logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Pulikowski, Małgorzata Tadrzak-Mazurek
Kto wytrwa do końca
Don Bosco
 


Rozmowa z JACKIEM PULIKOWSKIM – autorem poradników dla małżonków, wykładowcą w Studium Rodziny przy Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza, ojcem trójki dzieci

 Liczba rozwodów w Polsce wciąż rośnie, coraz więcej też głośnych odejść z kapłaństwa, skąd taka łatwość w podejmowaniu decyzji o rezygnacji z powołania?

To nie jest zwykły wzrost, to rośnie lawinowo. W 1994 r. było około 20 tysięcy rozwodów rocznie, w 2004 r. 50 tysięcy, a w 2006 r. 71 tysięcy. To jest oczywiście skutek. Skutek zmiany w człowieku przede wszystkim. Ludzie są teraz bardziej nieodpowiedzialni, ba, nawet nie chcą być odpowiedzialni, chełpią się tym, że są nieodpowiedzialni (słynne „róbta, co chceta”), chełpią się tym, że kierują się podnieceniami, a nie rozumem i wolą. Jest moda na bezmyślność  i bezwolność, to jest połączone jednocześnie z totalnym nieładem seksualnym.

Skąd to się wzięło?

To jest wynik czterdziestu paru lat rozluźniania obyczajów, łamania wstydu, zachęcania do seksu nastolatków. To się udało w dużej mierze. Teraz tzw. dorośli tracą kontrolę nad pobudzeniami swojego ciała, nie są panami swojego ciała. Nie dorośli. Wiedzeni są bodźcami, pobudzeniami, własnymi doświadczeniami i to się przenosi na sposób trwania w powołaniach – w małżeństwie, w kapłaństwie. Są odejścia, bo nie zapanował nad swoim ciałem, zagubił się...

Czy większe przyzwolenie społeczne, nasza tolerancja dla takich zachowań, ułatwiają decyzje o odejściach? 

Myślę, że w dużej mierze tak. Kiedyś, ja jeszcze pamiętam, w latach 60. ubiegłego wieku, okazało się, że któryś ze znajomych zdejmuje obrączkę na delegację. Pamiętam, jak byłem tym oburzony, a 20 lat później mój teść lekarz opowiadał, jak jakiś pacjent, stary kawaler, przychodzi z obrączką na ręku, teść pyta: „Ożenił się Pan?”, „Nie, panie doktorze, ale na błysk lepiej biorą”. To może być z jednej strony śmieszne, ale tak naprawdę jest tragiczne. Dziś bywa, że dziewczyny w ten sposób rywalizują, jak odbije którejś męża, to znaczy, że jest od niej lepsza.

Te przemiany idą rzeczywiście w tak złym kierunku?

Jest taka tendencja do tworzenia maksymalnego bałaganu. Z jednej strony jest to walka z Kościołem. Dla mnie przynajmniej, jest to jasne. Ale nawet dla tych, którzy nie wierzą, że jest to zorganizowana walka z Kościołem, to jest oczywiste, że na takich ludzkich postawach robi się świetny biznes – przemysł pornograficzny, narkotyki, antykoncepcja. To ogromne pieniądze, a wszystko by padło, gdyby ludzie żyli zgodnie z przykazaniami. W czystości do ślubu, potem by się pobierali na całe życie, byli sobie wierni, a do tego kochaliby dzieci... Wtedy te gigantyczne w skali świata pieniądze przepadłyby, nie można by ich zarobić. Jest to z jednej strony wspólnota interesów, brudnych pieniędzy, z drugiej – ideologia. A oczywiste jest, że jeśli ludzie zaczną masowo cudzołożyć, to interes będzie się kręcił. Filmy też pokazują pochwałę takiego życia, druga żona jest zawsze lepsza od pierwszej i ona zyskuje sympatię widza (dobrze, że on rzucił tę małpę, ta druga jest taka porządna, należała mu się lepsza). To wszystko jest kształtowane niejako podskórnie, ludzie tym nasiąkają. 

Mamy szansę uchronić przed tym dzieci, wychować je w tak, żeby były wierne swojemu powołaniu? 

Rzeczywiście toczy się teraz dramatyczna walka. Kiedyś mówiliśmy, że na wychowanie dzieci wpływa rodzina, Kościół, szkoła. Dziś to jest już dawno nieaktualne, dziś wpływa telewizja, Internet, rówieśnicy. Rodzina też oczywiście, więc pierwsze, co musimy zapewnić naszym dzieciom, to miłość rodziców. Miłość kobiety, czułość, tkliwość, niezbędna w wychowaniu dziecka. Miłość mężczyzny, bo mężczyzna też ma swoje miejsce nie do zastąpienia w wychowaniu. Mężczyzna, który odchodzi od dziecka otwiera furtki do jego zagubienia w okresie dojrzewania i później. Ale największa wartość dla dziecka wypływa z faktu, że rodzice nad jego głową się kochają. Mogą się nawet kłócić, ale musi być w dziecku niewzruszone przekonanie, że się kochają i będą razem do końca życia. A coraz więcej dzieci nie ma tego przekonania. Rozwodzący się rodzice przekazują dzieciom, że jest to słuszne, że tak trzeba. Jeżeli dziecko nie wyrasta w atmosferze pokoju i miłości, nie może dorosnąć do odpowiedzialnego wejścia do następnego pokolenia.

Są jakieś cechy, które szczególnie trzeba w dzieciach kształtować, żeby nie pogubiły się w dorosłym życiu?

Oczywiście, jeżeli człowiek ma nadawać się do miłości, czyli bezinteresownego dawania siebie, to musi pokonać swój egoizm. A przełamanie egoizmu jest poświęceniem. Nawet jak dziecko da komuś cukierka, to jest właśnie wychowywaniem do miłości i przygotowaniem do trwałego małżeństwa. Bo jeśli nikt od niego tego nie wymaga, jeśli wszystko ma, wszystkie jego zachcianki się spełnia, jak nagle w dniu ślubu ma się podporządkować zachciankom kogoś drugiego? Szczególnie, że ten drugi też chce podporządkowania swoim zachciankom.


 
1 2 3  następna
Zobacz także
Przemysław Radzyński
Jeśli chodzi o odpowiedzialność za wizerunek małżeństwa i rodziny, to wychodzimy z założenia, że od tych, którym dużo dano, dużo też będzie się wymagać. Nam życie jakoś się układa. Nie sądziłem, że będę występował publicznie, raczej nie sprawia mi to przyjemności, ale jeśli Pan Bóg daje takie sytuacje, to nie fair byłoby Mu pokazywać figę.

O wchodzeniu w rodzicielstwo oraz o tym, jak w małżonku dostrzegać Boga i o modlitwie w małżeństwie w rozmowie z Przemysławem Radzyńskim opowiadają Ewa i Marcin Kiediowie.
 
Przemysław Radzyński

Rodzice, którzy nie doradzają, bo już ich nie ma lub nigdy nie było; nie utrzymują kontaktu bądź dzieci go nie utrzymują; bo nie chcą; bo sądzą, że to raczej nie jest pomocne lub powstrzymują się z lęku przed złością dzieci i pogorszeniem relacji. Rodzice, którzy doradzają, bo uważają, że ich rady są bardzo cenne i, właściwie, niezbędne, „szczerozłote”; bo widzą bezradność swoich dzieci i chcą pomóc; bo odbierają wyraźne sygnały: „powiedz, pomóż, ratuj”; bo czują się zaproszeni do wspólnych narad (to ładne słowo jeszcze powróci).

 
Louis Couëtte
„Mój mały Gerardzie, kto ci dał ten chleb?" – pyta mama Benedetta. „Taki mały chłopczyk!" – odpowiada jej Gerard. To już trzeci dzień z rzędu, jak mały chłopiec, który nie mówi, jak się nazywa, daje Gerardowi wyśmienity biały chleb. I trwa to przez miesiące. Jest rok 1733. Kiedy Gerard będzie miał 20 lat powie jednej z sióstr, że tym małym chłopcem był Jezus...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS