logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Praca zbiorowa
Kiedy Jezus przychodzi w glanach
Inplus
 


Redakcja: ks. Andrzej Draguła, Barbara Dziadura (skład), ks. Artur Godnarski,
ks. Robert Patro, Iwona Stefańska

ISBN 83-89506-01-7

Wydawnictwo: IN PLUS Jarosław Libelt
ul. Fabryczna 55/6
66-400 Gorzów Wlkp.
e-mail: wydawnictwo@inplus.zg.pl 


 

JEDNA HISTORIA DWÓCH PRZYSTANKÓW -
cd. ZMARNOWANY (?) PRZEŁOM

Rok 2002 dla Przystanku Jezus miał być zupełnie inny od poprzednich. Po pierwsze, nauczeni doświadczeniem lat ubiegłych postanowiliśmy dogadać się z organizatorami Przystanku Woodstock, czyli - mówiąc wprost - z Jurkiem Owsiakiem. Jurek jest, jakby nie było, gospodarzem imprezy i placu, powinien wiedzieć, co się na nim dzieje. To dogadanie się nie szło nam nawet najgorzej. Do Warszawy pojechała Stefa (Iwona Stefańska - szefowa inicjatywy Przystanek Jezus) i ktoś tam jeszcze z nią. Jurek potem powiedział dla KAI: "Skontaktowali się z nami zupełnie nowi ludzie, bardzo przyjaźni i mili. Rozmawialiśmy kilkakrotnie, przyjęli nasze zasady, myślę, że wreszcie robią to, o co nam też chodzi".

Ustalono logistykę, zasady bezpieczeństwa, wyznaczono miejsce na namiot, dogadano się w sprawie przepustek i zasad kontaktów. W kwestiach szczegółowych Stefa miała dogadywać się z oddelegowanym do tego Michałem. W eter poszła wiadomość, że organizatorzy doszli do porozumienia, co być może nawet niektórym dziennikarzom było nie
w smak, bo przecież konflikt jest zawsze ciekawszy niż jego uniknięcie. Jurek nawet nas komplementował. "Kto przyjedzie na Przystanek Jezus, ten dobrze spędzi czas - zapewniał. - Jest tam muzyka i filmy". Słowem - OK!.

Odnieśliśmy wrażenie (wówczas - bardzo słuszne), że we wzajemnych kontaktach nastąpił przełom. Wzajemna nieufność została zastąpiona wolą współpracy, choć żadna ze stron nie ukrywała, że różnice pozostają. Nie były to jednak takie różnice, które nie pozwoliłyby nam na współpracę. Nie byliśmy oczywiście współorganizatorami Przystanku Woodstock, tylko jego gośćmi. Tym razem jednak nie weszliśmy na plac festiwalu po kryjomu, ukradkiem czy kuchennymi drzwiami. Wciąż zarzucano nam, że podejmujemy jakieś działania partyzanckie czy nawet wrogie wobec Woodstocku. Podjęcie rozmów miało pokazać, że naszym celem jest tylko pomoc tym, którzy potrzebują pomocy i jej chcą. Chcieliśmy pomagać bez konieczności ukrywania się czy tłumaczenia ze swojej obecności. I bez względu na to, co się stało później, trzeba powiedzieć, że się to nam udało.

Namiot niezgody

Bomba wybuchła 18 marca 2003 r. Jurek przyjechał do Żar dopinać tegoroczną edycję Woodstocku. Podczas konferencji prasowej czy też bezpośrednio dla Gazety Lubuskiej powiedział, że w tym roku nie zaprasza Przystanku Jezus. Ta sama informacja pojawiła się wkrótce na internetowych stronach Orkiestry, gdzie można było przeczytać: "Fundacja w tym roku nie wyraża zgody na obecność na festiwalowym polu Stowarzyszenia "Przystanek Jezus", które nigdy nie akceptowało i nie akceptuje przesłania i idei, jakie towarzyszą Przystankowi Woodstock".

Dla nas wszystkich był to cios zupełnie nieoczekiwany. Wszyscy mieliśmy jeszcze w uszach zeszłoroczne zapewnienia Jurka, że "Przystanek Jezus robi to, o co nam chodzi". Poza tym, ani w trakcie, ani po Woodstocku nie mieliśmy żadnych krytycznych uwag ze strony Jurka czy organizatorów Woodstocku. Przeciwnie, osoby kontaktowe dogadywały się świetnie, Jurek witał nas na wielkiej scenie, namawiał, by iść do "Jezusów", gazety rozpływały się w zachwytach, jak to organizatorzy obu Przystanków zakopali topór wojenny. Dziennikarz "Rzeczpospolitej" napisał, że Żary to najbezpieczniejsze miasto w Polsce. Co więc się stało?

Podobno głównym argumentem przeciwko naszej obecności miał być namiot użyczony nam przez Radio Maryja. Podobno zbyt rozpraszał. Znaczy, był za ładny i za okazały? To oczywiście zarzut stronniczy, bo czy namiot Hare Krishny nie rozprasza? Tym bardziej, że my jesteśmy na peryferiach placu, a Hare Krishna w pobliżu wielkiej sceny.
W ten oto sposób namiot Przystanku Jezus stał się namiotem niezgody. Jurek więc przyznał się w końcu wprost, że już może nie tyle o sam namiot chodzi, co o jego właściciela, czyli Radio Maryja. W związku z tym podobno - jak powiedział Jurek Owsiak - ten namiot to "coś niedobrego, coś złego, ten namiot emanuje czymś niedobrym".

I tutaj muszę się do czegoś przyznać. Nie postrzegaliśmy namiotu jako reklamy Radia Maryja. Mając świadomość, jak różnie kojarzone bywa Radio Maryja w wielu środowiskach, myśmy nawet długo starali się ukryć darczyńcę, by nie prowokować niepotrzebnych napięć. Ostatecznie nie mamy jednak czego ukrywać. Kto słuchał, ten wie, że transmisje radiowe z Przystanku nie miały żadnego zaczepnego czy negatywnego charakteru wobec Przystanku Woodstock. Podczas transmisji z Przystanku Jezus nie pojawiały się żadne treści wymierzone przeciwko Woodstockowi, jego organizatorom czy obecnej tam młodzieży.

W imię pokoju

W wypowiedzi dla GL z ust Jurka Owsiaka padły słowa: "Nie jestem krishnowcem, a katolikiem i w imię spokoju nie chcę, żeby Przystanek Jezus był na IX Przystanku Woodstock". Przyznaję, że to najdziwniejsza argumentacja, jaką kiedykolwiek słyszałem. O religijnej tożsamości Jurka pokątnie krążyły różne wersje, wiele z nich mówi o jego domniemanym przystąpieniu do Hare Krishna, co mnie osobiście wydawało się bardzo mało prawdopodobne. To że krishnowcy od samego początku świetnie wpisali się w ideologiczny pejzaż Przystanku Woodstock, nie znaczy jednak, że Jurek stał się krishnowcem. Muszę przyznać, że mnie nieco ta religijna deklaracja Jurka zdziwiła i zmroziła zarazem. Nie mam w zwyczaju nikogo pytać o jego religijne przekonania, wychodząc z założenia, że każdy ma prawo mieć swoje i że żyjemy w wolnym kraju. Zdaje się jednak, że obiegowe opinie o jego rzekomej przynależności do krishnowców, musiały do niego dotrzeć, skoro zebrał się na publiczne ich zanegowanie. Ale Jurek nie tylko powiedział, kim nie jest, ale także - kim jest. A jest - jak mówi - katolikiem i ten jego katolicyzm nie pozwala mu na obecność na Przystanku Woodstock katolickiej inicjatywy. Doprawdy, oryginalne.
Kiedy zastanawiam się nad rzeczywistymi powodami nowego, negatywnego zwrotu ku nam, myślę właśnie o Jurkowej tożsamości. Mam wrażenie, że Jurek - może za czyjąś pomocą? - zaczął dochodzić do wniosku, że za daleko poszedł z nami na układ. Z nami, to znaczy - z Kościołem. Tak jakby się bał, że stracił przez to swój obraz absolutnie niezależnego, oryginalnego gościa, że wchodząc w dialog z nami, zgadzając się oficjalnie na naszą obecność, przestał już być tym, kim był.

Jurek wie, że w wielu środowiskach (z tej czy tamtej strony) postrzegany jest jako jedyna(?) tak duża alternatywa dla Kościoła i w perspektywie strategii dobroczynno-charytatywnych (Wielka Orkiestra), i pewnej propozycji ideologicznej ("Miłość, przyjaźń, muzyka"). Może Jurek się bał, że za swoje "flirty" z Kościołem (był np. zaproszony na Forum Młodzieży przez abp. J. Życińskiego) pewne środowiska okrzykną go zdrajcą. Czy Jurek nie tego właśnie się przestraszył? Jeśli tak, to zupełnie zrozumiała jest jego deklaracja dystansu do instytucji Kościoła i firmowanej przez młodych członków Kościoła inicjatywy, jaką jest Przystanek Jezus.

Cisza w Orkiestrze

Co dalej? Czy będzie Przystanek Jezus 2003? Jurek w tym roku nas ubiegł. Zanim zdążyliśmy wystosować prośbę o zgodę na obecność, on nam już jej odmówił. Nie znaczy to jednak, że daliśmy za wygraną.

8 maja do Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wysłaliśmy pismo. Raz jeszcze wytłumaczyliśmy (wyjaśniania nigdy za dużo), co to jest Przystanek Jezus. "Już po raz kolejny młodzi ludzie z całego kraju chcą przyjechać na Przystanek Woodstock, by w ramach inicjatywy Przystanek Jezus dzielić się pięknem chrześcijaństwa. Jesteśmy tam po to, byśmy my - wierzący, młodzi ludzie, mogli spotkać się z naszymi rówieśnikami i świętować naszą młodość, ubogacać się tym, co jest dla nas najważniejsze" - napisaliśmy. Istotę listu stanowiły jednak słowa:
"W tym roku chcemy również prosić o pomoc i wolę współpracy w ramach Przystanku Woodstock - Żary 2003". Do prośby o zgodę na obecność dołączona została także prośba o spotkanie organizacyjne, aby dograć wszystkie szczegóły współpracy. Prośba poszła pocztą, faxem, e-mailem. Do dnia, gdy piszę te słowa (28 maja 2003 r.) pozostała bez odpowiedzi. Na niczym spełzły także próby bezpośredniego kontaktu z Jurkiem Owsiakiem. Wielokrotne telefony do siedziby fundacji pozostawały bez echa. Nikt w siedzibie Fundacji nie chciał się sprawą zająć, mówiąc jednocześnie, że problem ten jest jedynie w gestii Szefa, czyli Jurka Owsiaka. A Jurek jest nieosiągalny. Stefa zostawiła w sekretariacie numer swojego telefonu komórkowego z prośbą o oddzwonienie. Kolejne dni ciszy mijają.

Nie wiem, jak będzie w momencie, gdy niniejsze słowa ujrzą światło dzienne. Być może wciąż będzie trwała cisza w Orkiestrze. W piśmie do Jurka Owsiaka napisaliśmy: "Za nami jest już kilkuletnie doświadczenie, cały czas się uczymy współpracy i obecności na Przystanku Woodstock, dlatego mamy nadzieje, że - tak jak to było w 2002 roku - uda nam się stworzyć nową jakość Przystanku Jezus, w pokojowej atmosferze". Ale Jurek chyba ma już dość tej nowej, pokojowej jakości w relacjach z Przystankiem Jezus. Dziennikarze nie przestają pytać, na czym polega konflikt. Nie wiem, odpowiadam. To nie my mamy konflikt z Przystankiem Woodstock. To Przystanek Woodstock - okazuje się - ma konflikt z nami. Jurek jest gospodarzem żarskiego festiwalu. I ma prawo decydować, jakie organizacje, inicjatywy czy stowarzyszenia będą na nim obecne. Nie ma jednak prawa decydować, czy będą tam ludzie wierzący, czy będzie tam wiara, czy będzie tam Ewangelia. Tam już nie sięgają jego kompetencje. Tym bardziej, że Orkiestra grać będzie podobno do końca świata (i jeszcze trzy dni dłużej), a Przystanek Jezus (choć zapewne już nie będzie się nazywał Przystankiem) trwał będzie jeszcze poza koniec tego świata. Ma bowiem gwarancję wieczności.

Ks. Andrzej Draguła,
rzecznik prasowy Przystanku Jezus


Zobacz także
Barbara Fedyszak-Radziejowska
Bardzo rzadko zdarza się nam dobrze myśleć o czasach, w których żyjemy. Powiedzieć: mieliśmy szczęście uczestniczyć w ważnych wydarzeniach, które zmieniły naszą Ojczyznę, Europę czy świat na lepsze dane było nielicznym pokoleniom. Tak zapewne myśleli Polacy w listopadzie 1918 r. i dwa lata później, po wygranej o włos wojnie z bolszewikami. Niepodległość i odzyskane państwo były oczywistym powodem satysfakcji i radości...
 
Dariusz Piórkowski SJ

Pewnego razu Chrystus prosi przy studni Samarytankę, żeby Mu dała wody do picia w samym środku dnia. Nie wiemy, czy ją wypił. Ale za chwilę dzieje się coś dziwnego. Jezus próbuje ją przekonać, że to On daje prawdziwą wodę, już nie tą ze studni, ale wodę duchową. Ten kto prosi, staje się tym, który daje. Czego więc pragnie Jezus na krzyżu? Co chce nam dać w tej ostatniej chwili?

 
Zofia Gnyp
Jestem w Kościele od pięciu lat. Ochrzciłam się już jako osoba dorosła i, powiedzmy, dojrzała, po studiach. Chciałam zbliżyć się do Pana Boga, a Kościół jest drogą, która do Niego prowadzi. Wcześniej nie miałam żadnych z nim związków, pochodzę z rodziny niewierzącej. Wejście do tej wspólnoty było dla mnie nowym doświadczeniem.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS