Kiedy doświadczamy radości, bądź przeżywamy niezwykłe chwile, często mówimy „było mi jak w niebie”. Podświadomie z duszy wydobywamy pragnienia spełnienia, które nazywamy stanem szczęścia. „Niebo” jest więc nie tyle miejscem ani przelotnym uczuciem, co stanem naszego serca i duszy, w którym chcielibyśmy trwać. Jednak często tracimy smak „nieba” i stwierdzamy, że chwile szczęścia są ulotne, a pozostaje życie szare i monotonne. To w jaki sposób być szczęśliwym na ziemi, skoro wszystko jest tak zmienne i nietrwałe? Gdzie szukać prawdziwego szczęścia?
W celebrowaniu liturgii, jak w każdej modlitwie, zawsze jest możliwy kryzys. Ale kryzys jest szansą. Uważam, że on jest często „spowodowany” przez tę drugą stronę, czyli przez Pana Boga, który nie chce się zgodzić na to, żebym Go przyjmował ciągle w taki sam sposób. Domaga się przewartościowania, chowa się w znakach i chce, żebym Go szukał na nowo, jeszcze bardziej intensywnie. Nie wiem, jak będzie się dalej rozwijać ta liturgia.
Z o. Mirosławem Pilśniakiem, dominikaninem, rozmawia Elżbieta Konderak