logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
José María Salaverri
Faustino - przyjaciel z nieba
Wydawnictwo eSPe
 


ISBN: 83-88683-17-9,
str: 264
cena: 22,60 zł

(C) Wydawnictwo eSPe, 2001


 

"Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć
chlebów jęczmiennych i dwie ryby,
lecz cóż to jest dla tak wielu?"
J 6,9

Rozdział I
DRUGI PIĄTEK WIELKANOCNY

Telefon z Walencji

Pod koniec marca 1986 roku przebywałem w Rzymie, wykonując moje zwykłe zajęcia przełożonego generalnego marianistów.
- Dzwonią do ojca z arcybiskupstwa Walencji.
Nie zdziwiło mnie to. W piątek 11 kwietnia miałem spotkanie w Walencji. Jego ekscelencja Miguel Roca Cabanellas, arcybiskup Walencji, miał przewodniczyć Eucharystii, która zakończy przeniesienie szczątków Faustino Pérez-Manglano Magro z głównego cmentarza miasta do niszy w kaplicy w szkole Nuestra Seńora del Pilar. Wszystko to, zgodnie z wyraźnym poleceniem samego arcybiskupa, jako wstęp do procesu beatyfikacji Faustino.
- Ksiądz arcybiskup chciałby wiedzieć, jakie czytanie chce ojciec na Eucharystię przeniesienia. Musi przygotować homilię...
Nie myślałem nawet o możliwości wyboru jakichś specjalnych czytań na ceremonię przeniesienia. Poza tym, uważałem, że czytania na dany dzień zawsze są odpowiednie. Dlatego odpowiedziałem:
- Jeśli o mnie chodzi, wybrałbym czytania, które wypadają na ten dzień... Zazwyczaj pasują.
Po skończonej rozmowie ogarnął mnie jakiś lęk pomieszany z wielką ciekawością: Co ja zrobiłem? Czy to aby nie było zbyt pochopne? Co wypada w drugi piątek wielkanocny? Kiedy sprawdziłem w lekcjonarzu, nie wierzyłem własnym oczom. Spodziewałem się, że czytania będą odpowiednie, ale... nie aż tak! Wydawało mi się to niemożliwe. Poprzez nie Pan wydawał się odpowiadać na niepokoje, znaki zapytania, które tkwiły w moim umyśle odkąd postanowiono rozpocząć proces beatyfikacyjny Faustino: Co specjalnego zrobił Faustino, by zostać ogłoszonym świętym? Czy nie jest prowokowaniem Boga rozpoczynanie tego typu procesu?

Roztropna rada Gamaliela

Jak powiedziałem, według liturgii, 11 kwietnia 1986 roku był drugim piątkiem wielkanocnym. Pierwsze czytanie - Dzieje Apostolskie, rozdział 5, wersety 34 do 42 - opowiada o wystąpieniu poważanego faryzeusza Gamaliela przed Sanhedrynem. Sanhedryn, żydowska rada najwyższa, zabroniła Piotrowi i apostołom nauczać w imię Jezusa. Jako że nie posłuchali zakazu, zostali ponownie zatrzymani. Piotr zwraca uwagę Najwyższemu Kapłanowi, że trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. I bez lęku ponownie zaczyna mówić przed całym Zgromadzeniem o Jezusie zmartwychwstałym: "Dajemy temu świadectwo my właśnie!" Mówi nam święty Łukasz, że "gdy to usłyszeli, wpadli w gniew i chcieli ich zabić". W tym właśnie momencie prosi o głos Gamaliel - i tu zaczyna się czytanie na ten dzień. W wypowiedzi pełnej rozwagi, Gamaliel próbuje uspokoić swoich towarzyszy z Rady. Opierając się na wielu przykładach z historii błaga ich, by nie robili głupstw; by się nie martwili: "Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć".
Oto początek działania pełnego Boskiej mądrości: "Jeżeli coś pochodzi od Boga, będzie trwało; jeżeli pochodzi od ludzi, zniknie". Ile razy od śmierci Faustino zadawałem sobie pytanie: czy rzeczywiście było wolą Boga prowadzić rzecz tak skomplikowaną, jaką jest proces beatyfikacji! A zbliżał się początek tego procesu, tak oczekiwanego i równocześnie budzącego wiele obaw. Tylekroć mówiłem sobie: "Jest tylu świętych, wielkich świętych, nawet bardziej świętych przed Bogiem niż inni, którzy nigdy nie będą kanonizowani przez Kościół. Czy nie lepiej będzie pozostawić Faustino wśród anonimowych świętych z 1 listopada?" Jedna okoliczność mnie uspokajała: wielokrotnie prosiłem, by zbadać możliwość rozpoczęcia procesu Faustino - zawsze odpowiadano negatywnie. Ale tym razem, a ten raz był decydujący, inicjatywa nie wyszła ode mnie.
W każdym razie czytanie o Gamalielu było promieniem słońca, które rozwiało wszystkie moje wątpliwości. Jeżeli pochodzi od Boga, proces będzie postępował; jeżeli nie, spełznie na niczym. Powiedziałem sobie: "W końcu proces jest w dobrych rękach - w rękach Boga. On będzie wiedział".

