logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Bątkiewicz-Brożek
Zakochać się w Jezusie
Gość Niedzielny
 


Przygoda kojarzy się z czymś, co nie jest ujęte w ramy i ścisłe reguły…

Zgadza się, jednak przygoda, której na imię wiara, była doświadczeniem wielu świętych. Jej odcienie, a więc Ewangelię, uwidocznili tacy święci jak św. Franciszek, wyznaczając nam szlak. Franciszek przeszedł jedną z najczystszych, najautentyczniejszych dróg, jakie zna ludzkość.

Jezus wymaga radykalizmu, na przykład gdy mówi, że powinniśmy mieć „w nienawiści ojca i matkę”(Łk 14,26).

Jezus nie chce, żebyśmy odrzucili rodziców. „Nienawidzić” (będziesz miał w nienawiści) w języku hebrajskim oznacza „kochać mniej niż”. W innej przypowieści Chrystus mówi to tak: „Kto kocha matkę i ojca bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien”. Ale i tu nie chodzi o negację więzów rodzinnych, ale o czujność, żeby nie osłabiały one relacji z Chrystusem, nie stawały się pretekstem do zerwania jej. Jezus naucza o jedności małżeńskiej i nie wymaga od nikogo, by pozostawił współmałżonka, żeby za Nim iść. Wystarczy mieć świadomość, że niektórzy są powołani do wyboru drogi bardziej zawężonej, jak my – zakonnicy, księża. I to od nas Jezus wymaga radykalnego postępowania, rezygnacji ze wszystkiego w życiu.

Kiedy Jezus spotyka Marię Magdalenę, zrzuca płaszcz radykalizmu, jest miłosierny. Ale i tym razem wywołuje skandal.

W tej scenie Jezus dopuszcza się największej prowokacji. W Ewangelii znajdujemy mnóstwo przykładów na to, że Jezus jest o wiele bliższy tym, którzy grzeszą, niż tym którzy sądzą, oceniają. Dla nas, współczesnych, wykształconych, żyjących według pewnych schematów moralnych, Jezus stanowiłby prowokację. Ale nie wśród ludu, bo prości ludzie zwykle lepiej wyczuwają i rozumieją miłosierdzie Boże. I z całą pewnością zostałby odrzucony, wywołałby skandal w takiej sytuacji jak z Marią Magdaleną.

Jezus prowokuje też, kiedy mówi, że ubodzy duchem, cisi mają poważniejsze szanse na królestwo niebieskie. 

To oburzało m.in. Nietzschego. Dla niego chrześcijaństwo było religią resentymentów, słabych przeciw silnym. Oskarżał je o zakażenie świata „rakiem pokory”. Nietzsche mylił się dramatycznie! Kiedy na przykład interpretował słowa Jezusa: kto chce być pierwszy, będzie ostatni, a ostatni będzie pierwszy. Uznał to za deprymujące, pozbawiające człowieka woli i zdolności do realizacji własnych projektów, niweczące koncepcję nadczłowieka. Błąd tkwi w sposobie czytania tego fragmentu Ewangelii. Jeśli ktoś chce osiągnąć szczyt, niech realizuje swoje pragnienie. Jezus zmienia tylko zasady, jakimi trzeba się w takiej sytuacji kierować. Mówi: nie eliminuj innych, by wybić się na ich tle, bo w ten sposób idea nadczłowieka może doprowadzić do wynaturzeń, a nawet chęci eliminacji rasowej. Jezusowi chodzi o to, żeby zniżyć się i pomóc wstać innym. Żeby stać się ich sługą. Znakomitą ilustracją tych koncepcji pierwszeństwa w świecie jest przeciwstawienie postaci Hitlera i Matki Teresy z Kalkuty. Kto dzisiaj wybrałby Hitlera? Ale jeśli Nietzsche tak wypaczył chrześcijaństwo, być może sami chrześcijanie dali mu powody... Może zbyt dużo mówimy o krzyżu, a mało o zmartwychwstaniu Chrystusa. A przecież życie Jezusa nie kończy się na krzyżu. W wielu momentach chrześcijaństwo stwarzało wrażenie bycia jedynie religią wyrzeczeń, umartwiania się. Nadszedł czas, żeby przedstawić chrześcijaństwo jako religię radości.

Czy Jezus dzisiaj może być uważany za osobę realną, której można dotknąć?

Tak, ale jest jeden warunek: trzeba wejść z Nim w konkretną relację, żyć Jego słowem, nawiązać dialog. Wówczas Jezus przestaje być tylko ideą, wyobrażeniem, postacią historyczną. Staje się żywą obecnością w chwili, kiedy staje się miłością życia danej osoby. A kiedy ktoś jest naprawdę zakochany, osoba, którą kocha, jest zawsze obecna w myślach, zawsze obok, nawet jeśli jest fizycznie daleko. Kiedy odpowiesz na wezwanie Jezusa, na jego łaskę, Jego obecność staje się czymś naturalnym. W Jezusie trzeba się więc zakochać. Dla wielu Jezus jest zwykłą ideą, sprowadzany jest do ogółu doktryn, jakichś zasad, filozofii. Jest wielkim wyzwaniem dla współczesnego Kościoła głosić Jezusa jako osobę żywą, realną i obecną w życiu człowieka. Darem jest umiejętność głoszenia, że Jezus jest Panem życia. Że wchodzi do Twojego życia osobistego. Trzeba mówić o tym głośno, proponować takie podejście do Jezusa, nawet w gazetach, by pomóc ludziom dotrzeć do tego przesłania.

Osobowa relacja z Jezusem rodzi u niektórych obawy, że jej konsekwencją będzie m.in. rezygnacja z przyjemności, zabawy, dorobku życia.

Nic bardziej mylnego. Kiedy Jezus wejdzie do twojego życia, nie niszczy zamiłowań, twoich interesów, a raczej je uporządkuje. Jezus nigdy nie wchodzi w konflikt, nie burzy relacji miłosnej człowieka z drugim człowiekiem, z przyjaciółmi, małżonkiem, bo wszystkie te formy miłości w rzeczywistości pochodzą od Niego. Co jest najbardziej przygnębiające w sloganie z londyńskich autobusów, który obiegł świat dwa lata temu: „Boga prawdopodobnie nie ma. Przestań się zamartwiać, ciesz się życiem”? Nie przytyk do istnienia Boga, ale konkluzja: „ciesz się życiem”. Bo to oznacza, że Bóg w oczach świata jest wrogiem radości, że wymaga rezygnacji z życia w pełni. Takie myślenie jest jedną z wielkich przeszkód w zaangażowanie się w chrześcijaństwo. Tymczasem w Jezusie jest radość. To jest zadanie dla chrześcijan dzisiaj – udowodnić światu, że życie z Jezusem oznacza radość i szczęście. Jezus czeka na decyzję Twoją i moją, by wejść z Tobą w relację osobistą, by nie zostawiać w Twoim życiu miejsca na inne pragnienia, by On stał się tym, który urzeczywistnia wszystko.
 
Zobacz także
Przemysław Radzyński
Ideałem ewangelicznym jest po pierwsze mało potrzebować, niezależnie od tego, czy się ma dużo, czy mało. A po drugie: "poznacie po owocach", czyli po efektywności w życiu. Można komuś pomóc, gdy jest biedny, gdy leży chory w łóżku. Ale docelowo powinien sam poradzić sobie w życiu. Nigdzie w Ewangelii nie pochwala się, aby wyręczać kogoś tylko dlatego, że jest biedny.

Z ks. Jackiem Stryczkiem, prezesem Stowarzyszenia Wiosna i inicjatorem projektów, takich jak "Szlachetna Paczka" i "Akademia Przyszłości", rozmawia Przemysław Radzyński
 
Jan Buczyński

Zdarza się, w trakcie liturgii mszy świętej kojarzymy niektóre elementy inaczej, niż pierwotnie o nich myślano. Takim przykładem może być aklamacja Kyrie eleison (po polsku przetłumaczona jako Panie, zmiłuj się). Błędnie myśli się o niej jako o części aktu pokuty – śpiewa się ją po nim, chociaż nie zawsze: pomija się ten śpiew, gdy wybrano formę aktu pokuty, w której aklamacja „zmiłuj się nad nami” jest już obecna. W polskiej praktyce, niestety, obecna jest prawie tylko pierwsza forma aktu pokuty, zaczynająca się od słów Spowiadam się…  (Confiteor), przez co wydaje się, że Kyrie eleison jest jej uzupełnieniem, dalszym ciągiem. A to nie do końca prawda.

 
Jacek Pulikowski
Przyszłość świata idzie przez rodzinę – to niepodważalnie prawdziwe zdanie Jana Pawła II dziś trzeba, niestety, uzupełnić dopowiedzeniem: przez normalną rodzinę. Na pytanie: Co to jest normalna rodzina? odpowie bez trudu każde przedszkolne dziecko. Rodzina to mama, tato i dzieci. Czasem dziecko dopowie: babcia i dziadek. I słusznie, bo dziadek i babcia to oczywiście też rodzina.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS