logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Luc Baresta
Ambasador łaskawego Boga
Pastores
 


Jakiekolwiek by były drogi historii, Kościół nigdy nie przestał popierać dyplomacji w sensie pierwotnym, jemu właściwej, i związanej bezpośrednio z misją religijną. Chociaż do wypełniania tej misji czerpie on moc z innych źródeł i dyplomacja nie jest dla niej niezbędna, to Kościół ma pełne prawo uważać się za podmiot prawa międzynarodowego, z powodu spoczywającej na nim odpowiedzialności duchowej. Autorytet Kościoła nie płynie z umowy między krajami, ale od jego Boskiego Założyciela.
Członkowie Kościoła są zarazem obywatelami państwa, dlatego właściwe jest, aby posługiwał się on ludzkimi sposobami, które mogą pomóc w wypełnianiu swego posłannictwa; instytucja dyplomacji umożliwia utrzymywanie właściwych stosunków z władzą świecką w różnych krajach, działanie na rzecz rozwoju duchowego narodów i pokoju w jego najgłębszym sensie.
Taka działalność dyplomatyczna wymaga zręczności, ostrożności, która nie jest podyktowana chęcią uniknięcia ryzyka lub wygrania za wszelką cenę, kiedy się ryzyko podejmie, lecz stanowi przede wszystkim chrześcijański sposób stawiania mu czoła.
Kościół posługuje się instytucją dyplomacji, ale “nie w makiawelicznym sensie udanego fortelu" (I. Cardinale). Zgodnie ze słowami kard. Montiniego, przedstawiciel Stolicy Apostolskiej i Kościoła powinien działać tak, aby jego misja, niezwykle ważna i delikatna, rzeczywiście była "reprezentowaniem Chrystusa".
 
Tak właśnie pojmował służbę w dyplomacji abp Roncalli. Tak też działał, mając na celu dobro ludów, współpracę między narodami, dobre stosunki między państwami. Starał się być rzeczywiście reprezentantem Chrystusa. Jako dowód wystarczy przytoczyć jego słowa: "Ideałem dyplomacji watykańskiej – pisał we Wspomnieniach nuncjusza – jest zabie­ganie o królestwo Jezusa Chrystusa, a więc szerzenie Jego nauki, czynienie świata takim, jakiego On pragnie. Wymaga to ciągłego dążenia do najwyższego ideału, który nie wyklucza słusznych dążeń, także tych doczesnych, żadnego narodu czy wspólnoty, lecz wszystkie je ogarnia. Metoda pracy też jest specyficzna, polega bowiem na wspieraniu kapłańskiego i duszpasterskiego działania Kościoła. Kościół składa się z ciała i duszy; największą moc działania posiada nie to, co widoczne, ale właśnie owa dusza, w której osiąga on sobie tylko właściwą pełnię, w Ewangelii i wielowiekowej tradycji".
Czyżby to odwoływanie się do “działania duszy" oznaczało pewne lekceważenie skromnych zadań i inicjatyw o niewielkiej skali, które wchodzą w skład tego rodzaju misji? Wprost przeciwnie. Abp Roncalli pisał w Bułgarii: "Zdarzają się okoliczności, w których najbardziej błahy drobiazg uczyniony we właściwym czasie znaczy więcej niż długoletnie walki i mozolne prace".
 
Czyż ten "błahy drobiazg we właściwym czasie", w którym objawia się coś z “duszy", nie jest właśnie postępowaniem dyplomaty Kościoła, inspirowanym przez miłość i analizę okoliczności? Dyplomacji tej obce są wymyślne kalkulacje czy podstępy. Angelo Roncalli mógł być po prostu sobą. Bezpośrednie, życzliwe nastawienie do wszystkich wybawiło go od przyjmowania nadętych póz, wykonywania sztywnych gestów i wywyższania się. Taki był osobisty styl abp. Roncallego, jedna z możliwych realizacji ideału dyplomacji kościelnej. Istnieją też inne interpretacje, inna szkoła – jak mawiał abp Roncalli – preferująca bardziej pieczołowicie przygotowywane wystąpienia, przywiązująca większą wagę do oficjalnych not i oświadczeń. On jednak sądził, że "jeśli funkcja sługi Ewangelii wymagała od niego postępowania wedle jakiejś taktyki, to przede wszystkim miał się kierować prostotą, szczerością i łagodnością".
 
Po przemyśleniu tych spraw jesteśmy chyba w stanie lepiej zrozumieć pozornie paradoksalną decyzję Piusa XII. W sformułowaniu ostatecznych wniosków pomoże nam świadectwo, o które poprosiliśmy abp. Antonio Vuccino z Korfu, który dobrze znał Angelo Roncallego. Współpracował z nim w Grecji w sprawie dekretu przeciw prozelityzmowi. Później, gdy bawił jako gość u patriarchy Wenecji, kard. Roncalli zwierzał mu się ze szczegółów tej nominacji, a dokładniej, opowiedział mu o swoim spotkaniu z Papieżem, jakie odbył przed wyjazdem do Paryża, już jako nowy nuncjusz.
 
Zaskoczony nominacją, abp Roncalli usiłował dowiedzieć się od któregoś z pracowników Watykanu, kto mógł polecić go na to stanowisko. Wszyscy jednak mówili, że nie mają pojęcia. Gdy więc tylko został przyjęty na audiencji przez Piusa XII, zdobył się na odwagę i zadał pytanie samemu Papieżowi. Tak bardzo chciałby się dowiedzieć, kto poradził Ojcu Świętemu, aby nominował właśnie jego. Pius XII odparł na to, że nikt mu nic w tej sprawie nie doradzał; sam dokonał tego wyboru i widzi, że postąpił jak najsłuszniej. Kto jest potrzebny w Paryżu, w tych trudnych latach powojennych? – zapytywał Pius XII. "Święty kapłan, Boży człowiek, taki jak delegat Roncalli" – takie było zdanie Papieża, który dodał jeszcze: "Niech Ekscelencja jedzie tam i postępuje jak ksiądz, tylko tyle".
"Sądzę – podsumował abp Vuccino – że Roncalli był przede wszystkim kapłanem Jezusa Chrystusa".
 
Tak więc, gdy zgłębimy prawdziwy charakter tej jedynej w swoim rodzaju misji dyplomatycznej, wyrażenie “nadzwyczajny ambasador" staje się równoznaczne z określeniem “Boży kapłan". Istnieje bardzo ważny związek między tym, że Angelo Roncalli rozumiał ideał dyplomacji watykańskiej jako “bezpośredni udział w działalności kapłańskiej i duszpasterskiej Kościoła", i tym, że Papież zobaczył w nim przede wszystkim “kapłana", zdolnego do postępowania “po prostu jak ksiądz" podczas wypełniania swojej funkcji w powojennej Francji.
 
Angelo Roncalli "był człowiekiem tradycji, takiej jednak, która w prostej linii pochodzi od Chrystusa, w Nim ma korzenie, odrzuca zaś cały brud, jaki się nagromadził przez wieki. I, tak jak Chrystus, potrafił przede wszystkim kochać. Wszystko, czego dokonał, co zapoczątkował, narodziło się z tej podwójnej miłości, która tak naprawdę jest jednym: miłości Chrystusa i bliźniego. W swoich dążeniach nie kierował się innymi motywami; dlatego też, w burzliwych i trudnych czasach, w których przyszło mu żyć, był prawdziwym ambasadorem Boga" (D. Aimé-Azam).
 
Luc Baresta
- publicysta, były redaktor naczelny “France Catholique", katecheta w parafii Notre-Dame de Bonne Nouvelle w Paryżu.
 
z francuskiego tłumaczyła
Maria Nowak
       
 
strona: 1 2 3 4 5