logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Teresa Tyszkiewicz
Życiem dziękować
Miłujcie się!
 


A ponieważ jeszcze za życia Zosi mieli zamiar oboje wstąpić do zakonu, postanowił teraz sam dopełnić owego przyrzeczenia. Zapukał do furty ojców jezuitów, by za klasztornymi murami, na modlitwie i w służbie Bogu, zaleczyć rany oraz odnaleźć nowy sens swojego życia. Pożegnawszy się z matką i ukochanym domem w Skwarzawie, jesienią 1839 r. rozpoczął życie zakonne w Starej Wsi koło Brzozowa. Dwa lata nowicjatu pozwoliły mu odnaleźć pokój w coraz głębszym poznawaniu i umiłowaniu woli Bożej oraz dziękczynieniu zarówno za dobro, jak i zło otrzymane z rąk Boga – a raczej wszystko, co z tej ręki przychodzi, uważać za dobro: Przychodzisz do Boga, bo wiesz, że On jeden może uleczyć twą duszę – ale nie tym lekarstwem, które ty sobie wybierzesz, lecz tym, które w mądrości swojej On za zbawienne uzna. Gdy przyjdzie żebrak i prosi cię o jałmużnę, on nie wybiera, nie wyznacza, co mu masz dać, ale wszystko z wdzięcznością przyjmuje. Ty jesteś tym żebrakiem: Bóg wie najlepiej, czym cię wspomóc, czym cię poratować, a ty wszystko z wdzięcznością, z uległością przyjąć powinieneś.
 
Przełożeni, ceniąc wszechstronne uzdolnienia nowicjusza, zlecali mu różne prace literackie i pozwalali na własną twórczość do woli. Przez cały okres życia zakonnego Karol wykorzystywał więc każdą wolną chwilę na pisanie pogadanek i obrazków religijnych, a także nauk duchowych, które cieszyły się dużą popularnością. Najtrwalszym zaś jego dorobkiem okazały się pieśni religijne, które śpiewamy do dziś: Nazareński, śliczny kwiecie…, Chwalcie, łąki umajone…, Nie opuszczaj nas…, O Maryjo, przyjm w ofierze
Zwierzchnicy, widząc również jego dojrzałość duchową i zdolności katechetyczne, postanowili przyspieszyć termin jego święceń kapłańskich. W tej sytuacji w 1841 r., po dwóch latach nowicjatu, Karol złożył śluby zakonne, a już w roku 1844, odbywszy studia teologiczne w Tarnopolu i Nowym Sączu, otrzymał święcenia kapłańskie w katedrze lwowskiej. W dniu, w którym po raz pierwszy wolno mu było odprawić Mszę św., złożył w ofierze na ołtarzu swe zmarłe dzieci, żonę, matkę oraz całe swoje życie, dziękując Bogu za wszystko i otwierając jednocześnie serce na dalsze zrządzenia Opatrzności. A czas biegł naprzód i Bóg miał swoje plany wobec ojca Karola.
 
W 1846 r. w zachodniej Małopolsce wybuchła rabacja galicyjska. Wobec wzbierającej fali nastrojów rewolucyjnych przed Wiosną Ludów i przygotowań do narodowego powstania zaborcze władze austriackie, aby uprzedzić ewentualną insurekcję, poszczuły polskich chłopów przeciwko szlachcie. Zaczęły się napady, rabunki, mordy, porachunki, zemsty... Bratobójcze walki przybrały rozmiary, które przeraziły nawet samych podżegaczy. Pożar nienawiści rozszerzał się głównie w Tarnowskiem i trzeba było bezzwłocznie wykorzystać wszystkie możliwości jego ugaszenia, aby nie lała się dłużej krew dzieci tego samego narodu.
 
Pomoc ta zaś mogła przyjść jedynie ze strony duchowieństwa: ojciec Karol i kilku konfratrów zostali skierowani na teren objęty rzezią. Spłonęło tam już około 400 dworów – nie licząc domów w miasteczkach, a zabitych liczono w setkach… Misja była zatem bardzo trudna i niebezpieczna. Czy umysły ogarnięte szałem grabieży i pastwienia się nad słabszymi będą zdolne otworzyć się na słowo Boże?
 
Przebieg swej misji ojciec Karol opisał we Wspomnieniach misyjnych z roku 1846 – szczegółowej, pisanej dzień po dniu, relacji z „gaszenia pożaru”. Misjonarz wykorzystał swoją znajomość ludu i jego życia, a także cały swój talent kaznodziejski, żarliwość uczuć oraz odwagę. Potężnie wsparła go łaska Boża. Dzięki temu wieś po wsi powoli się uspokajała, ludzie odzyskiwali przytomność umysłu, rozpoznawali popełnione zło, żałowali, spowiadali się, wzywali miłosierdzia Bożego. Nawet tam, gdzie początkowo przyjmowano ojca wrogo, Boża łaska przemieniała ludzkie dusze. Misje trwały siedem miesięcy; była to praca bez wytchnienia i w okropnych warunkach. Po ich zakończeniu przełożeni wysłali ojca Karola na wypoczynek w Karpaty, po czym podjął on swą zwykłą działalność duszpasterską w Tarnopolu i we Lwowie. Liczył na okres spokojnej pracy, ale Bóg chciał inaczej.
 
Wykorzystując pewne nastroje antykościelne, rząd austriacki 7 maja 1848 r. wydał rozporządzenie nakazujące rozproszenie jezuitów; do 1 lipca mieli zdjąć habity i opuścić klasztory. Ojciec Karol, tak pewny przystani życiowej, którą znalazł w zakonie, nagle stał się tułaczem. Jeździł po parafiach, zatrzymując się tam, gdzie go przyjęto, głosząc rekolekcje i pomagając w pracy duszpasterskiej. W tej to swojej wędrówce trafił w 1850 r. do Krakowa na czas wielkiego pożaru, który trwał aż dwa tygodnie i pochłonął wiele domów, kościołów oraz zabytków. Razem z biskupem Ludwikiem Łętowskim gromadzili ludzi w ocalałych kościołach, a ojciec Karol głosił natchnione kazania, podnosząc wiernych na duchu, tłumacząc im Bożą myśl ukrytą w niespodziewanych wydarzeniach i wzywając dla miasta miłosierdzia Bożego.
 
Niezadługo musiał jednak opuścić zabór austriacki. Czynił to z żalem, ale – jak zwykle – pogodzony z wyrokami Opatrzności: A ja tak jak ptak bez gniazda swego: na jakiej gałązce usiądę, aby zaświergotać na chwałę Boską, czynię to z całego serca, pokąd mnie nie spędzą na inną.
Udał się na Górny Śląsk. Jego misje głoszone w Piekarach Śląskich odbiły się szerokim echem – tak błogosławione owoce przyniosły. Poproszono go zatem o misje w innych miejscowościach regionu, a potem w Wielkim Księstwie Poznańskim.
 
W taki sposób trafił z towarzyszem do Wielkopolski, w czasie gdy panowała tam cholera. Przybysze ofiarowali swą pomoc proboszczom z parafii objętych epidemią, jeździli do chorych, pomagali im i spowiadali, pełni troski, by nikt w okolicy nie umarł bez sakramentów. Arcybiskup poznański Leon Przyłuski, widząc ich poświęcenie, zaproponował jezuitom zajęcie pocysterskiego klasztoru w Obrze, stojącego wówczas pustką. Jesienią 1851 r. ojciec Antoniewicz objął klasztor jako jego przełożony, zarzekając się uroczyście:
Nie opuszczę ludu Obry i innych wiosek, nie opuszczę ludu naszego, dopóki albo Bóg cholery, albo nas przez nią stąd nie weźmie.
 
Wreszcie nastąpiła, zdawałoby się, jakaś stabilizacja w życiu kapłana tułacza. Ale Bóg myślał już o innym wypoczynku dla niego... Zaledwie rok był superiorem w Obrze, gdy wygasająca zaraza dosięgnęła niestrudzonego duszpasterza. 13 listopada 1852 r. o. Karol Antoniewicz zmarł w Obrze i tam też został pochowany.
Miał 45 lat. Zostawił wiersz-testament, w którym przełożył swoje dramatyczne życie na jedną pieśń wdzięczności Bogu:
 
Za wszystko dobro z Bożej ręki wzięte,
Za skarby wiary, za pociechy święte,
Za trudy pracy i trudów owoce,Za chwile siły i długie niemoce,
Za spokój, walki, zdrowie i choroby,
Za uśmiech szczęścia i za łzy żałoby
I za krzyż ciężki na barki złożony –
Niech będzie Jezus Chrystus pochwalony.
 
Teresa Tyszkiewicz
 
Zobacz także
Ela Konderak

Nieprzeciętny do granic możliwości! We wszystko, co robił, angażował zawsze wszystko, czym był. Miał tak wielki autorytet w pierwotnym Kościele i tak wiele mądrych rzeczy wypowiedział o Chrystusie, że niektórzy złośliwcy mówią nawet, że to on wymyślił chrześcijaństwo. Dzieje Apostolskie poświęcają mu aż piętnaście rozdziałów z dwudziestu siedmiu, które zawierają. Jedyny Apostoł, który nie znał Mistrza, a ośmielał się pouczać Dwunastu. A jednocześnie u Piotra i pozostałych Apostołów szukał potwierdzenia swego wybrania i swej misji. Są tacy, którzy chcieliby widzieć w nim epileptyka i w ten sposób pomniejszyć wielkość jego dokonań. Łatwiej im uwierzyć w chorobę Pawła niż w Jezusa, którego spotkał. Mówią też, że był człowiekiem surowym, w przeciwieństwie do swego Mistrza. A przecież "Listy" i działanie Pawła są pełne niezwykłego miłosierdzia.

 
Ela Konderak

Żyjemy w świecie odmawiającym prawa do życia poczętym dzieciom i próbującym zniszczyć rodzinę, zrównując ją z pseudozwiązkami osób tej samej płci. Nie ma więc lepszego patrona na nasze czasy niż św. Józef, którego opiece Bóg powierzył Świętą Rodzinę.

 
Ela Konderak
Nie wiem kim jesteś. Dziewczyną czy chłopakiem? Mężczyzną czy kobietą? Wiem jednak, że na pewno warto, abyś poznał/a św. Józefa – Patrona Kościoła, Patrona każdego z nas. On może Ci dużo powiedzieć. Chciałbym Ci opowiedzieć, czego ten święty dokonał w moim życiu i czego wciąż się od niego uczę. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS