To będą wyjątkowe Światowe Dni Młodzieży. Po raz pierwszy uczestniczyć w nich będzie Ojciec Święty Franciszek i będzie to zarazem jego pierwsza wizyta zagraniczna. To nie on wybrał termin i miejsce tego spotkania, a odbywa się ono w jego rodzimej Ameryce Południowej. To przecież nie przypadek.
Bardzo często słyszę skargi na Pana Boga, że oto już tak długi czas ktoś się modli i nic z tego nie wynika. I wtedy zadaję sobie pytanie: czy aby na pewno to sam Pan Bóg jest temu winien? Odpowiedź jednak brzmi tak samo jak ta, której Jezus udzielił apostołom przed dwoma tysiącami lat, kiedy byli oni przerażeni i zasmuceni z powodu nieskuteczności ich modlitwy, choć przecież zostali posłani, by uzdrawiać, uwalniać i głosić słowo Boże.
Jezus w samotności na pustyni judzkiej przez 40 dni wzrastał ku misji, którą miał wypełnić w posłuszeństwie Bogu. Mimo iż był Synem Bożym, uczył się tego posłuszeństwa przez wsłuchiwanie się w ciszy w rytm swego serca, bijącego harmonijnie z sercem Ojca.
Każdy chrześcijanin, który prosi Boga o łaskę dla kogoś innego, staje się niejako automatycznie wstawiennikiem, czyli kimś, kto ujmuje się u Boga za będącym w potrzebie. Niemniej jednak osoba modląca się o uwolnienie od działania złych duchów staje się specyficznym wstawiennikiem, gdyż jej posługa nie należy do prostych i można ją określić mianem wstawiennictwa o wolność.
Celem modlitwy jest wolność, ale ten model modlitwy zakłada osobiste i świadome zaangażowanie osoby, która jej potrzebuje. Nie jest to zatem bierne poddanie się prowadzącemu modlitwę. Jeśli ktoś ma taką postawę – ten rodzaj modlitwy nie ma sensu. Tutaj potrzeba, by osoba sama chciała przejść przez proces uwolnienia – by podjęła osobistą modlitwę i właściwe decyzje. Osoba prowadząca modlitwę i wstawiennik jedynie w tym pomagają, towarzyszą.
Cisza – to najstarsza modlitwa świata. Cisza zewnętrzna prowadzi do wewnętrznego uwrażliwienia na to, co stanowi istotę wszystkiego: obecność Boga w duszy. Cisza jest zwierciadłem duszy. Zamieszkuje w sercu człowieka i pozwala smakować w Bogu, który nawiedza duszę.
Bóg tak umiłował to, co stworzył, że nie chce, by zostało to zniszczone (potępione, czyli oddzielone od Niego), pragnie dla człowieka szczęśliwej wieczności. Wieczności pełnej Niego samego. Oczywiście do takiego stanu szczęśliwości trzeba dojrzeć. Czyściec jest właśnie stanem dojrzewania do wieczności, po przejściu którego mamy stać się zdolnymi do bycia partnerami w miłości wobec Boga.
Prawdą bardzo smutną i niepokojącą. Nie da się ukryć, że Uroczystość Wszystkich Świętych - podobnie zresztą jak inne święta - uległa pewnej komercjalizacji. Robimy zakupy i idziemy na cmentarz tak, jakbyśmy szli na spacer. Przykładamy większą wagę do formy, a nie do treści.
Rozmowa z ks. kan. dr. Janem Szrejterem.
Gdy Jezus przekazywał uczniom słowa „Ojcze nasz…”, zapewne chciał, by często je powtarzali. I rzeczywiście, pierwsi chrześcijanie odmawiali tę modlitwę głośno kilka razy dziennie. Stanowiła ona centrum ich modlitewnego życia. Już wtedy przeczuwali, że takie powtarzanie może przerodzić się w czynność automatyczną. Dlatego dbali o to, by ciągle zgłębiać ich treść, na nowo odczytywać znaczenie wypowiadanych słów i wyrażeń, ożywiać użyte w modlitwie obrazy.
Ewangeliczne prawdy, szczególnie te dotyczące wybaczenia, niesienia krzyża, miłowania nieprzyjaciół, jawią się jako bardzo trudne – czy wręcz niemożliwe – do zrealizowania w codziennym życiu. Nie wolno nam jednak zbyt łatwo się poddawać i zapominać, jak ogromna moc zawiera się w sakramencie małżeństwa. To, co po ludzku niemożliwe, staje się możliwe dzięki Bożej łasce. Małżonkowie, przez sakramentalność swojego związku, mają zagwarantowany nieograniczony dostęp do Bożego wsparcia. Zechciejmy tylko korzystać z tej możliwości.
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
Życie jest darem Boga już dzisiaj. Kochając Go całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całą mocą, nie tylko dążymy do wieczności, ale tworzymy nasze życie doczesne, dzisiaj, teraz. Chrystus każe nam przyjąć życie doczesne, kochać je jako wielki Jego dar. I to nie tylko wtedy, gdy płynie ono przyjemnie, ale także wówczas – a może szczególnie wtedy – gdy naznaczone bywa trudem i cierpieniem.