logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Waldemar Meyka OMI
Opowieści ze Wschodu
Różaniec
 


Nie żałuję!

Jako kapłan, oblat Maryi Niepokalanej, od kilkunastu lat posługuję na Ukrainie. Ostatnia moja parafia to Krzywy Róg, miasto oddalone 1000 km od granicy z Polską. Gdy spotykam żyjących tam Polaków, pytam o historię ich życia. Wtedy słyszę ciekawe i wzruszające opowieści.

Lata wojny, rozłąka, trudne decyzje, łzy, wytężona modlitwa za bliskich, setki kilometrów pokonanych dla Chrystusa - to nie są wątki z powieści przygodowej, lecz prawdziwe życie naszych bohaterek - pani Krystyny i pani Marianny z Ukrainy.

Bolesne wojenne losy

Odwiedziłem moją parafiankę. Jestem w jej mieszkaniu, bodajże na szóstym piętrze. Mieszkanie czysto utrzymane, schludne. Czuje się polskiego ducha: pamiątki z Ojczyzny, polskie książki na półkach. Funkcjonuje tu teraz taka polska mini-szkoła - dwie Polki przychodzą do pani Krystyny uczyć się ojczystej mowy.

Krystyna Gołowaniowa urodziła się w 1926 r. w Warszawie, na Pradze. Chrzest przyjęła w kościele św. Floriana. Wojna przerwała jej edukację, gdy była w VI klasie szkoły powszechnej. Ojciec w 1939 r. poszedł do wojska, a mamę zabrali w łapance w 1941 r. do Niemiec, do Hanoweru. W czasie okupacji pozwolono pani Krystynie kontynuować naukę w szkole handlowej. Jednak w 1942 r. i ona została schwytana przez Niemców. Jakiś czas trzymano ją na Skaryszewskiej, potem wywieziono w głąb Rzeszy, do Westfalii.

- Jechaliśmy pociągiem osobowym 4 dni - wspomina pani Krystyna. Karmił nas Czerwony Krzyż. Po przyjeździe zostałam przydzielona do gospodarzy. Kupili mnie - mówi, uśmiechając się - za 6 marek w urzędzie pracy. Pracowałam w kuchni. W grudniu 1942 r. poznałam mojego przyszłego męża, Ukraińca. Był uciekinierem z kopalni w Dortmundzie. Pracował w stajni, przy koniach. W maju 1943 r. razem uciekliśmy. Podawaliśmy się za brata i siostrę. Tak wędrowaliśmy przez półtora roku. Potem podjęliśmy pracę w fabryce.

Wkrótce odnalazłam moją mamę. W marcu 1945 r. oswobodzili nas Amerykanie. W 1946 r. wzięliśmy ślub w westfalskim miasteczku Meschede. Bóg nam błogosławił. Pierwszy syn urodził się w Niemczech. Drugi już w Warszawie - do Polski wróciliśmy w lipcu 1946 r. Byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Mąż mnie kochał i szanował. W 1950 r. okazało się jednak, że - jako obywatel Związku Radzieckiego - nie może on otrzymać polskiego dowodu osobistego. Sprawą zainteresował się konsulat ZSRR. Mąż trafił na 9 miesięcy do więzienia. Groziło mu wydalenie z Polski. Chodziłam po urzędach i prosiłam o pomoc. Nic z tego. Poinformowano nas, że jeśli ja nie zechcę pojechać z mężem, to syn urodzony w Niemczech pojedzie z ojcem, a syn urodzony w Polsce może zostać ze mną. Tam mąż pójdzie do wojska albo do więzienia, a dziecko na ten czas trafi do domu dziecka. Tych, którzy powracali z Niemiec, traktowano jak szpiegów - groziła im Syberia, śmierć. To był zamach na nasze małżeństwo i rodzinę!


 
1 2 3  następna
Zobacz także
o. Waldemar Meyka OMI
Nie znałam języka rosyjskiego. Pierwsze dwa tygodnie praktycznie przepłakałam. Mąż był dla mnie dobry, nigdy nie pił alkoholu, choć okazje były. Teściowa się dziwiła, że on taki inny – co się z nim w tej Polsce stało, że nie pije? Wkrótce przeprowadziliśmy się do miasta Krzywy Róg. Praca, chleb, można było przeżyć…
 
ks. Przemysław Kapała
Od czasów Soboru Watykańskiego II zamiast łaciny w czasie liturgii słyszymy języki narodowe, czyli w Polsce – polski. Język, jakim przemawia Kościół, ma nas zbliżać do Boga, wprowadzać w Jego rzeczywistość. A jednocześnie ma pomóc Bogu wejść do naszego życia. Jak w innych sferach, tak i tu język jest narzędziem komunikacji. Jednak w tym wypadku jedną z jej stron jest Bóg. A przecież „Boga nikt nigdy nie widział”. Na tym polega specyfika języka religijnego – a jednocześnie trudności, jakie mamy w posługiwaniu się nim. 
 
Ks. Krzysztof Wons
Ludzie czytają z mojego życia, czy ważna jest dla mnie modlitwa, Słowo Boże, Sakramenty i czy ważni są dla mnie oni sami, gdy się z nimi spotykam. Widzą też moje słabe dni, kiedy nie opieram się na Bogu, i zachowuję się jakbym nie wierzył. I rozumieją moją słabość, jeśli jej sztucznie nie ukrywam i nie gram innego niż jestem...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS