logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Benedict Groeschel CFR
Życie i śmierć życia konsekrowanego
Fronda
 


Osoby liminalne w istotny sposób różnią się od najbardziej nawet prawych i cnotliwych członków społeczności. Nic w tym złego, jakkolwiek każdego naśladowcę Chrystusa musi cechować jakiś stopień liminalności. Zauważamy to na przykładzie świętych członków rodzin królewskich: św. Ludwika IX czy św. Elżbiety Węgierskiej, którzy pod wytwornym strojem monarszym nosili franciszkański habit i z radością gorliwie służyli ubogim. Każdy obznajomiony z zagadnieniem upadku życia konsekrowanego wie, iż liminalność została niemal zupełnie zatracona, z wyjątkiem nowych wspólnot i garści starych, wyjątkowo trzymających pion.
 
Zadawszy pytanie: „Cóż mogło spowodować taki upadek życia konsekrowanego?”, uświadamiamy sobie, iż w odpowiedzi usłyszymy ponurą historię obejmującą z górą cztery dekady. Nie zdziwi ona jednak nikogo, kto zna historię Kościoła i rozumie antropologię. Po prostu nie da się działać wbrew prawom ludzkiej natury odzwierciedlonym w antropologii psychologicznej – nawet tym, które jak liminalność dotyczą jedynie drobnej, wyselekcjonowanej grupy – nie powodując katastrofalnych skutków, czego przykładu dostarczają chociażby podejmowane obecnie próby bezmyślnej ingerencji w zagadnienia dotyczące rodziny i życia małżeńskiego. To nic innego jak usiłowanie wyhodowania gruszek na wierzbie.
 
Upadek wielkich i szacownych zakonów, zarówno męskich, jak i żeńskich, spowodowało jednoczesne sprzężenie wielu czynników. Katastrofę tę trafnie opisał znany antropolog, Gerald Arbuckle SM, na kartach dwóch ważkich prac: Strategies for Growth in Religious Life oraz Out of Chaos: Reforming Religious Congregations. Życie konsekrowane – dowodzi Arbuckle – padło ofiarą tej samej rewolucji kulturalnej, która zrujnowała rodzinę oraz szkolnictwo wyższe pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Niestety, konsekrowani katolicy – nauczeni nie myśleć samodzielnie – w owczym pędzie popłynęli z jej prądem. Wielu najbardziej natarczywie domagających się burzenia fundamentów życia zakonnego opuściło swe zgromadzenia, dokładnie uprzednio wypatroszywszy ich konstytucje. Członkowie zakonów szczerze pragnący wieść życie duchowe pozostali bez efektywnego przewodnictwa.
 
Podczas pewnego seminarium pewna świetnie wykształcona i pełna dobrych chęci zakonnica z szacownego zgromadzenia nauczającego zauważyła ze łzami w oczach: „Przecież robiliśmy wszystko tak, jak nas nauczono!” Nieuchronnie nasuwa się pytanie: „Kto was nauczył?”. Chrześcijańscy zakonnicy zostali bez wyjątku powołani do życia Ewangelią: podążania za nauką Pisma Świętego oraz tradycją Ojców Kościoła i świętych. Te odwieczne źródła zostały jednak niemal całkowicie zignorowane. Miejsce Ewangelii i świętego nauczania zajęły niepewne teorie psychologiczne, z których większość dziś już spoczywa na śmietniku historii. Do życia duchowego wprowadzono elementy obce i zupełnie doń nie pasujące – część z nich zapożyczywszy z błędnie pojętych tradycji azjatyckich. Wystarczy spojrzeć na ofertę domów rekolekcyjnych prowadzonych przez niektóre zgromadzenia zakonne, żeby się przekonać, jak niemądrzy potrafią się czasem stać ludzie pragnący uchodzić za poważnych.
 
Nie mniej ważny od opisanych powyżej zjawisk okazał się wpływ psychoterapii, zgodnie z założeniami Zygmunta Freuda skoncentrowanej niemal całkowicie na niszczeniu wszystkiego, co postrzegano jako mechanizmy represyjne dla osobowości. Współczesna psychologia pozytywna wykazała ogólne bankructwo intelektualne i emocjonalne takiej postawy i odrzuciła ją. Chociaż niektórzy ludzie rzeczywiście lepiej się poczuli, to jednak wcale niekoniecznie stali się lepsi czy bliżsi wiecznemu celowi. Jak zauważył jeden z twórców psychologii pozytywnej, Aaron Beck, od lat czterdziestych aż do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w psychoterapii całkowicie zabrakło zdrowego rozsądku.
 
Zlekceważono ponadto niezbędność łaski dla życia duchowego. Na każdym kroku dawał się zaobserwować semipelagianizm, czy wręcz pelagianizm w całej swej pełni, absolutnie odrzucający konieczność łaski. I tak, na przykład, wielka popularność psychoterapii zorientowanej na klienta, stworzonej przez Carla Rogersa wedle założeń stricte pelagiańskich, w ciągu kilku miesięcy praktycznie zlikwidowała duże i szacowne zgromadzenie zakonne w Kalifornii.
 
Co więcej, poważnemu osłabieniu uległy dwa najważniejsze filary katolickiego życia konsekrowanego. Po pierwsze, wiarygodność Pisma Świętego. Reguły zakonne wyraźnie stwierdzają, iż życie zgromadzeń ma być oparte na Ewangelii. Pełne sceptycyzmu i racjonalizmu czytanie Nowego Testamentu podcięło ewangeliczne korzenie życia zakonnego. Reguła franciszkańska, na przykład, nakazuje przestrzegać nakazów Ewangelii. Jeżeli jednak poważni uczeni wciąż zapewniają nas, iż Jezus tego nie uczynił, tamtego nie powiedział, jeszcze innej rzeczy w ogóle nie miał na myśli – jak mamy to robić?
 
 
 
Zobacz także
ks. Jakub Szcześniak
Po kilku latach pracy kapłańskiej zostałem skierowany do dużej miejskiej parafii. Już wtedy miniony rok, trudny dla mnie z wielu powodów, dał odczuć pierwsze syndromy "wypalenia się". Zauważyłem, że moja modlitwa staje się obowiązkiem, a codzienna posługa coraz bardziej naznaczona jest zmęczeniem. Wielość obowiązków pracy katechetycznej, trwająca blisko sześć miesięcy tzw. "kolęda", warunki budującego się kościoła i plebani pogłębiały we mnie zmęczenie...
 

Podczas trzeciej wyprawy misyjnej św. Paweł spędził tydzień w Troadzie. W przeddzień wyjazdu uczestniczył w liturgii tamtejszej wspólnoty, która – jak zanotował autor Dziejów Apostolskich – trwała aż do świtu. W trakcie tego spotkania jeden z młodych słuchaczy, siedzący przy oknie, znużony późną porą usnął i wypadł z trzeciego piętra. Zginął na miejscu. Paweł był bardzo poruszony tym zdarzeniem, podszedł do chłopca i wskrzesił go. Potem – jak gdyby nigdy nic – zaczął łamać chleb, wraz ze wspólnotą

 
ks. Zbigniew Paweł Maciejewski
Czy wiara młodzieży jest brana pod uwagę, skoro częstą metodą przygotowania do bierzmowania jest „pędzenie przez pobożności”. Im więcej – tym lepiej. Masz chodzić do kościoła, masz chodzić na drogę krzyżową i roraty, masz obchodzić pierwsze piątki miesiąca – a z wszystkiego cię rozliczymy...
 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS