logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Piotr Mazurkiewicz
Niepotrzebnie nie drażnić
Pastores
 


 Ks. Józef Tischner powiedział kiedyś, że nie zna człowieka, który straciłby wiarę po lekturze dzieł Marksa, ale za to zna kilku, którzy stracili ją po rozmowie z własnym proboszczem. Słowa te, co nie dziwi, wzbudziły spore oburzenie wśród duchowieństwa. Wyrażają one jednak pewną intuicję, której nie warto zbyt pospiesznie lekceważyć.
 
Ewangelia sama w sobie zawiera coś, co powoduje, że bywa odbierana jako „trudna mowa”, której lepiej nie słuchać. Chrystus zadający się z celnikami i grzesznikami bywał postrzegany przez swoich słuchaczy jako gorszyciel i z tego powodu kontestowany przez ludzi przyzwoitych.
 
Podobny los może spotkać każdego, kto przypomina Jego naukę i stara się żyć w zgodzie z Jego przykładem. Nieraz sama obecność księży w koloratce wywołuje wśród uczestników różnych naukowych sesji bądź też innych spotkań zdezorientowanie czy nawet irytację. Z taką reakcją można się spotkać nie tylko w tak zwanych środowiskach laickich, ale również w gronie „postępowych” teologów.
 
Zdarzyło mi się nawet, a miało to miejsce już za pontyfikatu Benedykta XVI, że po wygłoszeniu przeze mnie referatu ktoś podszedł do mnie i powiedział życzliwie: „Trzeba być odważnym, żeby cytować tu Ratzingera”. Oczywiście, reakcje tego typu nie są wystarczającym powodem, żeby Ratzingera nie cytować. Czasem jednak, spodziewając się, że czyjeś nazwisko, na przykład Rocco Buttiglionego, spowoduje zamknięcie się słuchaczy, może nie warto wymieniać go w tekście, a wystarczy jedynie umieścić w przypisie. Wydaje się, że nie ma powodu, by drażnić niepotrzebnie, skoro celem referatu nie jest zdobycie poparcia dla takiej czy innej osoby, ale pozyskanie słuchaczy dla wygłaszanych treści.
 
Kultura ministra
 
Powtarzano niegdyś anegdotę o jednym z literatów, który, cały drżący, siedział w poczekalni w Ministerstwie Kultury, oczekując na audiencję. Ktoś wyszedł z gabinetu i, zorientowawszy się w sytuacji, zaczął go uspokajać: „Niech się Pan nie boi, to przecież minister kultury”. W odpowiedzi zaś usłyszał: „Ja się nie boję ministra kultury, tylko kultury ministra”. Ludzie siedzący przed drzwiami kancelarii parafialnej w zdecydowanej większości nie odejdą od wiary z powodu dzieł Marksa z tej prostej racji, że w ogóle nie będą ich czytać. Przychodzą jednak na ogół w bardzo trudnej dla siebie sytuacji emocjonalnej, która sprawia, że także drżą, bez względu na to, jak bardzo lubią swojego proboszcza. Zapewne drżą również niektórzy studenci przed wejściem na egzamin do księży profesorów, co tym ostatnim wcale nie ułatwia wydobycia z nich właściwych odpowiedzi na stawiane pytania. Cóż, nie każdy z nas ma taki talent, jak na przykład poeta Jerzy Zagórski; gdy tylko zrobił groźną minę, dzieci wybuchały śmiechem. Zapewne im bliżej trzeciego wieku, tym łatwiej o postawę życzliwej dobroduszności, której już nikt się nie boi.
 
Słyszy się niekiedy, że najpierw trzeba być dobrym człowiekiem, potem dobrym chrześcijaninem, a dopiero później można stawiać sobie pytanie, czy jest się dobrym księdzem. Owa dobroć (humanitas) z całą pewnością obejmuje zwyczajną ludzką wrażliwość na drugiego człowieka, której minimalnym poziomem jest osobista kultura. Obejmuje także dobroć ewangeliczną zapisaną w tekście Kazania na Górze. Polega wreszcie na naśladownictwie Boga, który jest „ojcem dla sierot i dla wdów opiekunem” (Ps 68,6), oraz Jezusa Chrystusa, który „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz [z miłości do nas] ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,6-7).
 

 
 
1 2  następna
Zobacz także
ks. Janusz A. Ihnatowicz
Zawsze istnieje możliwość kryzysu egzystencjalnego kapłanów. Powstaje on, gdy pojawia się pewna niespójność między teoretyczną wizją kapłaństwa i tego, czego aktualna praktyka wymaga od kapłana. Ta niespójność może mieć dwa kierunki. Albo dopracowałem się do wizji mej roli jako kapłana, której nie mogę wprowadzać w życie w ramach „przestarzałych” (dla mnie) norm prawnych i zwyczajowych. Lub odwrotnie, zaczyna się wymagać ode mnie czegoś, co według mojego zrozumienia nie mieści się w Tradycyjnym (przez duże T) rozumieniu kapłaństwa.  
 
ks. Janusz A. Ihnatowicz
Wszyscy dobrze pamiętamy historię opisaną przez św. Jana o spotkaniu Jezusa z Samarytanką przy studni w Sychar. Zmęczony drogą Jezus siedzi przy studni, a gdy kobieta przychodzi zaczerpnąć wody, prosi ją by ugasiła Jego pragnienie: „Daj Mi pić!”. Szybko jednak ze spragnionego wędrowca staje się Tym, który jako jedyny może ugasić pragnienia serca samarytańskiej kobiety; Tym, który rozdziela niewyczerpany dar Życia. „O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj Mi się napić» – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej...”
 
Ewelina Gładysz
Matka jak człowiek. Bywa piękna, dobra, kochana, bywa też narkomanką, z depresją, źle ubraną, egoistką. Ile wybaczamy matkom? Jest Dzień Matki. Każdej. Nawet tej, do której nikt nie pójdzie z różą, czekoladkami i w ogóle nie pójdzie. Dla niej jest tylko jeden prezent. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS