Kiedy doświadczamy radości, bądź przeżywamy niezwykłe chwile, często mówimy „było mi jak w niebie”. Podświadomie z duszy wydobywamy pragnienia spełnienia, które nazywamy stanem szczęścia. „Niebo” jest więc nie tyle miejscem ani przelotnym uczuciem, co stanem naszego serca i duszy, w którym chcielibyśmy trwać. Jednak często tracimy smak „nieba” i stwierdzamy, że chwile szczęścia są ulotne, a pozostaje życie szare i monotonne. To w jaki sposób być szczęśliwym na ziemi, skoro wszystko jest tak zmienne i nietrwałe? Gdzie szukać prawdziwego szczęścia?
Gdy mówimy: „modlitwa”, jak echo powraca: „wiara”. Nie nauczy się modlitwy człowiek niewierzący. Spróbujmy zatem przyjrzeć się tej niezwykłej rzeczywistości. Modlitwa apostołów: „Panie, przymnóż nam wiary” (por. Łk 17,5) stała się wołaniem Kościoła. W opisie łukaszowym (zob. Łk 17,1-10) na pierwszy rzut oka prośba uczniów i odpowiedź Nauczyciela wydaje się być jakimś wtrąconym epizodem, niewiele znaczącym i trudnym do zrozumienia. Jednak przy bardziej wnikliwej lekturze rysuje się pewna całość.