Mimo to jednak przeciętni wierni wcale się do komunii nie garnęli, dlatego w 1215 roku sobór laterański IV musiał ustanowić obowiązek przystępowania do spowiedzi i komunii świętej przynajmniej raz na rok. Częstej komunii nie przywrócił w Kościele również sobór trydencki, mimo że w dokumencie z 17 września 1562 roku udzielił jej jednoznacznego poparcia: "Święty sobór życzyłby sobie, aby wierni obecni na każdej mszy przyjmowali Komunię nie tylko duchowym pragnieniem, ale także sakramentalnym przyjęciem Eucharystii, aby dzięki temu przypadł im obfitszy owoc najświętszej Ofiary".
Jak więc wytłumaczyć, że podjęta w 1902 roku, w dekrecie Sacra Tridentina Synodus, inicjatywa św. Piusa X przywrócenia w Kościele częstej komunii świętej okazała się skuteczna? I to skuteczna do tego stopnia, że dzisiaj do częstej komunii już w zasadzie nie trzeba wiernych zachęcać, należy raczej przypominać im, że gdyby mieli przyjmować ją byle jak lub nawet niegodnie, to słuszniej jest do Sakramentu w ogóle nie przystępować.
Nie nagroda, lecz dar
Niezwykle trafny wydaje się argument, w imię którego zachęcano wówczas do częstej komunii. "Komunia nie jest nagrodą za dobre życie, ale pokarmem, jakim Chrystus nas karmi, abyśmy nie ustali w drodze" - czytamy we wspomnianym dekrecie. Była to zachęta, żeby swoją cześć dla Eucharystii zacząć wyrażać w nowy, właściwszy sposób. Odbiorca został potraktowany jako człowiek głębokiej wiary, a przecież argument był skierowany do wszystkich katolików. Okazało się jednak, że perswazja wyrażona z szacunkiem oraz z pozytywną oceną tych, do których jest zwrócona (choćby nawet na wyrost), powoduje w nas niemal spontaniczną przychylność.
Do tego, że coraz więcej katolików zaczęło praktykować częstą komunię, istotnie przyczyniło się też oficjalne poparcie, jakiego Stolica Apostolska udzieliła nabożeństwu Najświętszego Serca Jezusa oraz związanej z nim "instytucji" dziewięciu pierwszych piątków. Nie bez znaczenia była również wielka praca nad kształtowaniem pogłębionego stosunku do Eucharystii, jaką przez całe lata musiał wykonać Kościół w związku ze znacznym obniżeniem wieku pierwszej komunii dzieci.
Rzeczywiście na przestrzeni XX wieku - po raz pierwszy od półtora tysiąca lat - częsta komunia święta stała się dla milionów katolików zwyczajem oczywistym. Bogu trzeba za to dziękować. Obyśmy tego zwyczaju nie zagubili, ale też obyśmy go nie zbanalizowali, przystępując do komunii tylko z nawyku, zapominając o tym, że w niej Chrystus Pan daje nam się cały i oczekuje naszej wzajemności.
Kiedy do komunii przystąpić nie wolno
Popierając serdecznie częstą komunię świętą, Kościół nigdy nie ukrywał, że są sytuacje, kiedy do komunii przystąpić nie wolno. "Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem komunii powinien przystąpić do sakramentu pojednania" - przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego, 1385. Temat ten dokładniej rozwija Jan Paweł II w czwartym rozdziale swojej encykliki o Eucharystii.
O zjawisku niegodnego przystępowania do komunii mówiono na synodzie biskupów w 2005 roku: "Niektórzy przyjmują Komunię, choć nie zgadzają się z nauczaniem Kościoła i publicznie popierają zachowania niemoralne, takie jak aborcja, nie bacząc na to, że dopuszczają się poważnej nieuczciwości i są przyczyną zgorszenia. Ponadto istnieją katolicy, którzy nie rozumieją, dlaczego grzechem jest udzielanie politycznego poparcia kandydatowi, otwarcie opowiadającemu się za aborcją czy innymi poważnymi czynami przeciw życiu, sprawiedliwości i pokojowi" (Instrumentum laboris, 73).
Benedykt XVI w adhortacji apostolskiej Sacramentum caritatis (55), która stanowi poniekąd podsumowanie tamtego synodu, zwraca uwagę na jeszcze inne niepokojące zjawisko: "Nie można oczekiwać czynnego uczestnictwa w liturgii eucharystycznej, jeśli przystępuje się do niej w sposób płytki, bez stawiania sobie pytań dotyczących własnego życia". I przestrzega Ojciec Święty przed "swojego rodzaju automatyzmem wśród wiernych, tak jakby przez sam fakt znalezienia się w kościele podczas liturgii miało się prawo albo nawet i obowiązek przystąpienia do stołu eucharystycznego".