Kiedy doświadczamy radości, bądź przeżywamy niezwykłe chwile, często mówimy „było mi jak w niebie”. Podświadomie z duszy wydobywamy pragnienia spełnienia, które nazywamy stanem szczęścia. „Niebo” jest więc nie tyle miejscem ani przelotnym uczuciem, co stanem naszego serca i duszy, w którym chcielibyśmy trwać. Jednak często tracimy smak „nieba” i stwierdzamy, że chwile szczęścia są ulotne, a pozostaje życie szare i monotonne. To w jaki sposób być szczęśliwym na ziemi, skoro wszystko jest tak zmienne i nietrwałe? Gdzie szukać prawdziwego szczęścia?
Gdybym znalazł się w skórze Piotra w dzisiejszej ewangelii, to chyba bym kompletnie zbaraniał. W tej samej rozmowie Chrystus nazywa go błogosławionym, chwaląc apostoła za przyjęcie pouczenia od Ojca i wyznanie wiary w Jezusa Mesjasza, a za chwilę ten sam apostoł zostaje ostro zbesztany za to, że posłuchał podszeptu szatana i sprzeciwia się woli Ojca. To ci dopiero orzech do zgryzienia...