Czy człowiek ma prawo do popełniania błędów? Jeśli tak, to czy każdy? Analizując sposób wychowania wielu pokoleń, można dojść do wniosku, że polegał on na tym, aby nauczyć nas żyć bez żadnej wpadki. Każdy błąd jest przecież oceniany, jeśli nie stopniem, to minusem lub też uwagą – pisemną lub ustną. Oczywiście to dorośli wystawiają ocenę dzieciom i młodzieży. I nie mam tu wcale na myśli tylko szkoły. Takie podejście do sprawy nie przynosi jednak rezultatu w postaci bezbłędnych i nieomylnych dorosłych, którzy nigdy nic nie zepsują i o niczym nigdy nie zapomną...
W kontekście towarzyszenia młodym przychodzi mi na myśl pewna sytuacja w jednej z sądeckich szkół średnich, w której rok temu rozpocząłem pracę w charakterze katechety. Na pierwszej lekcji w drugiej klasie technikum (młodzież w wieku szesnastu lat) zaproponowałem uczniom tematy i wizję naszej pracy na najbliższy rok, po czym zapytałem: „Czy nam się to uda?”. Ktoś odpowiedział: „To zależy”. „Od czego?” – zapytałem. „Od tego, czy księdza polubimy”.