się gniewać i złościć. Przecież kiedy broni cudzołożnicy, to mówi: Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień – czyli się konfrontuje z oskarżycielami, korzysta ze swojej złości, ze swojego gniewu, swojego niezadowolenia. I o tym w Kościele mało się rozmawia. Wyrażanie złości zostało w Kościele katolickim obwarowane silnym poczuciem winy – stało się grzeszne. 
 
A przecież można się tak złościć, żeby ludzie potrafili w tym przekazie odczytać ważne dla nich komunikaty i niekoniecznie czuli się jedynie skrzywdzeni i napiętnowani. 
 
Łączenie złości z poczuciem winy to również pewna tradycja wychowawcza, według której starsi ferują wyroki i mówią dzieciom, że dopóki nie dorosną, nie mają prawa wyrażać swojego zdania. Jakie to ma konsekwencje? Że jedyny obszar, w którym dzieci są naszymi partnerami, przestaje być obszarem, na którym możemy wchodzić z dziećmi w ten partnerski związek. Kiedy dziecko się złości, to większość rodziców reaguje oburzeniem: Jak śmiesz, gówniarzu, tak do mnie mówić! Małe dziecko nie jest dla rodzica partnerem w żadnej innej relacji: rodzic wie lepiej, co jest ważne, jak i do czego zmierzać, jakie wartości są istotne itd. Tylko moja złość i złość dziecka (oczywiście razem z innymi uczuciami) jest doświadczeniem partnerskim. Tu nie potrzeba żadnej rutyny: po prostu czujemy złość. I zamiast spotkać się na poziomie uczuć, znów chcemy być autorytetem, uniemożliwiając w ten sposób dziecku wyrażenie różnych emocjonalnych stanów i potrzeb. 
 
A czy dokonałby pan jakiegoś podziału na złość i gniew? Bo to chyba dwa różne uczucia.
 
Gniew czujemy wtedy, kiedy dzieje się coś nie tak, jak powinno być, gdy przekroczone lub zanegowane zostały pewne wartości, które są ważne dla jakości życia. I tu jeszcze raz przywołam obraz Chrystusa wyrzucającego przekupniów ze świątyni. Istnieje też taka złość, która wynika z naszych frustracji. Mojemu sąsiadowi się lepiej wiedzie niż mnie, dlatego rzucam mu kłody pod nogi. Jest to złość związana z zawiścią, zazdrością i to jest złość, która nie karmi, lecz niszczy. Powoduje, że nie doświadczam swojej siły. 
 
Jest też złość, która wynika z tego, że jestem niedobrze traktowany, że moje granice są naruszane, i ta złość może być twórcza. Można ją przekuć w jakąś zmieniającą istniejącą sytuację energię. Złość można wyrażać na dwa sposoby: wprost – kiedy mówię o swojej złości, albo przez tak zwaną bierną agresję. Żona prosi męża, żeby pozmywał naczynia. Jego to złości, ale nie mówi jej o tym. Zaczyna zmywać i talerz mu wypada z ręki. Wtedy ona sama bierze się za mycie naczyń. Na taką złość bardzo trudno jest zareagować, ponieważ kryje się pod pozorem nieporadności czy bezradności.
 
Wróćmy jeszcze na chwilę do problemu z uświadomieniem sobie złości. Z innymi uczuciami jest chyba łatwiej: gdy jestem radosny, to czuję w ciele siłę, jakbym chciał wyjść z siebie; smutek wewnętrznie mnie dołuje i przygniata, a jak rozpoznać w sobie złość? 
 
Często są to objawy somatyczne: powtarzające się bóle głowy, kołatania serca, tak zwana psychosomatyka, która mówi, że wewnątrz siebie przeżywamy jakieś konflikty, które nie mogą być wyrażone, w związku z czym ta energia zamienia się na objaw w ciele. Niektórzy ludzie w sytuacjach konfliktowych nagle tracą energię, wręcz zasypiają, żeby nic nie czuć. Oznacza to, że przeżywają jakieś silne uczucie, ale nie pozwalają sobie na wyrażenie go, bo przecież nie jest naturalne, żebym zasnął, kiedy ktoś mnie atakuje. Często złość ukrywa się pod płaszczykiem rozdrażnienia, niepewności. Bardzo często pod poczuciem krzywdy. Dużo łatwiej w naszym świecie mówić, że jestem skrzywdzony, niż że jestem zły. 
 
 
Zobacz także

Dziś wielu ludzi ma ogromne problemy, by myśleć o Panu Bogu w sposób osobowy i bezpośredni. Ikona pomaga zbliżyć się do Jezusa Chrystusa i chrześcijaństwa, w czasach, kiedy wielu kwestionuje objawienie chrześcijańskie, chrześcijańską antropologię, antropologię biblijną – i z tego powodu mamy ogromne zamieszanie, również w Kościele. Myślę, że ikona jest formą, która to porządkuje. 

 

Z Marcinem Świądrem OFMCap, ikonografem, rozmawia Jacek Siepsiak SJ

 
ks. Przemysław Bukowski SCJ

W polskim krajobrazie raczej do rzadkości należy sytuacja, w której, spacerując ulicami jakiegokolwiek miasta czy wsi, uniknie się widoku budynku kościoła. Dla jednych widok ten będzie oczywistą szansą i okazją do pochwalenia Boga. Dla innych wyrazem pewnej natarczywości Kościoła, z którą nie potrafią sobie poradzić. Często tym drugim, być może również z winy tych pierwszych, kościelne drzwi kojarzą się z nieprzekraczalną bramą, za którą pobożne dusze walczą wyłącznie o swoje własne zbawienie i ocalenie. „Czy na tym polega to chrześcijaństwo?” – pytają.

 
ks. Tadeusz Marcinkowski
Wychowanie do modlitwy umiejscawia się jednoznacznie w nurcie pedagogiki religijnej. Zakłada istnienie naturalnej relacji między wychowawcą a wychowankiem, która jest zasadniczym elementem procesu wychowawczego odnoszącego się w swej strukturze, dynamice i celowości do wszystkich sfer życia ludzkiego. Specyfiką tej formy wychowania jest wiara w Boga, który w świadomości wychowawcy i wychowanka nie jest tylko ideą filozoficzną bądź teologiczną, ale istniejącą Osobą. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS