– Osobiście nie uważam się za kogoś, kto szczególnie "postuje". Post postrzegam nie jako coś, co muszę, tylko co chciałbym, a najbardziej chciałbym być podobny do Pana Jezusa.
Staram się więc na początku zaakceptować to, co mi życie przynosi. Staram się też zaakceptować konsekwencje grzechów moich i cudzych.
Jeżeli ktoś chce być podobny do Chrystusa i mu to nie wychodzi, to musi odrzucić wszystko, co mu w tym przeszkadza. Powinien zacząć od wygodnictwa, nałogów i innych przyzwyczajeń.
Sam chciałbym zrobić kilka rzeczy. Dosyć łatwo jest pościć od jedzenia, znacznie trudniej od telewizji, Internetu i… zmarnowanego czasu. Jeżeli miałbym coś polecać, to zalecałbym post od telewizji, bo ta czyni największe spustoszenie w naszych umysłach. Telewizja sprzyja bezmyślności, a bezmyślność to największy wróg postu.
Co z tego, że będę chodził głodny i klął, jeśli nie będę myślał. Zaproszenie do postu to zaproszenie do myślenia. Myślenia o Panu Bogu.
Ludzie żyją w określonej kulturze, posługują się pewnym kodem kulturowym, ale coraz częściej go nie rozumieją. Trzeba zadać pytanie, na ile człowiek, który funkcjonuje w świecie kulturowo chrześcijańskim, zdaje sobie sprawę, że jest ochrzczony i co to dla niego osobiście znaczy. Jeśli nie ma tej świadomości, to znów pojawia się niebezpieczeństwo ideologizacji religii.
Z ks. abp. Grzegorzem Rysiem, historykiem Kościoła, rozmawia Sławomir Rusin.