logo
Czwartek, 02 maja 2024 r.
imieniny:
Atanazego, Longiny, Toli, Zygmunta – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Jasiewicz
"Dzika" historia - "cywilizowana" współczesność
Znak
 


Istnieje też fundamentalna kwestia: w jakim stopniu kat wyzwala w nas naszą słabość, a w jakim jest jej katalizatorem? Czy obciążając katów upadkiem, nie szukamy alibi dla naszej podłości? Czy – innymi słowy – zostajemy pijakami tylko dlatego, że Żyd w pobliżu prowadzi karczmę, czy z powodu naszej skłonności do alkoholu?
 
Co zatem mamy mówić o tych zdradzających bez tortur, tylko dla paszportu, skoro ich bracia kapłani, w znakomitej większości, nie ulegli i dali dowód swej wierności?
 
Pojawiające się od pewnego czasu niepochlebne wypowiedzi na temat kompetencji historyków IPN, za każdym razem nasilające się po ujawnieniu przez nich faktu współpracy z UB/SB kolejnej, znanej postaci życia publicznego, wymagają odniesienia się do tych powtarzających się zarzutów. Niezasłużenie bowiem, z ich pomocą, próbuje się zdezawuować w oczach opinii publicznej podstawowe zasady warsztatu historycznego i wytworzyć wrażenie, że tak ujawniana prawda ma się nijak do minionej rzeczywistości i dobrych obyczajów i nie służy niczemu poza wywoływaniem sensacji w mediach, oczywiście kosztem niewinnych ludzi. W tej perspektywie osoby zajmujące się najnowszą historią wydają się z założenia uzurpatorami, dyletantami bądź domorosłymi inkwizytorami, kierującymi się złymi intencjami i wygłaszającymi swoje sądy pochopnie, bez należytego udokumentowania, bez spełnienia określonych norm i warunków z punktu widzenia krytyków absolutnie oczywistych i niezbędnych. Rzeczy jednak wyglądają nieco inaczej.
 
Jak się zdaje, nieporozumienia biorą się zapewne z nieznajomości naszej „kuchni” oraz odrzucenia nadrzędnej zasady, iż misją nauki jest poszukiwanie prawdy, nawet wtedy gdy może być ona nieakceptowana przez nasze otoczenie i godzić w interesy jednostek lub całych środowisk. Duże szkody idei sensownej lustracji wyrządził sam czas i osoby spoza grona zawodowych badaczy, dla poklasku publikujące teksty urągające regułom warsztatu lub listy nazwisk, na których nikt, poza zainteresowanymi, nie mógł odróżnić prawdziwych agentów od osób, którymi z różnych względów interesowały się służby specjalne. Niezbyt pozytywną rolę (naturalnie mogło to wynikać z dobrych intencji) odegrali niektórzy dziennikarze wywodzący się z dawnej demokratycznej opozycji (i w ogóle część tego środowiska), obwołując się – niekiedy dość bezceremonialnie – jedynymi superarbitrami uprawnionymi do decydowania, co wypada w tej materii robić, a czego absolutnie nie wolno, i narzucając mniej wymagającym swoje poglądy poprzez media, w których pracowali. Jednak rodowód konspiracyjny nie jest do końca przekonującym argumentem, że ma się rację…
 
Ujawnianie akt b. UB/SB od samego początku wywoływało i musiało wywoływać gorące emocje i liczne – czasami słuszne – protesty. Jednak większość tych protestów ma charakter irracjonalny i stoi w sprzeczności z zasadami warsztatu naukowego w ogóle. Nie można bowiem za dowód w sprawie lub za sposób jej zablokowania uznawać tworzonych ad hoc certyfikatów „niewinności” – listów w obronie osób oskarżonych o współpracę z tajnymi służbami PRL, podpisywanych często przez znane osobistości życia intelektualnego, a publikowanych następnie w mediach (z „poręczeniem”, że X z pewnością nie był TW i nigdy nie donosił). Rozumiejąc szlachetność, a nawet wielkoduszność intencji, trudno zrozumieć i zaakceptować samą wiarę w czyjąś niewinność jako dowód tejże niewinności.
 
