logo
Sobota, 11 maja 2024 r.
imieniny:
Igi, Mamerta, Miry, Franciszka – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wierzę, że stał się człowiekiem dla nas
 


„Pragnienie Boga jest wpisane w serce człowieka, ponieważ został on stworzony przez Boga i dla Boga. Bóg nie przestaje przyciągać człowieka do siebie i tylko w Bogu człowiek znajdzie prawdę i szczęście, których nieustannie szuka” (KKK 27). Człowiek jest otwarty na Boga, jest capax Dei. Skąd bierze się ta otwartość? Jaki jest jej ostateczny fundament. Liturgiczna celebracja Bożego Narodzenia pozwala nam odnaleźć zadziwiającą i wstrząsającą odpowiedź na to pytanie - pisze ks. Robert J. Woźniak. Zapraszamy do świątecznej lektury!


Bóg dotyka ziemi

 

Boże Narodzenie przypomina nam o wielu prawdach, które zapisane są w sercu naszej wiary. Świętujemy w nim Boga, który dotknął ziemi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i bardziej niż ktokolwiek inny. Pięknie przedstawia to szereg artystów, którzy ukazują Nowonarodzonego położonego na ziemi, a nie w żłobie. Jest w tym wszystkim jakiś ogromny realizm. Bóg, tak jak objawia się nam w Boże Narodzenia, jest realistą. Nie unosi się nad ziemią, nie buja w obłokach, ale dotyka ziemi. Dotyka jej taką, jaką jest, dotyka ziemi twardej, zeskorupiałej, zimnej, niegościnnej, skażonej grzechem. Dotykając ziemi, dotyka wszystkich ludzkich dramatów. Ziemia jest sceną, na której dokonuje się szereg naszych ludzkich dramatów. Ziemia daje radość, ale i przynosi ból. Trzeba ją zdobywać, uprawiać w pocie czoła. Ziemia przyciąga i odpycha zarazem, kusi i uspokaja. Ziemia również więzi i ciąży. Taka jest ziemia, której dotyka Bóg, której staje się częścią, przyjmując w Jezusie ludzkie ciało, ów proch z prochu ziemi. A czyni to wszystko po prostu dla nas. To dla nas, zapisane w wyznaniu wiary, w mszalnym Credo, jest odpowiedzią na pytanie, gdzie rodzi się, gdzie zaczyna się nasza otwartość na Boga.

 

Uwolnieni z potrzasku win

 

Dlaczego Bóg (stał się) człowiekiem? Pytanie to, zawierające wielką tajemnicę wiary, doczekało się dwóch równoległych odpowiedzi. Obie pochodzą z czasów średniowiecza.

 

Pierwszą przynosi jeden z najważniejszych traktatów teologicznych średniowiecza: dzieło św. Anzelma z Canterbury. Ów święty dowodzi, iż Bóg stał się człowiekiem z powodu ogromnej winy, jaką ludzkość zaciągnęła swoim grzechem. Jako że ów grzech wymierzony był w Boga, był wyrazem nieposłuszeństwa człowieka, domaga się zadośćuczynienia. Wina musi zostać odpokutowana, obrażony Bóg musi zostać przeproszony właśnie przez tego, który dopuścił się nieprawości i zniewagi. Każde inne wyjście pociągałoby za sobą naruszenie Boskiej sprawiedliwości. Człowiek jednak nie jest w stanie tej winy odpokutować. Choć jego wina nie jest nieskończona sama w sobie (jest wszak jedynie ograniczonym dziełem człowieka, jak każde inne), staje się taką z racji tego, że odnosi się ona do samego Boga, który jest nieskończony i nieskończenie godny miłości. Miarą winy w tym wypadku jest miara obrażonego. Człowiek sam nie jest w stanie zadośćuczynić nieskończonemu Bogu. Może jedynie przeciwko Niemu zgrzeszyć, ale sam nie jest w stanie odpokutować swojej winy i jej naprawić wobec absolutnego Boga. W tym względzie człowiek jest zbyt słaby.

 

Jednocześnie, argumentuje Anzelm, aby zadośćuczynić Bogu, człowiek musi podjąć dzieło przebłagania. To on zgrzeszył, on też musi zadośćuczynić. Tego domaga się sprawiedliwość i walka o dojrzałość człowieka, który musi stać się odpowiedzialny. Tym samym, człowiek znajduje się w potrzasku swojej winy, grzesznej sytuacji. Z jednej strony, to on musi przebłagać Boga, z drugiej, obiektywnie nie jest w stanie tego uczynić.

 

Wyjście z sytuacji, ciągnie Anzelm, jest dziełem Boga, zarówno Jego sprawiedliwości jak i miłości. Oto Bóg postanawia stać się człowiekiem, aby człowiek stał się zdolny zadośćuczynić Bogu. Wcielenie Syna, Jego stanie się człowiekiem ma na celu zbawienie człowieka, wyciągnięcie go z beznadziejnej sytuacji, w której zamknęła go jego własna wina i grzech.

 

Wcielenie a grzech

 

Św. Anzelma często obarcza się odpowiedzialnością za powiązanie Wcielenia z grzechem: Bóg wcielił się, bo człowiek zgrzeszył. Tak, jakby to grzech miał stać się powodem tego największego cudu w dziejach świata, jakim jest Wcielenie. W takiej interpretacji wygląda na to, że cała miłość Boża uzależniona jest od grzechu. Gdyby nie było grzechu, nie byłoby również potrzeby Wcielenia. Zauważmy jednak, że Anzelm wiąże Wcielenie bardziej z dobrocią Boga, niż z samym grzechem. To prawda, że nie zastanawia się on nad tym, co by się stało, gdyby człowiek nie zgrzeszył. Faktem bowiem jest, że grzech jest rzeczywistością. Jednak to nie on stanowi motyw Wcielenia, lecz Boska miłość i sprawiedliwość, które skłaniają Boga do pomocy człowiekowi, do takiego ratunku, który nie upokorzy człowieka, ale pozwoli mu wziąć udział w swoim zbawieniu. Bóg nie tylko dba o sprawiedliwość, ale okazuje się wielkim humanistą, wielkim miłośnikiem człowieka. Chce odkupić człowieka, zbawić go i pomóc mu w zadośćuczynieniu za obrazę Boga.

 

Korona stworzenia

 

Druga odpowiedź została zaproponowana przez błogosławionego franciszkanina Jana Dunsa Szkota. Dla niego Wcielenie w rzeczywistości nie jest powiązane z grzechem. Bóg stałby się człowiekiem nawet, gdyby człowiek nie zgrzeszył, gdyby zło i grzech nie zaistniały. Bł. Jan Duns Szkot nie wyobraża sobie w ogóle możliwości jakiegokolwiek związku grzechu i Wcielenia. Dla niego Wcielenie jest największym dowodem Boskiej miłości. Jego motywem może być jedynie sama miłość i nic innego, a już na pewno nie coś tak potwornego jak grzech. To, że Bóg stał się człowiekiem, jest wyrazem Jego miłości, która od zawsze, od pierwszej decyzji stworzenia człowieka, planowała, bez związku z grzechem, stanie się jednym z nas. Wcielenie w tym planie jest najpełniejszym ukoronowaniem dzieła stworzenia. Właśnie dopiero Wcielenie pokazuje cel Boga, który przyświecał Mu od początku i był najważniejszym motywem stworzenia. Jest nim bosko-ludzka przyjaźń, która w sposób wolny wiąże ostatecznie i nieodwołalnie Boga i człowieka, aż tak dalece, że Bóg staje się człowiekiem.

 

Bezinteresowność Boga

 

Choć te dwie opowieści o motywie Wcielenia różnią się od siebie i rozkładają inaczej akcenty, to jednak mówią nam wspólnie: Bóg stał się człowiekiem dla nas. Wcielenie jest dziełem Boga podjętym dla nas, czysto dla nas i jako takie pokazuje i dowodzi, że Bóg o nas myśli, pragnie każdego człowieka i – przy zachowaniu całej swojej wolności – żyje dla nas. I to zawsze jako pierwszy: zanim możemy być dla Niego, On już zawsze jest dla nas.

Takie stwierdzenie nie oznacza, że nie żyje On dla siebie. Raczej jest sposobem powiedzenia, że Bóg traktuje każdego z nas na poważnie i że jesteśmy dla Niego ważni. Bóg żyje dla siebie i żyje dla nas: wszystko co ma, ofiaruje nam, włącza nas w swoje życie, sprawia, że nie tylko istniejemy, ale i stajemy się Jego dziećmi. Przyjmuje nas jako swoich. Nie jesteśmy dla Niego jakimś zewnętrznym problemem, ale istotami, które nieustannie nosi w swoim umyśle i w sercu, które zaprasza i „melduje” w sobie samym, w swoim wnętrzu. Człowiek nie jest obojętną, peryferyjną sprawą, zewnętrznym problemem Boga, ale istotą wpisaną dobrowolnie w przestrzeń wewnętrznego życia Boga tak dalece, że Bóg mógłby powiedzieć: „żyję dla ciebie i wszystko moje jest twoje”. Jesteśmy otwarci na Boga, pragniemy Go, tylko dlatego, że On sam jest otwarty na nas, pragnie i oczekuje każdego z nas.

 

Emmanuel jest w ubogich

 

Powyższą prawdę trzeba przypominać w naszym świecie, który cierpi na syndromy wyzysku, osierocenia i porzucenia. Czasami rodzą się dramatyczne pytania o to, gdzie podział się altruizm, bezinteresowność, sympatyczny humanizm z wyciągniętą niewidzialną ręką. Prawda jest taka, że im głębiej sami przeżyjemy prawdę o tym, że Bóg kocha nas bezinteresownie, tym bardziej sami staniemy się znakami, obrazami Jego bezinteresownego bycia dla człowieka w świecie.

 

Niedawno beatyfikowana Matka Teresa i jej genialne i święte życie dowodzą, że trwały i szlachetny humanizm rodzą się ze spotkania z humanizmem Boga, z Jego bezinteresownością okazaną każdemu człowiekowi. Geniusz Matki Teresy polega na tym, że każdemu człowiekowi pokazuje ona w sobie, w swoich czynach, że Bóg żyje dla niego, że Bóg dla niego przychodzi, że dla niego gotów jest porzucić „słodkie niebo, a obrać barłogi”. W takich ludziach, jak Matka Teresa, bliskość Boga staje się wręcz namacalna. I nie jest to bliskość jakiegoś Boga, ale Tego, który widzi, działa i jest dla człowieka.

 

Imię Emmanuel oznacza „Bóg jest z nami”. Historia święta, która swoje apogeum osiąga w Jezusie, dowodzi, że to „bycie z nami” jest wyrazem „bycia dla nas”. Takie „bycie dla nas” sprawia, że świat staje się udomowiony, zaadoptowany. Dokładnie tak, jak ubodzy z ulic Kalkuty, przyjęci przez Matkę Teresę, odnajdywali, nawet jeśli na parę minut czy godzin, dom, poczucie wartości swojego istnienia, które płynie z tego, że ktoś na nich zwrócił uwagę, że ktoś żyje dla nich.

 

Nieść innym pociechę

 

Jeśli jesteś samotny tą najokrutniejszą samotnością, która polega na tym, że czujesz się samotny jak palec, że nie ma nikogo, kto dla ciebie by żył, pomyśl o Jezusie, o Bogu, który żyje dla nas, który przyszedł, abyśmy mieli życie. Jeśli wierzysz w Jego miłość, w bezinteresowność Jego bycia dla ciebie, sam próbuj żyć dla innych. Zgłodniały sensu i miłości, dawaj ją innym. Bóg nie tylko żyje dla każdego z nas, ale i przez każdego z nas może żyć dla innych. Najgłębiej doświadczy bezinteresowności Boga ten, który sam, jak On, stanie się, na ile potrafi, bezinteresowny w swoim byciu dla innych.

 

Jedyną wiarygodną ikoną Bożego bycia dla nas, Jego czystej i niepokalanej bezinteresowności jest człowiek który żyje dla Boga i dla innych ludzi. Wiedział o tym św. Franciszek z Asyżu, który modlił się o to, aby nie tyle szukać pociechy dla siebie, co pociechę dawać. Ta modlitwa to wyraz jego pragnienia bycia nie dla siebie, ale dla Boga i dla drugich. To wyraz jedynego prawdziwego życia, którego wciąż pragnął i które w nim już mieszkało, płynąc z Tego, który stał się człowiekiem nie dla siebie, ale dla nas.

 

franciszkanie.pl