„Wierzę w jeden święty, powszechny i apostolski Kościół”... – wielu z nas szerokim łukiem omija świątynie. Łatwiej jest bowiem krążyć na zewnątrz w poszukiwaniu innych przejawów obecności Boga w świecie, niż uczestniczyć w liturgii.
Od rana do wieczora bombarduje nas cywilizacja konsumpcyjna, cywilizacja hałasu, zgiełku, wrzaskliwych sloganów, zmysłowości. Jak wyzwolić się z jej wpływu? „Bohaterowie” bez autorytetu, bożki sportu, finansów, samochodów, głód sukcesów, kariery wypełniają naszą podekscytowaną duszę. Nie wiemy nawet, kiedy przeżuwając gorzką papkę popkultury, gasimy „kino domowe” tego świata. Upadek sacrum, nieubłagany pęd ku zeświecczeniu ogołociły „ołtarze naszej wiary”.
Kościół przestał być synonimem bezpieczeństwa i stabilności, stał się otwartym polem rozmaitych sporów i dociekań. Kryzys Kościoła jest kryzysem chrześcijaństwa, kryzysem modlitwy, kontemplacji.
„Chrystus – tak, Kościół – nie” – jak często słyszymy ten utarty slogan. Nauka o Kościele, albo precyzyjniej: Kościoła, którą odrzucamy, zastąpiła naukę o Chrystusie. W wielu częściach świata panuje moda na odrzucenie Kościoła jako wspólnoty, w której możemy znaleźć Chrystusa.
Krytyka Kościoła jest dziś szczególnie wyrafinowana. Argumenty nagina się do faktów, wybiórczo przedstawia się wydarzenia, omija sie trudne teologiczne pojęcia, posługując się „niereligijnym” językiem.
Grzech to dzisiaj takie niemodne i archaiczne pojęcie. A grzechy przeciwko Kościołowi? Nie, to już zupełnie niedorzeczne.
Św. Augustyn nazwał grzech brakiem umiaru. Czy w ocenie Kościoła nie kierujemy się właśnie przesadą?
Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu...
„Nie chodzę już do kościoła, bo nie podobają mi się głoszone w parafii kazania, organista fałszuje, w ogóle Kościół nie jest taki, jaki powinien być”. Bo księża jeżdżą drogimi samochodami, bo ten i ów zrobił coś gorszącego, bo parafie są anonimowe, bo ksiądz mnie źle potraktował, bo Msza św. jest nudna, spowiedź jest mi niepotrzebna... Kościół się myli w wielu sprawach.
Jest bezradny wobec wyzwań współczesności, skostniały, pełen słabości, to wspólnota paradoksów, hierarchiczna piramida, „gigantyczne koszary żandarmerii...”
Za słaby, by przebić się przez paroksyzmy świata... Kościół jest za łagodny, za surowy...
Pan Bóg jest wszędzie, po co mi Kościół? Ludzie Kościoła uczynili wiele zła.
Jedni zarzucają mu, że za bardzo miesza się do polityki, a inni, że za mało. Wielu uważa, że zabiera głos w kwestiach, o których nie ma pojęcia. Niepotrzebnie wtrąca się w sprawy związane z moralnością. Najlepiej więc niech się w ogóle nie odzywa.
Nie ma wątpliwości, że „pierwsze ze wszystkich przykazań” brzmi tak: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Gdy słyszymy, jak wielka i całkowita powinna być nasza miłość do Pana Boga, to zadajemy sobie pytanie, czy my rzeczywiście tak właśnie Boga miłujemy. Niestety, wszyscy doświadczamy bolesnego rozdźwięku między tym, co nawet „teoretycznie” wyznajemy i uznajemy jako słuszne, a tym, co faktycznie czynimy.