Domniemanie niewinności jest pojęciem prawnym. W nauce historii zastępuje je „metafizyczna” linia podziału biegnąca w nas samych, wedle noszonej w środku wizji człowieka. To, czy w jego naturze dostrzegamy więcej dobra, szlachetności i niedoskonałego refleksu pierwiastka boskiego, czy też odnajdujemy raczej ułomność i podłość, determinuje poniekąd nasze postrzeganie świata i przeżywanie życia. Ma też zapewne nieuchronny wpływ na nasze badania. Jednak jeśli dostrzegamy to zagrożenie i tłumimy w sobie pokusę pójścia na skróty, nasze badania na tym nie ucierpią (z oczywistym zastrzeżeniem, że pewnie nikt nie jest stanie wyrwać się z oków własnej wyobraźni, ale zarzut ten można sformułować pod adresem każdej dziedziny aktywności człowieka, a przez to wykluczyć możliwość jakiegokolwiek dyskursu lub zanegować w ogóle proces poznania).
 
Jest rzeczą naturalną w każdej nauce, że publikuje się badania cząstkowe, bo na całościowe ogarnięcie dużych tematów potrzeba wielkich zespołów i lat pracy. Nikt wcześniej nie negował tego przyrodzonego prawa obowiązującego bez wyjątku we wszystkich dyscyplinach. Dziś okazuje się – jeśli użyć porównania – że od budowniczych wieżowców nieoczekiwanie żąda się jednoczesnego zbudowania fundamentów, dachu i wszystkich pięter wraz w pełnym wyposażeniem wnętrz w najdrobniejsze detale. Przecież to postulat niewykonalny!
 
Pojawia się też – używając języka przenośni – pogląd, iż „o kolejach winni pisać tylko kolejarze”, a innym nic do tego. Oczekuje się, że gdy dojdzie do katastrofy kolejowej, to należy obowiązkowo napisać, że tego dnia tysiące pociągów odbyło bezawaryjnie i punktualnie swoje kursy, że w ciągu ostatnich lat nie było żadnego wypadku i że koleje od dziesiątków lat dobrze służą cywilizacji. Mówią nam to ludzie, którzy nigdy w życiu nie widzieli pociągu! Próbę opisania samej katastrofy – a to ona właśnie, a nie rodzaj torów, jest przedmiotem szerokiego zainteresowania opinii publicznej – jeśli jest sprzeczna z wizją środowiska, określa się a priori jako „dziką” i „niecywilizowaną”.
 
Również postulat konfrontacji dokumentacji ubeckiej z innymi źródłami jest oczywisty, tyle że nie zawsze mamy z czym naszą wiedzę skonfrontować. Pozostaje z konieczności analiza oparta na jednym źródle i wcale nie oznacza to, iż nie będziemy w stanie poznać prawdy. Z tych źródeł można wyłowić wiele faktów i pośrednio zweryfikować ich fałsz bądź prawdziwość. Podobnie danie szansy obrony „podejrzanemu”, również oczywiste, bywa w praktyce niewykonalne, bo on nie zawsze chce z tej oferty skorzystać, zwłaszcza że odmowa lub zaprzeczenie skuteczniej mogą zablokować rozwój wydarzeń niż przyznanie się do współpracy.
 
 
 
 
Zobacz także
ks. Edward Data CSMA
Czterdzieści lat temu, 16 października 1978 roku, kardynał Karol Wojtyła z Krakowa został wybrany na papieża i przyjął imię Jana Pawła II. Tydzień później, w dniu inauguracji pontyfikatu, skierował do całego świata mocne i pełne nadziei słowa: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Otwórzcie dla Jego mocy zbawczej granice państw, systemów ekonomicznych, systemów politycznych, rozległe dziedziny kultury, cywilizacji, postępu! Nie lękajcie się! Chrystus wie, co jest w człowieku”. 
 
ks. Edward Data CSMA

W czasie trzech lat spędzonych w przymusowym odosobnieniu kard. Wyszyński stworzył projekt mającej trwać dziesięć lat Wielkiej Nowenny, którą – w 1966 r. – miały zakończyć obchody Milenium Chrztu Polski. Rozpisany na dekadę plan duszpasterski miał przynieść pobudzenie powszechnej religijności, skutkować wyrwaniem się z narzucanego społeczeństwu materialistycznego gorsetu, rekatolizacją tych, którzy w latach stalinizmu odeszli od Kościoła.

 
Robert Kępa
Znałem kiedyś człowieka, który zwykł powiadać, że dla niego rodzinny dom, to tylko miejsce, gdzie może w cywilizowany sposób umyć się i przespać. Wszystko inne - mawiał - co przypisuje się rodzinie jest czystym wymysłem purytańskiej większości. Rzecz jasna zdecydowanie zaprotestowałem. Pytałem, jak to możliwe, aby w ten sposób traktować to, co na przykład dla mnie znaczy tak wiele? Jak można nie dostrzegać tego ogromu ciepła i serdeczności, które płynie z rodzinnego domu. Płynie albo nie płynie - usłyszałem w odpowiedzi...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS