DRUKUJ
 
o. Mateusze Hinc OFMCap, Joanna Piestrak
W pogoni za uciekającym pociągiem
Głos Ojca Pio
 


Skoro acedia jest oszustwem i odbywa się w skrytości ducha, zatem jak ją w sobie rozpoznać?
 
Myślę, że można to zrobić bardzo szybko. Wystarczy posłużyć się w tym celu choćby obserwacjami Ewagriusza z Pontu, który wskazał na następujące symptomy acedii: brak zadowolenia z wykonywanej pracy, nieustanne zniechęcenie i znużenie, niezdolność do skupienia.
 
Dla mnie jako psychologa pojawia się w tym miejscu pytanie nieco inne: czy mam do czynienia ze stanem depresyjnym, czy z neurastenią, a może z oszustwem duchowym? Należałoby w tym celu przeprowadzić głębszą analizę, diagnostykę i próbę rozeznania, bo być może wszystkie te stany chorobowe tutaj się łączą. Kto wie, czy pozostawione przez ojców pustyni tak trafne opisy stanu acedii nie są pierwszymi diagnozami neurastenii i wypalenia zawodowego (zauważanych w psychologii dopiero od kilkunastu lat).
 
Ojcowie pustyni mówili, że acedia to ostatni moment na drodze duchowej, ślepa uliczka, za którą już nic więcej nie ma. Jakie są skutki acedii?
 
Oni myśleli całkowicie innymi kategoriami niż my. Wydaje się, że acedia to stan, który, jeśli będzie się pogłębiał, w końcu doprowadzi do załamania i depresji. Ojcowie pustyni nie wprowadzali takiego rozróżnienia, dlatego dla nich acedia w fazie początkowej i końcowej była tym samym. A dla nas jest różnica.
 
Czy człowiek musi od razu udać się z tym problemem do specjalisty, czy też sam może wykonać jakąś pracę, która by mu pomogła?
 
Według ojców pustyni wystarczy dokładnie wykonywać wszystko, co mamy zaplanowane danego dnia. Ja jednak nie jestem do końca przekonany, że to najlepsze remedium. Raczej sugerowałbym aktywności, które umożliwiłyby złapanie przysłowiowego wiatru w żagle, wybudziłyby z letargu, z oszustwa duchowego i pomogły odczuć radość. Niekiedy wystarczy odszukać fascynacje, pasje, hobby, które niesamowicie nas absorbowały w dzieciństwie i młodości.
 
Ale czy to nie jest rodzaj kolejnej pułapki, kiedy z jednej nadmiernej aktywności przechodzimy w drugą?
 
W niektórych sytuacjach tak bywa, ale tylko wtedy, gdy podejmujemy kolejne zajęcie, które pobudza na kilka miesięcy, a potem znów przynosi zniechęcenie. Nie widzę jednak lepszego sposobu na wyjście z pułapki acedii niż zmiana trybu życia, odpoczynek, aktywność fizyczna, które doprowadzą do – jak to nazywam – „wybudzenia” organizmu z letargu.
 
Skoro acedia dotyka sfery ducha, to zapewne problemy pojawiają się również w kontaktach z Panem Bogiem?
 
Mówią o tym opisy ojców pustyni: mnich pogrążony w acedii nie potrafił się wyciszyć, nie był zdolny w skupieniu czytać Pisma Świętego, a jeśli nawet rozpoczynał modlitwę i tak cały czas wyglądał przez okno, czy ktoś nie idzie go odwiedzić. Oznacza to, że acedia dotyka również głębokich relacji człowieka, także tych z Panem Bogiem.
 
Przyczyną nadwyrężenie tych relacji jest dziedziczenie, środowisko czy nasze zwyczajne zaniedbanie?
 
Nie spotkałem odpowiednich wyjaśnień ojców pustyni. Myślę, że to skutek zmęczenia, przepracowania, usilnego dążenia do doskonałości, także w kontaktach z Panem Bogiem. W pewnym momencie człowiek się wypala, nie ma żadnych odczuć, towarzyszy mu tylko zmęczenie.
 
Jak uzdrowić te relacje?
 
W przypadku neurastenii i wypalenia zawodowego konieczna jest terapia. Natomiast jeśli chodzi o acedię, myślę, że można by popróbować sposobów ojców pustyni, choć nie bardzo jestem przekonany, że to wystarczy. Raczej zalecałbym – o czym już wspomniałem – ponowne odkrywanie swojego powołania, wiarę w słuszność wyboru własnego stanu i zawodu, a także zmianę trybu życia.
 
Cóż z tego, że rozwinę swoje ciało i będę wyglądał jak Schwarzenegger, jeżeli nie będę umiał, dajmy na to, czytać. I odwrotnie: mogę intelektualnie się rozwinąć, ale wchodząc na pierwsze piętro, będę sapał jak lokomotywa. Wtedy też popełniam błąd. Jedyną możliwością, w moim przekonaniu, jest realizowanie własnego powołania na wszystkich płaszczyznach: cielesnej, psychicznej i duchowej. Gdy przyglądam się ojcom pustyni, zauważam, że oni bardzo mocno dbali o całościowy rozwój człowieka, nie koncentrowali się tylko na duchu. Owszem, i tam były nadużycia. Myślę tutaj o słupnikach czy bardzo mocno umartwiających się ludziach, poszczących, zakuwających się w żelaza po to, żeby wyniszczać swoje ciało, ale to była zupełnie inna duchowość. Trudno ją oceniać z naszego punktu widzenia.
 
Zalecałby Ojciec zdrowy umiar w przestrzeganiu praktyk pokutnych i ascetycznych?
 
Oczywiście! Wzorcem w tym względzie powinien być dla nas Pan Jezus. Wystarczy poczytać Biblię, by odkryć, że On nie tylko spędzał czas na modlitwie i w samotności, ale też dawał się zapraszać i chodził na uczty. Zwykle czytamy Pismo Święte tylko pobożnościowo, a warto przyjrzeć się opisanym w nim relacjom międzyludzkim w tamtych czasach. Jezus dbał o całego człowieka: o ciało (odpoczynek), ducha (modlitwa) i psychikę (wyciszenie) – i tego uczył swoich apostołów.
 
 
strona: 1 2 3