logo
Wtorek, 07 maja 2024 r.
imieniny:
Augusta, Gizeli, Ludomiry, Róży – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Lucjan Nowakowski
Mummi
Wydawnictwo PAX
 


Lucjan NOWAKOWSKI 
Tytuł: Mummi
ISBN: 978-83-211-1809-3
Wydanie (rok): Wyd. I (2007)
Stron: 345, Format: 12x19 cm.
Kategoria: Beletrystyka - poezja - eseje
Seria: Z Feniksem
 
Kup tą książkę

 
strony 38-42
 
Jakie to dziwne, co też pamięć może przechować. Wiele razy, bardzo wiele razy byłem wobec Pieguski opryskliwy, niegrzeczny, czy nawet chamski. Takich sytuacji, gdy ją zawiodłem czy nie sprostałem oczekiwaniom – świadomie albo z braku uwagi bądź wrażliwości – było pewnie mnóstwo. A mnie wciąż dręczy poczucie winy z powodu tego drobiazgu, że wtedy nie pozwoliłem jej się przytulić. Czy to nie dziwne, że właśnie to wraca do mnie jako oskarżenie i niepokoi, i przygnębia? Jaka durna jest ludzka pamięć, moja pamięć. Nigdy Pieguski za to nie przeprosiłem. Na początku pewnie tego tak nie odczuwałem. Świadomość i poczucie winy rosło z upływem czasu. Potem, kiedy już byłem daleko, wiele bym dał, żeby stanąć przed nią, przypomnieć jej tę historię i przeprosić, i powiedzieć, że dziś już rozumiem i jest mi przykro. Być może by nie pamiętała, być może roześmiałaby się i wzięła to za przewrażliwienie. Nieważne, mnie byłoby lżej. Nigdy bym tego w ten sposób nie wymyślił. Nie potrafiłbym tak zaaranżować ani sytuacji, ani miejsca, ani czasu. Marzenia jednak się spełniają, choć w dziwny i nieoczekiwany sposób.
 
Siedziałem nad nowym projektem, dużym i ciekawym – to na początku zawsze ekscytujące: tworzyć coś nowego, wywoływać z wyobraźni prawdopodobne kształty i możliwości. Tym razem byłem na dalszym etapie, to, co najistotniejsze, było już za mną, miałem ogólną koncepcję i kilka najważniejszych szczegółów. Byłem spokojny, jakoś wszystko wokół się porządkowało. Ojciec był wprawdzie w klinice, już drugi raz, ale przetrzymał kryzys i niebezpieczeństwo minęło. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.
 
Wieczorem tego dnia miałem być u niego i porozmawiać z dyżurnym lekarzem o wypisie. Gdzieś tak po południu zadzwonił telefon.
– Pan Mikołaj? – Głos w słuchawce mnie zelektryzował, taką barwą, tonacją i melodią przekazuje się tylko złe wiadomości. Moje przeczucia się potwierdziły.
– Czy mógłby pan natychmiast przyjechać? Pana ojciec dostał zapaści, w tej chwili go reanimują, ale nie wygląda to dobrze, niech się pan pośpieszy.
Coś tam półprzytomnie próbowałem się dowiedzieć: „Kiedy? Co? Przecież było lepiej”, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko ponaglenie: „Niech się pan pośpieszy”. Zrozumiałem, że nie ma czasu na wyjaśnienia.
 
Zostawiłem wszystko, ogarnęła mnie panika. Mógłbym nie zdążyć? To już to? Całe miasto – ludzie na przejściach, autobusy, taksówki i samochody osobowe, światła – jakby się sprzysięgło przeciwko mnie. Niepokój wzmagał przeczucie, złe przeczucie, a niecierpliwość i bezradność potęgowały niepokój.
– Nie rób mi tego, proszę, nie rób mi tego. – Nie wiem, czy to było do Pana Boga, czy też do ojca bardziej. – Nie rób mi tego – powtarzałem jak zaklęcie, i z tymi słowami wpadłem w drzwi izolatki.
Ten widok to jeden z tych, które pozostają. Zatrzymany ruch. Moment absolutnej ciszy. Porażenia świadomości. To, czego się człowiek boi i co czuje jako nieuchronne. Leżał. Nie, nie było go. Wiedziałem, a właściwie czułem od pierwszego spojrzenia. To nie był on. To znaczy on, ale całkowicie nieobecny, tu, na tym łóżku, w tej rozchełstanej piżamie, pomiętej.
– Przykro mi, robili, co mogli. Nie zdążył pan. Może dziesięć minut, jak się to stało. Tak nagle,
Boże drogi, pani doktor... wszyscyśmy byli bardzo zaskoczeni. – Dalej już nie słuchałem, patrzyłem otępiały. Jak to tak, przecież wczoraj mi mówił...
Dotknęła mojego ramienia, chyba nie odpowiadałem na jej pytanie. Spojrzałem na nią.
– Przyjdzie pan potem do dyżurki, załatwimy formalności. Dobrze się pan czuje?
– Tak, tak – potakiwałem, ale nie słyszałem swojego głosu.
– Niech pan usiądzie. – Podsunęła mi biały, szpitalny taboret.
– Tak się nie robi – wymknęło mi się.
– Słucham? – Zaskoczył mnie głos pielęgniarki.
– Nic, to nie do pani, dziękuję, przyjdę za chwilę, chcę trochę z nim posiedzieć.
 
Wyrozumiale kiwnęła głową i wyszła. Patrzyłem na niego. Tak się nie robi – powtórzyłem. „Jesteś oburzony, bo nie uzgodniono tego z tobą?” – gdzieś w środku usłyszałem jego głos. Nie, nie – podjąłem dialog – szanuję twoją śmierć i twoje prawo do niej, tylko znów zostaję na świecie sam i żal mi, że nie byłem z tobą bliżej, dłużej. Po cholerę mi teraz ten twój... nasz – poprawiłem się – dom, skoro jest pusty, tyle jeszcze miałeś zrobić, nie dokończyliśmy rozmowy z przedwczoraj, obiecałeś, że powiesz mi wszystko, jak wrócimy do domu, i co? Patrzyłem na jego spokojną twarz, tak teraz łagodne rysy, jakby lekki uśmiech.
„Pamiętaj, gdyby co, to ty masz mnie ogolić” – przypomniałem sobie nagle. Jakie to teraz ma znaczenie? – pomyślałem. „Dla mnie ma”. Czyżbyś znowu mi odpowiedział? Odżyły dziecięce, już zapomniane zmory – skurcz, tępy ból i łomot od czubka głowy do brzucha, to samo, co kiedyś, dawno, w sierocińcu. Chwyciłem go za rękę i zadrżałem. Wtej samej chwili poczułem na ramieniu czyjś uścisk.
– Jestem z tobą – usłyszałem jakiś znajomy, powracający z zakamarków pamięci głos.
Jezu, mama! – przemknęło mi przez głowę. Poraziło mnie to jednoczesne dotknięcie i głos. Puściłem rękę ojca, która osunęła się delikatnie. Powoli odwracałem głowę na sztywnym karku.
– Byłam przy nim, próbowaliśmy go z tego wyciągnąć, ale... – Cofnęła dłoń z mojego ramienia.
– To... ty? – Nie dowierzałem własnym zmysłom.
Kiwnęła głową i pokazała na plakietkę ze zdjęciem. Doktor nauk medycznych Elwira, coś pod spodem i Korczykowska.
– Wyszłaś za mąż? – spytałem bezbarwnym głosem, jakby to było w tej chwili najważniejsze.
– Nie, adoptował mnie Ewaryst. Twoje, wasze – pokazała oczami na ojca – nazwisko też noszę.
– Jeszcze raz wskazała na identyfikator. Przyjrzałem się dokładniej. To, co poprzednio wziąłem za specjalizację, było podwójnym nazwiskiem: Elwira Wierzchlejska-Korczykowska, plakietka była zapisana w całości.
Tyle rzeczy niemożliwych w jednej chwili, czy nie mogłoby się dziać w porządku jakimś, po kolei, musi naraz? Skąd ona tu nagle po tylu – ilu to? prawie dwudziestu – latach, akurat przy śmierci mojego ojca?
Patrzyliśmy na siebie niemi, zdziwieni.
– Mogę się przytulić? – zapytałem nieśmiało.
Wyciągnęła ręce.
– Oj, Mumek, Mumek.
Przywarłem, przylgnąłem do niej, wtuliłem się w jej włosy, szyję, twarz, i powoli wrócił płacz, szloch i ulga.
– Boże, jak dobrze, że jesteś, że się znalazłaś.
– Nic nie tłumacząc, wyszeptałem w te włosy:
– Przepraszam, Pieguska, bardzo przepraszam.
Nie odpowiedziała, tylko mocniej mnie przytuliła.

Zobacz także
prof. Regina Pawłowska
Język ludzki czyli nasz język, wyróżniający nas spośród wszystkich stworzeń – język inny niż wszystkie systemy sygnałowe zwierząt, język pojęciowy o piętrowej strukturze znaków i znaczeń (morfem, wyraz, zdanie, tekst), z funkcją odniesień (odwzorowań) do bardzo złożonych układów rzeczywistości pozajęzykowej (uniwersum), odniesień do najrozmaitszych "światów", o których człowiek może pomyśleć – jest nie tylko instrumentem myślenia, poznania, wartościowania, porozumiewania się, wzajemnych relacji.
 
Aleksandra Gajek

Mówienie o trudach i cieniach rodzicielstwa stało się modne. Dziecko nie jest postrzegane, jak dawniej, jako – gwarant opieki na starość dla rodziców. Współcześnie ludzie, zwłaszcza młodzi, nastawieni są na czerpanie przyjemności z życia, natomiast to, co może ograniczyć im tę możliwość, jest postrzegane jako niekorzystne. 

 
Rozmowa z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim OP
To, co ciągle panuje w naszej kulturze, to jest dualistyczne myślenie o człowieku, to jest ten Platon, który mówi, że człowiek to jest dusza, która ma ciało. Materializm, hedonizm i rozmaite inne bardzo praktyczne pomysły na moralność powiadają, że człowiek jest ciałem, które ma duszę, ale nie jest to takie konieczne. Ja myślę, że człowiek jest zarówno materialnym, jak i cielesnym i tutaj jest problem znalezienia relacji pomiędzy nimi i to jest bardzo ważne i istotne...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS