„Czemu Mnie Królową Polski nie zowiesz?”. W 1608 r. włoski jezuita Juliusz Mancinelli usłyszał z ust Matki Bożej słowa o szczególnym miejscu Polski i Polaków w sercu Bogarodzicy. Nie byłoby tego objawienia, gdyby nie miłość, jaką naród polski żywił do Maryi. Ziemie polskie nigdy nie pozostawały spokojne. Zbójeckie napady, wojenne zawieruchy, niepokoje wewnętrzne, ale i apetyty ościennych mocarzy nie pozwalały naszemu krajowi cieszyć się długimi okresami pokoju.
Teresa z Avila urodziła się 28. marca 1515 roku w pobożnej hiszpańskiej rodzinie szlacheckiej. Od dzieciństwa zafascynowana barwnymi żywotami świętych, wychowana w klasztorze augustianek, w wieku 21 lat wstępuje do Karmelu. Zastaje tam duże rozluźnienie dyscypliny. Klasztor w praktyce przypomina raczej pałac, w którym szlachetnie urodzone siostry prowadzą iście światowe życie. Praktycznie nie istnieje klauzura.
Czasem i w Kościele słychać dzielące głosy. Ale przede wszystkim brakuje mi wyrazistego pełnienia tej roli Kościoła, o której mówił Jan Paweł II, że powinien on tworzyć kulturę przebaczenia i solidarności. To ważne zadanie dla duchownych i wszystkich wierzących: pokazać, że choć się różnimy w istotnych sprawach, to jednak wiele nas łączy. Tym czymś jest dobro wspólne i solidarność.
Z ojcem Maciejem Ziębą OP rozmawia Piotr Jóźwik
Rozpoczęcie obchodów stulecia odzyskania niepodległości jest okazją tyleż do świętowania, co i do głębszej refleksji. Polska szczyci się przecież ponad tysiącpięćdziesięcioletnią historią. Jeśli zatem w 1918 r. musiała niepodległość odzyskiwać, to dlatego, że pod koniec XVIII w. nie bez własnej winy ją straciła.
Każdy człowiek toczy codziennie walkę przeciwko Szatanowi, walcząc z jego przebiegłymi i niebezpiecznymi pokusami. Dlatego potrzebuje niezawodnej i niezwyciężonej broni – modlitwy. Modlitwą możemy wyrwać Złemu zdobyty przez niego teren. Możemy sprawić, że wszędzie tam, gdzie panuje najgorszy grzech, patologia i totalna pustynia duchowa – zakiełkuje pączek dobra.
Deszczu spadło już dosyć. Czas zauważyć, że dłużej tak nie pociągniemy. A nawet jeśli, tony przelanej bratniej goryczy powinny dać do myślenia. Czy naprawdę o to chodziło? Poza tym arka odpływa, to znaczy z dnia na dzień coraz mniej można ją uchwycić wzrokiem na nadwiślańskim horyzoncie, a przy tym jej ocaleni pasażerowie spoglądają wstecz coraz rzadziej i z coraz większym politowaniem.
8 kwietnia 2005 r., dzień pogrzebu Jana Pawła II. W La Garde Freinet, niewielkim francuskim miasteczku w Prowansji miejscowy piekarz, pełniący jednocześnie posługę stałego diakona, adorował Najświętszy Sakrament w kaplicy na strychu kamienicy, w której mieszkał. – Nagle ujrzałem oblicze Jana Pawła II, przenikające niczym oblicze ojca moje serce – wspomina 51-letni Martial Codou.
Jezus powiedział, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie wejdziemy do królestwa niebieskiego (por. Mt 18,3). Jezus mówiąc o „przemianie w dziecko”, miał w swoim sercu doświadczenie chrztu oraz góry Tabor, gdzie Bóg Ojciec dał Mu Ducha Świętego i powiedział: „Ty jesteś moim umiłowanym Synem”. Jezus usłyszał tutaj dwie rzeczy: że jest Synem oraz to, że Ojciec Go kocha. Dlaczego to takie ważne dla dziecka? Bez tożsamości orła mały orzełek nie zacznie latać, a mały lew nie zacznie ryczeć – bo nie widzi taty i nie wie, jak ma to robić.
Kiedy w listopadzie, pełni zadumy, której sprzyja jesienny klimat, odwiedzamy groby drogich zmarłych, często z naszych ust płynie do niebios gorąca modlitwa o ich zbawienie. Również w tej intencji najczęściej zamawiana jest przez wiernych Eucharystia. A nagrobne płyty zdobią trzy tajemnicze litery: R.I.P. To skrót od Requiescat in pace, czyli „Niech odpoczywa w pokoju!”, co również jest formą modlitwy.
Drugie przykazanie nakazuje nie tylko miłowanie bliźniego, ale także miłowanie siebie samego. Miłość siebie samego jest tak samo ważnym przykazaniem jak miłość bliźniego. Jezus uczynił z miłości siebie samego miarę miłości bliźniego. Stąd też waga miłości siebie, zawartej w pierwszym przykazaniu. Nie możemy pokochać bliźniego, jeśli najpierw nie pokochamy siebie samych.
Czym dla Ojców jest post? Odpowiedzmy krótko: powstrzymywaniem się od jedzenia i picia. W kontekście egipskim podkreślić należy zwłaszcza ów drugi element: nie tyle głód dręczy mnicha na pustyni, co pragnienie.
Gospodarz bardzo się natrudził, zakładając winnicę. Pieczołowicie zadbał, by winorośle miały wszystko, dzięki czemu wydadzą winogrona słodkie i soczyste. A jednak okazało się, że dały „cierpkie jagody”. – Wiedząc, że to przypowieść i że chodzi o nas ludzi, pytajmy, czy jest się czym przejmować? Niewątpliwie tak!