logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jarema Piekutowski
Trzy kilo woli Bożej
eSPe
 


Krótko mówiąc, ze Słowem Bożym jest tak, że po prostu nie ma tam niepotrzebnych treści, tak więc każdy fragment – nawet wybrany na chybił trafił, choć to rzadko się sprawdza – może być odczytany jako skierowany do mnie, jaki swego rodzaju „mission briefing” – opis naszego zadania bojowego albo wskazówka, jak je wykonywać.

Na tym etapie rozeznawania woli Bożej może pojawić się pewien problem. Wiadomo, że wszystkiego nie rozumiem, że bzdurnych interpretacji Biblii jest cała masa. I tutaj właśnie potrzebny jest Kościół. W życiu nie nazwałbym go „instytucją”, jak go tytułują (zwłaszcza) przeciwnicy. Dla mnie Kościół to ludzie, zbierający się od dwóch tysięcy lat, którzy chcą żyć blisko Pana Boga, zjedli na tym zęby, i przez to, że są Jego bliskimi przyjaciółmi, to lepiej rozumieją to, co On do nas mówi w Piśmie. Trzymając się tolkienowskiego porównania – Kościół to nasza „Drużyna Pierścienia”, rozciągnięta w czasie (bo obejmująca także naszych ojców, dziadków, pradziadków...). To grupa, z którą idę na misję. Moi towarzysze podróży. Ci, którzy powiedzą mi, jak rozumieć opis zadania bojowego i wskazówki, żeby nie pokaleczyć się własnym bagnetem.

W tej podróży warto też mieć przewodników. Mogą to być bardzo różne osoby. Przede wszystkim serdecznie polecam kierownictwo duchowe – czyli stałego spowiednika albo innego człowieka, który ma z Panem Bogiem dobre kontakty. Warto poszukać kogoś, z kim będziemy się dobrze rozumieć. Pomyśleć, że w czasach słono opłacanych psychologów i specjalistów od tzw. rozwoju osobistego, Kościół dysponuje profesjonalnymi trenerami pracującymi prawie całkowicie za darmo, a co więcej – ich doradztwo może doprowadzić nas dużo dalej i wyżej niż porady najlepszej firmy konsultingowej! No, ale jak się ma wsparcie w Kimś, kto jest silniejszy od każdej Unii, nie tylko Europejskiej... Każdemu więc polecam, by poszukał swoich mistrzów. Moimi są np. ojciec Janusz Chwast OP, ksiądz Piotr Pawlukiewicz, wspomniany Marcin Gajda czy psychiatra Viktor Emil Frankl. Ostatni z nich już nie żyje i nigdy go nie widziałem, jeden jest moim kolegą, tylko z dwoma z nich rozmawiałem, a dwóch mieszka w Warszawie (podczas gdy ja w Szczecinie). Ale różne słowa tych osób sprawiają, że coraz lepiej rozumiem swoją misję. Tak, jak Frodo Baggins zasłuchany w Gandalfa i zapatrzony weń nieco cielęcym wzrokiem.

Ważne, byśmy Kościoła nie rozumieli jako miejsca, do którego przychodzi się od czasu do czasu i w którym słucha się w anonimowym tłumie kazania, po czym wraca do domu i do pracy. W tym celu warto mieć bliskich ludzi, przyjaciół, którzy są w tej samej drużynie, dla których ważna jest ta sama wola Boża, ta sama Eucharystia, i którzy też szukają swojej misji. Może to się odbywać na zasadzie ruchu czy wspólnoty.

Głos Boga możemy usłyszeć i w inny sposób. Wyższa szkoła jazdy to natchnienia Ducha Św. Są one powiązane z życiem i modlitwą. Nigdy bowiem nie usłyszymy ani nie zrozumiemy woli Bożej, jeżeli nie zaczniemy się modlić. A modlitwa to nie tylko mówienie, ale i słuchanie Boga. Żołnierz będzie jedynie ofermą, jeżeli włączy sobie radio zamiast słuchać dowódcy.

Jak słuchać? Poza czytaniem Słowa Bożego, uczestnictwem w liturgii i rozmowami z mądrymi ludźmi, bardzo ważne jest zapewnienie sobie pewnego czasu w tygodniu, kiedy będziemy siedzieć z Panem Bogiem sam na sam, w ciszy. Warto znaleźć sobie takie miejsce, w którym ta cisza jest – ja mam na przykład szczeciński Karmel, do którego staram się chodzić przynajmniej raz na tydzień. I tu trzeba twardo przysiąść fałdów, i posiedzieć w tej ciszy dłużej niż 10, 15, 20 minut. Bo gwarantuję, że przez ten czas będą nam po głowie latać zakupy, raporty do napisania w pracy, problemy miłosne, oceny dzieci w szkole, sprawy do załatwienia, sceny z obejrzanego niedawno filmu i dopiero po pewnym czasie zacznie się rozjaśniać. A wtedy Bóg może coś do nas powiedzieć. Owe natchnienia Ducha Świętego (jak to tłumaczył o. Janusz Chwast OP za św. Franciszkiem Salezym) to na przykład impulsy do zrobienia czegoś dobrego, uczucie żalu etc. powstające w duszy człowieka dzięki Duchowi bezpośrednio, albo pod wpływem rekolekcji, kazania, modlitwy, lektury, zdarzeń – po to, by nas do Siebie pociągnąć. Duch Święty pokazuje nam: „Aha – to by było warto zrobić” (nawet w drobnych sprawach, np. umyć talerze – ilekroć wracam z Karmelu, mam mnóstwo sił także na sprzątanie mieszkania!). Czasem natchnienie przychodzi w momencie pustki (nagle przychodzą słowa, których nie miało się przemyślanych). Najciekawsze, że tego typu natchnienia przypominają nieco półdzikiego kota, którego, jak wiadomo, nie da się pogłaskać na siłę. Trzeba poczekać, aż sam przyjdzie, nieraz znienacka. Natchnień nie da się wymusić. Zdarzało mi się już, że siedziałem jak kołek przez godzinę – i nic. A potem, gdy zniechęcony wracałem do domu, nagle wszystko się rozjaśniało. „Szukaj pokoju serca” – tak powiedział mi kiedyś mądry człowiek. Bo i faktycznie, natchnienia Ducha najczęściej tak działają. Nie oferują łatwych rozwiązań, ale takie, które mają sens, i dlatego przynoszą pewien specyficzny spokój, poczucie, że idę w dobrym kierunku.

Życie

No i na koniec kwestia życia, bo to w zasadzie o nie tutaj chodzi. Pełnienie woli Bożej to przede wszystkim dobre życie. Znów zacytuję o. Janusza Chwasta: „Jeżeli chcesz być dobrym chrześcijaninem, to rób dobrze to, co masz zrobić: bądź dobrym uczniem, studentem, ojcem, pielęgniarką. A potem Duch będzie popychał cię do coraz subtelniejszych rzeczy”. Kto wie, może w końcu nawet do prostego przełożenia na życie słów zażywnego proboszcza od natchnionego kazania?

Jarema Piekutowski

 
 
Zobacz także
Dariusz Kowalczyk SJ
Mówimy: „Jestem wierzący. Wierzę w Boga”. Tak! Ale w jakiego Boga wierzymy? Czy rzeczywiście w Boga objawionego nam przez Jezusa Chrystusa, czyli w Boga w Trójcy Jedynego? Głośny niemiecki jezuita Karl Rahner ubolewał pół wieku temu, że chrześcijanie, choć wyznają Trójcę Świętą, to w gruncie rzeczy są „monoteistami” takimi jak np. muzułmanie. Modlą się do Boga, ale zapominają, że Bóg to nie jakiś monolit bez imienia, ale Ojciec, Syn i Duch Święty. 
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Czy w niebie aniołowie grają na harfach, a w piekle diabły gotują w wielkich kotłach smołę? Skąpe dane na temat nieba i piekła, nie raz nadrabiamy wyobraźnią. Jednak ta rzeczywistość, którą widzimy dziś niejasno, jak w zwierciadle, w pełni stanie się naszym udziałem w życiu przyszłym przerasta nasze najśmielsze oczekiwania.
 
Bogna Białecka
Statystyki pokazują, że dziś ludzie odkładają decyzję o ślubie na coraz później. Znacznie więcej osób wchodzi w kolejne związki, zanim zdecyduje się na małżeństwo. Niekoniecznie oznacza to od razu konkubinat; wielu zwyczajnie chodzi na randki, jednak wciąż pojawiają się myśli, że mimo wszystko to jeszcze nie to, nie związek na całe życie. Wiele osób dręczy obawa, że randki nie pozwalają rzeczywiście poznać drugiego człowieka i służą tylko robieniu fałszywego dobrego wrażenia. A jednak wcale tak nie musi być.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS