logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bartłomiej Dobroczyński
Zbawienie, czyli wszystko albo nic
List
 


 Świat się zmienił i człowiek się zmienił?
 
Nauka zaczęła odpowiadać na pytania, na które wcześniej odpowiadała religia (na przykład na pytanie, jak powstał świat). Co więcej, odpowiedzi nauki i religii wydają się sprzeczne. W tej konfrontacji Kościół, niestety, przegrywa. Wydaje mi się, że tylko religia, która kładzie nacisk na mistykę, ma szansę przetrwać. Wobec doświadczenia mistycznego naukowiec pozostaje bezradny, mimo że od XIX w. psychiatria próbuje wyjaśnić tego typu zjawiska. Twierdzono na przykład, że św. Paweł miał epilepsję i schizofrenię, Hildegarda z Bingen cierpiała na specyficzną odmianę migreny, a św. Faustyna była chora psychicznie i miała wielkościowe urojenia. Nauka jest w stanie tłumaczyć coraz to nowe zjawiska, a to zmienia myślenie człowieka o świecie.
 
Mimo ciągłego rozwoju techniki jedno pozostało niezmienne - kondycja ludzka. Założyciele wszystkich religii musieli doświadczyć bólu, choroby i śmierci. I tak jest od wieków. Każdy, prędzej czy później, stanie wobec cierpienia fizycznego i umierania. W Księdze Koheleta czytamy: Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt (…): jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego (…). W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością (Koh 3, 19-20). Człowiek jako jedyny przedstawiciel świata ożywionego ma świadomość tego, że jest, i tego, że umrze. Musi jakoś zmierzyć się z tym problemem. Niektórzy mędrcy twierdzą - i ja się z nimi zgadzam - że każdy lęk jest tak naprawdę lękiem przed śmiercią. Oceniając zatem kondycję ludzką, można powiedzieć, że nie jest z nią najlepiej i nic nie wskazuje na to, aby istniał jakiś happy end. A ponieważ człowiek nie chce cierpieć i nie chce umierać, pragnie innego, szczęśliwego zakończenia…
 
 Więc wymyślił sobie zbawienie…
 
Zawsze istnieli ludzie, którzy uważali wiarę w zbawienie, niebo, życie wieczne za objaw lęku, mrzonkę, opium dla ludu czy - jak to ujął Freud - nerwicę prześladowczą ludzkości. Istnieli jednak także tacy, którzy - albo na podstawie teoretycznej (czyli pragnienia), albo, co moim zdaniem ciekawsze, na podstawie empirycznej (czyli doświadczenia) - są przekonani, że istnieje inny świat, inna forma egzystencji.
 
 Czyli wiara bierze się nie tylko ze słuchania (por. Rz 10,17) ale też z doświadczenia?
 
Mistycy uważają, że są takie sytuacje, które upewniają, o istnieniu Boga i życia wiecznego. Nie twierdzą tak na podstawie jakiejś książki, czy tego, że ktoś im tak powiedział, ale dlatego, że sami to przeżyli. Jezus też przecież jest człowiekiem, który twierdzi, że zna tę ostateczna rzeczywistość. I dla mnie osobiście, w fenomenie religii, najbardziej interesujące jest właśnie to bezpośrednie, mistyczne doświadczenie. Dominikańskie hasło chyba nie przypadkiem brzmi: contemplata aliis tradere (przekazywać owoce kontemplacji), najpierw człowiek musi bowiem doświadczyć na sobie czegoś - na przykład: jedności, miłości, przynależności do kogoś lub czegoś - żeby mógł potem o tym mówić, jako o czymś, co rzeczywiście istnieje. Bowiem ktoś, kto czegoś takiego nie przeżył, skazany jest na powtarzanie słów innych ludzi.
 
Przypomina mi się historia sprzed ćwierci wieku. Miałem wtedy okazję uczestniczyć w spotkaniach Odnowy w Duchu Świętym. Na jednym z nich nagle stanęła przede mną jakaś dziewczyna i prawie wykrzyczała; „Jezus jest moim Panem! Wiem, komu zawierzyłam, a Ty?". Jej „świadectwo" podziałało na mnie raczej odstręczająco. Pomyślałem sobie coś w tym stylu: „Co to konkretnie znaczy, że Jezus jest twoim Panem? System feudalny dawno się skończył, już nie ma panów i niewolników". Moim zdaniem, ona tylko powtarzała jakieś gotowe formułki. Szybko zrezygnowałem z tych spotkań, zabrakło przekonującego świadectwa, które mogłoby mnie tam zatrzymać.
 
 Jeśli nawet przyjmiemy, że osobiste doświadczenie religijne jest możliwe do opisania, to na pewno bardzo trudno to zrobić.
 
Zgadza się. Dlatego Kościół jest rozdarty: nie wie czy mówić ludziom, że chrześcijaństwo jest religią powszechną, katolicką a więc dostępną i zrozumiałą dla każdego - czy też mówić, że jednak tak nie jest. Dlatego jeśli chce przekazać ludziom coś na temat zbawienia, to ma mało do powiedzenia, oprócz stwierdzeń typu: „będziesz kiedyś z Chrystusem, ale najlepiej się nad tym nie zastanawiaj, to jest tajemnica wiary". Dzisiaj takie podejście nie sprawdza się, bo ma się natychmiast ochotę zapytać, a skąd niby ty to wiesz? I dlaczego ty to wiesz, a ja nie? Czy masz jakiś lepszy kontakt z Bogiem, o którym ja nic nie wiem?
 
Religia zbyt często jest dziś tylko zewnętrznym rytuałem, pustym gestem, czy sposobem na utrzymanie moralności, a nie wewnętrznym doświadczeniem. Kwestia zbawienia zaś, jest najbardziej tajemniczą częścią religii. Wiarygodnie może się o niej wypowiadać tylko taki człowiek, który doświadczył w sobie samym choćby małej iskierki z tego światła, o którym możemy przeczytać w pismach mistyków oraz świętych księgach różnych czasów i różnych kultur - od indyjskich Upaniszad do Mistrza Eckharta, od XVII-wiecznej karmelitanki, świętej Teresy z Avila do XX-wiecznego trapisty Thomasa Mertona.
 
Bartłomiej Dobroczyński
- dr hab. psychologii w Instytucie Psychologii UJ, autor książek „Ciemna strona psychiki", „III Rzesza podkultury"
 
poprzednia  1 2 3 4
Zobacz także
Krzysztof Osuch SJ

Jest takie powiedzenie: Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Źle to czy dobrze? Dobrze, jeśli kryje się pod tym stwierdzeniem zdolność człowieka do adaptacji, do znoszenia rzeczy trudnych przy jednoczesnym, pełnym nadziei, dążeniu do celu. Wielki kłopot pojawia się wtedy, gdy „potrafimy” przyzwyczaić się do najwspanialszych obdarowań, a wskutek tego tracimy zdolność zdumiewania się, dziwienia i wdzięczności. 

 
Krzysztof Osuch SJ
Nosimy w sobie różne wyobrażenia o Bogu i niejednokrotnie dziwimy się, że Syn Boży jest taki ludzki, że nie próbuje ukryć swoich uczuć. Wyraża je przy różnych okazjach, jakby chciał dać odczuć, że także w Nim – a może przede wszystkim w Nim – jest pełnia życia, od radości poprzez gniew aż do bólu: wyraża żal (zob. Łk 13,34n), płacz (zob. Łk 19,41n), gniew (zob. Łk 19,45). Nie przywykliśmy do kontemplowania ludzkich zachowań Jezusa... 
 
o. Mirosław Pilśniak OP
Współczesny człowiek uważa, że jest miły, w związku z tym Pan Bóg powinien go lubić i czynić mu jak najlepiej. Nam się wydaje, że Pan Bóg to taki nasz kolega, można sobie z Nim pogadać, jest fajny, rozumie nas i niewiele od nas oczekuje...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS