DRUKUJ
 
Krzysztof Jasiewicz
"Dzika" historia - "cywilizowana" współczesność
Znak
 


Istnieje też fundamentalna kwestia: w jakim stopniu kat wyzwala w nas naszą słabość, a w jakim jest jej katalizatorem? Czy obciążając katów upadkiem, nie szukamy alibi dla naszej podłości? Czy – innymi słowy – zostajemy pijakami tylko dlatego, że Żyd w pobliżu prowadzi karczmę, czy z powodu naszej skłonności do alkoholu?
 
Co zatem mamy mówić o tych zdradzających bez tortur, tylko dla paszportu, skoro ich bracia kapłani, w znakomitej większości, nie ulegli i dali dowód swej wierności?
 
Pojawiające się od pewnego czasu niepochlebne wypowiedzi na temat kompetencji historyków IPN, za każdym razem nasilające się po ujawnieniu przez nich faktu współpracy z UB/SB kolejnej, znanej postaci życia publicznego, wymagają odniesienia się do tych powtarzających się zarzutów. Niezasłużenie bowiem, z ich pomocą, próbuje się zdezawuować w oczach opinii publicznej podstawowe zasady warsztatu historycznego i wytworzyć wrażenie, że tak ujawniana prawda ma się nijak do minionej rzeczywistości i dobrych obyczajów i nie służy niczemu poza wywoływaniem sensacji w mediach, oczywiście kosztem niewinnych ludzi. W tej perspektywie osoby zajmujące się najnowszą historią wydają się z założenia uzurpatorami, dyletantami bądź domorosłymi inkwizytorami, kierującymi się złymi intencjami i wygłaszającymi swoje sądy pochopnie, bez należytego udokumentowania, bez spełnienia określonych norm i warunków z punktu widzenia krytyków absolutnie oczywistych i niezbędnych. Rzeczy jednak wyglądają nieco inaczej.
 
Jak się zdaje, nieporozumienia biorą się zapewne z nieznajomości naszej „kuchni” oraz odrzucenia nadrzędnej zasady, iż misją nauki jest poszukiwanie prawdy, nawet wtedy gdy może być ona nieakceptowana przez nasze otoczenie i godzić w interesy jednostek lub całych środowisk. Duże szkody idei sensownej lustracji wyrządził sam czas i osoby spoza grona zawodowych badaczy, dla poklasku publikujące teksty urągające regułom warsztatu lub listy nazwisk, na których nikt, poza zainteresowanymi, nie mógł odróżnić prawdziwych agentów od osób, którymi z różnych względów interesowały się służby specjalne. Niezbyt pozytywną rolę (naturalnie mogło to wynikać z dobrych intencji) odegrali niektórzy dziennikarze wywodzący się z dawnej demokratycznej opozycji (i w ogóle część tego środowiska), obwołując się – niekiedy dość bezceremonialnie – jedynymi superarbitrami uprawnionymi do decydowania, co wypada w tej materii robić, a czego absolutnie nie wolno, i narzucając mniej wymagającym swoje poglądy poprzez media, w których pracowali. Jednak rodowód konspiracyjny nie jest do końca przekonującym argumentem, że ma się rację…
 
Ujawnianie akt b. UB/SB od samego początku wywoływało i musiało wywoływać gorące emocje i liczne – czasami słuszne – protesty. Jednak większość tych protestów ma charakter irracjonalny i stoi w sprzeczności z zasadami warsztatu naukowego w ogóle. Nie można bowiem za dowód w sprawie lub za sposób jej zablokowania uznawać tworzonych ad hoc certyfikatów „niewinności” – listów w obronie osób oskarżonych o współpracę z tajnymi służbami PRL, podpisywanych często przez znane osobistości życia intelektualnego, a publikowanych następnie w mediach (z „poręczeniem”, że X z pewnością nie był TW i nigdy nie donosił). Rozumiejąc szlachetność, a nawet wielkoduszność intencji, trudno zrozumieć i zaakceptować samą wiarę w czyjąś niewinność jako dowód tejże niewinności.
 
Domniemanie niewinności jest pojęciem prawnym. W nauce historii zastępuje je „metafizyczna” linia podziału biegnąca w nas samych, wedle noszonej w środku wizji człowieka. To, czy w jego naturze dostrzegamy więcej dobra, szlachetności i niedoskonałego refleksu pierwiastka boskiego, czy też odnajdujemy raczej ułomność i podłość, determinuje poniekąd nasze postrzeganie świata i przeżywanie życia. Ma też zapewne nieuchronny wpływ na nasze badania. Jednak jeśli dostrzegamy to zagrożenie i tłumimy w sobie pokusę pójścia na skróty, nasze badania na tym nie ucierpią (z oczywistym zastrzeżeniem, że pewnie nikt nie jest stanie wyrwać się z oków własnej wyobraźni, ale zarzut ten można sformułować pod adresem każdej dziedziny aktywności człowieka, a przez to wykluczyć możliwość jakiegokolwiek dyskursu lub zanegować w ogóle proces poznania).
 
Jest rzeczą naturalną w każdej nauce, że publikuje się badania cząstkowe, bo na całościowe ogarnięcie dużych tematów potrzeba wielkich zespołów i lat pracy. Nikt wcześniej nie negował tego przyrodzonego prawa obowiązującego bez wyjątku we wszystkich dyscyplinach. Dziś okazuje się – jeśli użyć porównania – że od budowniczych wieżowców nieoczekiwanie żąda się jednoczesnego zbudowania fundamentów, dachu i wszystkich pięter wraz w pełnym wyposażeniem wnętrz w najdrobniejsze detale. Przecież to postulat niewykonalny!
 
Pojawia się też – używając języka przenośni – pogląd, iż „o kolejach winni pisać tylko kolejarze”, a innym nic do tego. Oczekuje się, że gdy dojdzie do katastrofy kolejowej, to należy obowiązkowo napisać, że tego dnia tysiące pociągów odbyło bezawaryjnie i punktualnie swoje kursy, że w ciągu ostatnich lat nie było żadnego wypadku i że koleje od dziesiątków lat dobrze służą cywilizacji. Mówią nam to ludzie, którzy nigdy w życiu nie widzieli pociągu! Próbę opisania samej katastrofy – a to ona właśnie, a nie rodzaj torów, jest przedmiotem szerokiego zainteresowania opinii publicznej – jeśli jest sprzeczna z wizją środowiska, określa się a priori jako „dziką” i „niecywilizowaną”.
 
Również postulat konfrontacji dokumentacji ubeckiej z innymi źródłami jest oczywisty, tyle że nie zawsze mamy z czym naszą wiedzę skonfrontować. Pozostaje z konieczności analiza oparta na jednym źródle i wcale nie oznacza to, iż nie będziemy w stanie poznać prawdy. Z tych źródeł można wyłowić wiele faktów i pośrednio zweryfikować ich fałsz bądź prawdziwość. Podobnie danie szansy obrony „podejrzanemu”, również oczywiste, bywa w praktyce niewykonalne, bo on nie zawsze chce z tej oferty skorzystać, zwłaszcza że odmowa lub zaprzeczenie skuteczniej mogą zablokować rozwój wydarzeń niż przyznanie się do współpracy.
 
 
 
 
strona: 1 2 3 4