"Cóż to jest dla tak wielu?"

Ewangelia dostarczyła mi kolejnej niespodzianki. Zaczerpnięta z 6 rozdziału Ewangelii św. Jana (J 6,1-15) opowiada o rozmnożeniu chleba. Tłum podążał za Jezusem, a On, siedząc na stoku wzgórza, patrzył na licznie zebranych mężczyzn i kobiety. Są głodni. Pan sugeruje Filipowi, że należałoby kupić chleb dla nich wszystkich. Filip odpowiada przerażony: ani dwieście denarów nie wystarczy, by każdy z nich dostał kawałek chleba! Pewien chłopiec, który musiał usłyszeć rozmowę, zbliża się do Andrzeja: on nie ma dwustu denarów, ale oddaje do dyspozycji swoje pięć chlebów i dwie ryby. Naiwny chłopak, pełen chęci, lecz tak niewiele mogący zaofiarować! Zrozumiała jest reakcja Andrzeja: Cóż to jest dla tak wielu? Ale Jezusowi wystarcza - a nawet zbywa - hojność chłopca od chlebów i ryb: przyjmuje propozycję i karmi tłum.
Ile razy zadawałem sobie pytanie: Cóż szczególnego zrobił Faustino w swoim życiu, by rozpoczynać proces beatyfikacji? Był chłopcem jak inni, wesołym, żywiołowym, kochającym piłkę nożną, sport, kino, telewizję, niestrudzonym czytelnikiem, pilnym uczniem... nic nietypowego. Kochał Chrystusa, Matkę Boską i ogromnie pragnął oddać w służbę Mistrzowi całą swą młodzieńczą energię; szczerze i głęboko pragnął zostać marianistą, kapłanem i misjonarzem. Jak chłopiec z Ewangelii św. Jana, Faustino czuł się szczęśliwy mogąc ofiarować Chrystusowi tak niewiele, które posiadał. Zupełnie niewiele, prawie nic - tylko pragnienia i nadzieje. Ale czyż nie to właśnie powinien mieć i ofiarować każdy człowiek w tym momencie życia? Z drugiej strony, mówiłem sobie: Co zrobił Faustino w porównaniu z tyloma misjonarzami, którzy od lat przebywają w trudnych miejscach, którzy cierpieli niedostatki, prześladowania, choroby...? Ci, owszem, są godni podziwu, godni obwołania świętymi. Czy jest rozsądne prowadzić proces beatyfikacji szesnastoipółletniego chłopca? To czytanie mnie uspokoiło. Jezus "kanonizował" hojność chłopca karmiąc tłum pięcioma bochenkami chleba i dwiema rybami. To samo dzieje się z Faustino. Z nieba, poprzez swój przykład i przesłanie, realizuje dzieło dużo bardziej misyjne niż to, które mógłby zrealizować na ziemi.

Osobiste świadectwo

W homilii z 11 kwietnia, wzruszony ksiądz arcybiskup Miguel Roca wygłosił komentarz do tych dwóch czytań. W tej książce wyjaśnimy po trosze dlaczego i jak procesu beatyfikacji Faustina. I będziemy cieszyć się widząc jak to "nieskończone pragnienie służenia Mu jak najlepiej; a nawet, jeśli byłoby konieczne, pragnienie oddania życia dla Niego" - jak napisał kiedyś Faustino w swoim pamiętniku - stało się jak chleby i ryby chłopca: pokarmem i nadzieją dla tylu anonimowych i pragnących Boga ludzi.
Kolejne strony często będą napisane w pierwszej osobie. Nie zrobiłem tego w innych książkach, które o nim napisałem. W tej uważałem, że powinienem dać świadectwo bardziej jasne i bezpośrednie. Poznałem Faustino, śledziłem z podziwem jego drogę duchową na tym świecie. A teraz z upodobaniem śledzę na ziemi ślady jego misjonarskiego dzieła z nieba. Chcę się tym podzielić z wszystkimi i pozwolę sobie przytoczyć słowa św. Jana z jego pierwszego listu: "Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna".
Z Faustino nauczyłem się lekcji duszpasterstwa. Zapomnienie o sobie, całkowite oddanie tego niewiele, którym się jest i co się ma, pragnienie świętości, jednym słowem: miłość, jest bardziej pożyteczna dla Królestwa Bożego niż programy, plany, techniki, pieniądze i władza. Wszystko to należy do systemu środków, narzędzi; bez miłości do Boga są "jak cymbał brzmiący" - jak mówi św. Paweł. Bóg czyni więcej z pięcioma chlebami i dwiema rybami chłopca niż z dwustoma denarami - hipotetycznymi - Filipa. Tych ostatnich nie wystarczyłoby nawet na kawałek chleba dla każdego; z paru chlebów i ryb zostało jeszcze dwanaście koszy.


Zobacz także
Agnieszka Turska
Któż o niej nie słyszał? Któż nie podziwiał jej za skromność i za oddanie się najbardziej potrzebującym? Któż wreszcie nie ubolewał z powodu jej śmierci? "Oni" szczególnie odczuli tę stratę. Całe życie walczyła nie o sławę, nie o bogactwo, ale o każdą najdrobniejszą istotę, o jej prawo do miłości, do godnej śmierci. Ile w niej było dobra, tyle niezrozumienia i zła atakowało ją z każdej strony. Na szczęście jej starania nie poszły na marne. Nauczyła Miłości wielu innych, którzy poszli w jej ślady. Dowody na to są widoczne w wielu miastach Indii, ja jednak chciałam dotrzeć do źródeł, do miejsc, które wpłynęły na taką, a nie inną postawę Matki.
 
Ks. Przemysław Śliwiński
"Witam Księdza serdecznie!" - Robert zeskakuje z łóżka i podbiega do kraty, przez którą przeciska rękę na powitanie. Zaczyna mówić, nie można mu przerwać, opowiada o ostatniej rozprawie apelacyjnej, która utrzymała w mocy wyrok 25 lat więzienia. To zadziwiające, że ten człowiek wciąż się broni, skoro na koncie i tak ma już dwa dożywocia...
 
ks. Krzysztof Grzywocz

Człowiek może doświadczyć piękna (dotrzeć do jego świadectwa), ponieważ pierwszy został ogarnięty jego blaskiem. W życiu duchowym tak rozumiane doświadczenie piękna nie jest czymś drugorzędnym, istniejącym poza jego istotą, lecz warunkiem zaistnienia. Mierność lub zaburzenie życia duchowego mogą być spowodowane także brakiem tego doświadczenia. Piękno ma takie samo fundamentalne znaczenie dla rozwoju człowieka jak dobro i prawda — jest bramą, która do nich prowadzi.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS