logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
W ogrodzie dobra i zła
Czas Serca
 


W życiu człowieka wierzącego zagadnieniem zasadniczym, to znaczy takim, do którego sprowadzają się w gruncie rzeczy wszystkie jego pytania, pragnienia i poszukiwania, jest sprawa zbawienia, czyli życia na wieki w dającej szczęście bliskości Boga. Kiedy deklaruje się on jako niewierzący, cały egzystencjalny trud wkłada właściwie w odkrywanie lub nadawanie życiu określonego sensu. Ten sens ma nie tylko wymiar doraźny czy intelektualny. Wyraża się on w tym, że człowiek chce żyć z poczuciem zrealizowania, wypełnienia własnego życia odpowiednią dla niego treścią. Zarówno przed wierzącymi, jak i niewierzącymi odsłania się perspektywa, w świetle której drugiemu obok nas możemy przybliżyć nieba lub stworzyć piekło na ziemi. Obie możliwości rosną w jednym ogrodzie kondycji ludzkiej.

 

Zło dobrem zwyciężaj

 

Dobro i zło są stopniowalne. Znaczy to, że jedno i drugie może przybierać postać głębszą, ale także ocierać się o granice wyrazistości. Istnieje zatem dobro większe i mniejsze, podobnie zło bardziej i mniej ekstremalne. Mówi się, że dobro wraca, jest w jakimś sensie zaraźliwe. Oznacza to, że „opłaca się” być dobrym, bowiem czyniąc komuś na przykład jakąś przysługę, sami doznajemy pomocy w trudnym czasie. Oczywiście w prawdziwym dobru nie ma nic z wyrachowania, to znaczy żonglowania korzyściami na zasadzie: będę dla ciebie dobry, więc i ty masz obowiązek być dobry dla mnie. Takie dobro nie jest pretensjonalne, to znaczy nie domaga się odpowiadającej naszemu zaangażowaniu odpłaty. Przeciwnie, jest w nim coś bezinteresownego i zarazem zaskakującego dla obdarowanego. Jest to widoczne zwłaszcza wtedy, gdy dobro stanowi odpowiedź na konkretne zło. To znaczy, kiedy jest ono bardziej radykalne, można powiedzieć głębsze i prawdziwsze niż w innych okolicznościach. Wówczas im większe zło, tym większe dobro, które mu się „przeciwstawia”. Im większy grzech, tym prawdziwsza i głębsza możliwość przebaczenia. Przykłady takiego prawdziwego dobra, które stanowi swoistą reakcję na zło, są zarazem heroiczne i w jakimś sensie magnetyzujące. Umierający na krzyżu Chrystus woła: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Ksiądz Jerzy Popiełuszko przyjmuje w swoim życiu dewizę św. Pawła, której pozostaje wierny aż do swej męczeńskiej śmierci: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21).

 

Pozwolić rosnąć razem

 

Odpowiedzią na nasze dobro nie zawsze jest dobro ze strony innych. Podobnie jak reakcją na zło nie zawsze jest jego przeciwieństwo. Można przecież na dobro odpowiedzieć złem, przemocą, wyzyskiem. Iluż wśród nas skrzywdzonych samarytan? Zło również jakby w naturalnym porządku rzeczy domaga się „adekwatnej”, to znaczy współmiernej reakcji, w postaci innego zła. Krzywda za krzywdę. W myśl zasady: „Ja udaję, że pracuję, ponieważ oni udają, że mi płacą”. Zło jest także zaraźliwe. W Biblii czytamy: „oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec” (Wj 21,24-25). Naturalna miara wymierzona złu wyraża się zatem w czynieniu czegoś podobnego naszemu zło-czyńcy. Przekroczenie tej miary wymaga nie lada odwagi myślenia. Jest to znamienne na przykład w perspektywie ideałów chrześcijaństwa. Przywołana powyżej zasada i w tym przypadku znajduje swoje egzemplifikacje. Czyż krzywda zadana większemu dobru nie jest proporcjonalnie większa niż ta wyrządzona jakiemuś mniejszemu dobru? Przeżywany ból jest przecież większy, kiedy krzywdzi się kogoś o większej wrażliwości. W książce Pamięć i tożsamość Jan Paweł II pisze wymownie: „W jaki sposób zło wyrasta i rozwija się na zdrowym podłożu dobra, stanowi poniekąd tajemnicę. Tajemnicą jest również owo dobro, którego zło nie potrafiło zniszczyć, które się krzewi niejako wbrew złu, i to na tej samej glebie. Przypomina się ewangeliczna przypowieść o pszenicy i kąkolu (por. Mt 13,24-30). (…) Można powiedzieć, że ta przypowieść jest kluczem do rozumienia całych dziejów człowieka. W różnych epokach i w różnym znaczeniu pszenica rośnie razem z kąkolem, a kąkol razem z pszenicą. Dzieje ludzkości są widownią koegzystencji dobra i zła. Znaczy to, że zło istnieje obok dobra; ale znaczy także, że dobro trwa obok zła, rośnie niejako na tym samym podłożu ludzkiej natury”. Napięcie pomiędzy oboma światami jest prehistoryczne i wydaje się, że w ludzkich doświadczeniach ustawiczne. Życie pokazuje aż nadto wyraźnie, że ścieranie się światów pszenicy i kąkolu jest rzeczywiście wtarte w ludzką egzystencję, to znaczy codzienność każdego człowieka i zarazem całej ludzkości. Newralgiczna jest przy tym sprawa pewnych akcentów, to znaczy przyjęcie swoistej mentalności tropiciela zła bądź zaangażowanego obserwatora. Czy mądry gospodarz ulega pokusie natychmiastowego wykarczowania całego lasu w celu pozbycia się zauważonego pasożyta? Nie chodzi oczywiście o to, że nie powinno się dobra nazywać dobrem, a zła złem. Problem pojawia się jednak wówczas, gdy w rzekome imię dobra zaczyna się za wszelką cenę poszukiwać zła, to znaczy ma na jego punkcie obsesję. Wówczas inwigilowanie zła wchodzi w swoisty genotyp tożsamości człowieka.

 

Cierpliwość dobra

 

W życiu człowieka dobro i zło stanowią zatem dwie przenikające się i walczące o byt rzeczywistości. Każda chce wyrosnąć na gruncie drugiej. Dobro i zło, mimo iż obecne poniekąd razem w ludzkim byciu, nie są jednak po prostu dwiema przeciwstawnymi alternatywami. Poza istnieniem na przeciwległych biegunach dzieli je znacznie więcej. Przykład przypowieści o pszenicy i kąkolu ukazuje, że dobro pozwala złu róść obok siebie. Nie znaczy to, że jest ono wobec niego obojętne. Dobro wie, że zło nie tylko je szpeci, ale również wyjaławia jego ziemię. Sprawia, że staje się ona mniej życiodajna, to znaczy mniej płodna. Zło żeruje na dobru, bo bez niego nie potrafi zaistnieć. Ono jakby potrzebuje dobrej gleby, którą chce zepsuć. Co innego dobro. Ono samo w sobie jest racją swego istnienia. Poza tym jest cierpliwe. Pyta co prawda: „dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23), ale jednocześnie pozwala się zbić, bo wie, że to nie jest ostatnie słowo. Klasyk powie, że dobro zabite w Wielki Piątek w niedzielę zmartwychwstaje. Dobro ma świadomość, że na zwycięstwo trzeba poczekać, a „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13,13). Zło nie jest cierpliwe, nie potrafi czuwać, to znaczy oczekiwać na to, co ma je zaskoczyć. Czyha, zagraża, nęci, jest w tym wszystkim niecierpliwe. Dobro zna swoje racje i jest ich świadkiem, ale nie chce ich narzucać innym. Ono wie, że pod przymusem przypomina być może posłuszeństwo czy grzeczność, ale nie jest już dobrem. Nie da się być dobrym na siłę. Oczywiście nie jest również złym ktoś, kogo do zła się zmusza, a on tego nie chce. Musieć czynić zło to nie to samo, co go chcieć. Wolność jest gruntem, na którym rozwija się w człowieku dobro lub zło. Tylko na niej tworzy się to, co nazywamy wolną wolą. Tam, gdzie jest przymus, wolność ludzka co prawda istnieje, ale jej istnienie jest poniekąd sponiewierane przez niszczącą siłę. Dlatego człowiek zniewolony w jakikolwiek sposób przypomina zwierzę wracające do nieistniejącego od dawna legowiska. Kieruje nim jakaś przemoc, nad którą nie ma kontroli. Przemoc jest atrybutem zła. Podobnie jak perswazja czy odwet. Z tej racji dobro czynione pod przymusem, chociaż może przynieść dobre rezultaty, jest złe samo w sobie. Dobro jest bezsilne, jakby nieśmiałe wobec takiej siły, ale jednocześnie ta nieśmiałość nie jest żadną lękliwością, a bezsilność stanowi w istocie jego moc, podpiera ludzkie słabości.

 

Wyzwolenie od zła

 

Znamienne jest to, że kiedy chrześcijaństwo mówi o zwycięstwie nad złem, używa formuły: „zbawienie”. Zbawić człowieka znaczy wyzwolić jego wolność od zła. Nie chodzi zatem o walkę ze światem, to znaczy wytyczanie armat i kierowanie ich dział w stronę rozmaitych wrogów, ale spojrzenie na zło nie tylko z własnej perspektywy, czyli pozwolenie na poniesienie go na plecach drugiego. Chrystus mówi: „miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33). Człowiek nie potrafi sam siebie zbawić, potrzebuje do tego innego, kogoś, kto będzie dla niego zbawienny. Być dla kogoś zbawiennym znaczy pomóc mu w wyzwoleniu od zła jego wolnej woli. Bowiem wola spętana złem nie jest naprawdę wolna. Tylko ktoś, kto doznał wyzwolenia, potrafi na rzucone w niego obelgi odpowiedzieć przebaczeniem. Ten, kto tego wyzwolenia nie doświadczył, nie chce i poniekąd nie potrafi przebaczyć, dlatego nienawidzi. Może mieć to również postać złożonych do modlitwy rąk, pokornie proszących o wieczne potępienie dla oprawcy. Mówi się: „Chcesz być szczęśliwy przez chwilę? Zemścij się! Chcesz być szczęśliwy na zawsze? Przebacz!”. Przebaczyć wystarczy raz, by samemu poczuć się znowu wolnym i w innym obudzić wolność. Nienawidzić trzeba codziennie. Dlatego nienawiści przebaczenie wydaje się naiwnością. Ona ciągle gorszy się tymi, którzy do grzeszników chodzą w gościnę. Ktoś, kto nie doznał w życiu prawdziwego wyzwolenia i w nikim nie przebudził jego wolności, być może wie, czym jest zbawienie, ale nie potrafi wierzyć, to znaczy widzieć Boga, który jest bliżej, niż to się wydaje.

 

ks. Przemysław Bukowski SCJ
Czas serca 159