logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Andrzej Draguła
Prawdopodobieństwo Boga. Rzecz o niepewności i samotności ateizmu
Więź
 


Rzeczywistość wydaje się jednak o wiele bardziej zniuansowana niż ta przedstawiona przez jedną czy drugą kampanię. Obie bowiem zapominają o tak powszechnym fakcie, jakim jest cierpienie. Wspomniany już Paul Woolley z instytutu Theos zauważył, że wezwanie do cieszenia się życiem raczej z trudnością trafi do tych, którzy w okresie kryzysu żyją realnym niepokojem utraty domu czy pracy. Jeszcze dalej w swej krytyce poszedł o. Raniero Cantalamessa, który stwierdził, że „ateizm jest luksusem, na który mogą sobie pozwolić ci, którzy są uprzywilejowani przez życie, ci, którzy otrzymali wszystko”. Krytyka ze strony kaznodziei papieskiego była tym dotkliwsza, iż została wygłoszona w tygodniu tragicznego trzęsienia ziemi w Abruzji.
 
Prawdą jest, że ateistyczny slogan czytają nie tylko życiowi szczęściarze, ale także i ci, którzy przeżywają ciemną noc cierpienia czy różne osobiste tragedie. W jaki sposób ci wszyscy ludzie dotknięci cierpieniem mają „cieszyć się życiem”, skoro „prawdopodobnie Boga nie ma”? Cierpienie pozostaje dla wszystkich tajemnicą, szczególnie cierpienie niewinnych, jednak bez wiary w Boga staje się ono bezdennie absurdalne – przypomniał papieski kaznodzieja. Jednocześnie Cantalamessa postawił tezę, że cierpienie jest szansą dla ateistów. „Podobnie jak reszta ludzkości, cierpią w życiu również ateiści. A cierpienie, od kiedy Syn Boży wziął je na siebie, ma niemal sakramentalną siłę odkupieńczą”. Chrystus jest bowiem obecny w każdym cierpieniu, bez względu na to, czy został do niego „zaproszony”.
 
Na uwagę zasługuje strategia, którą przyjęła ateistyczna kampania niemiecka. Po stwierdzeniu, że Boga prawdopodobnie nie ma, pojawia się konstatacja: „Spełnione życie nie potrzebuje wiary” (Ein erfülltes Leben braucht keinen Glauben). O ile w sloganie angielskim ukryty jest zarzut wobec religii, że wiara w Boga nie pozwala cieszyć się życiem i czyni ludzi faktycznie nieszczęśliwymi, to w sloganie niemieckim pobrzmiewa nuta niejakiej zazdrości wobec wiary, która – jak należy wnioskować – czyni życie ludzi wierzących w Boga spełnionym. Ateiści zdają się tu upominać o własne – niezależne od Boga – prawo do szczęścia.
 
Samotność niepewności
 
Wydaje się, że omawiane kampanie bardzo dużo mówią o samym ateizmie, który się za nimi kryje. Po pierwsze, jest to ateizm, który nie usiłuje zrozumieć wiary w Boga. Biorąc nawet poprawkę na fakt, że kampania zrodziła się jako odpowiedź na określoną wizję wiary (skupioną na potępieniu niewierzących), to jej autorzy postrzegają wiarę jako zniewolenie, a dopiero niewiarę jako wyzwolenie się z okowów, które właściwe są wierze w Boga. Po wtóre (przede wszystkim w wersji niemieckiej), jest to ateizm zazdrosny, poszukujący innej recepty na szczęście niż Bóg. Po trzecie, jest to ateizm skażony niepewnością. O ile wiara w Boga zasadza się na pewności Jego istnienia – oczywiście nie na pewności empirycznej, ale na pewności wiary – o tyle prezentowany tutaj ateizm wyrasta jedynie z prawdopodobieństwa nieistnienia Boga, a więc, w konsekwencji, z założenia, że Bóg może równie dobrze istnieć.
 
W ten sposób ateizm z kampanii reklamowych staje się w gruncie rzeczy wiarą a rebours, wiarą niepokoju. Przyjęcie możliwości nieistnienia Boga zakłada przecież uprzednią możliwość Jego istnienia oraz posiadanie jakiegoś obrazu czy pojęcia Boga. Istotą tego ateizmu nie jest więc odrzucenie samego istnienia Boga, ale odrzucenie wiary rozumianej jako „powierzenie się Bogu”, czyli uzależnienie swojego życia od Jego istnienia. Ateistyczna kampania nie chce w gruncie rzeczy powiedzieć, że Boga nie ma, ale że są ludzie, którzy chcą żyć jakby Go nie było, gdyż przeszkadza im On w życiu radosnym i spełnionym. Jeśli religia to pozostawanie w relacji do Boga, to w gruncie rzeczy mamy tutaj do czynienia również z jakąś formą religii, tzn. religijnego spojrzenia na własne życie – religijnego, bo choć negatywnie, to przecież uwzględniającego Boga.
 
Najbardziej interesująca jest w tym wszystkim potrzeba powiedzenia o tym światu, podzielenia się swoją (nie)wiarą. W ten sposób rodzi się coś, co można nazwać „ateizmem misyjnym”. Michel Virard ze Stowarzyszenia Humanistycznego Québeku, które zorganizowało kompanię w Montrealu, twierdzi, że ateiści są „pogardzani, obrażani i znieważani”, i stanowią część populacji, „która nie ma swego oficjalnego głosu”. Z podobną reakcją spotykamy się często w przypadku grup religijnych, które czują się spychane na margines. Wydaje się jednak, że nie chodzi tutaj tylko o obecność w sferze publicznej i prawo do bycia zauważonym. Chodzi raczej o swoisty „kerygmatyczny zapał” wynikający ze wspomnianej niepewności. O ile bowiem chrześcijanie podejmują działanie misyjne, by z innymi dzielić swoje szczęście płynące z pewności wiary, o tyle „ateiści dewocyjni” podejmują „przepowiadanie niewiary”, by nie pozostać samotnym w swojej niepewności.
 
ks. Andrzej Draguła   
 
strona: 1 2 3