Kiedy doświadczamy radości, bądź przeżywamy niezwykłe chwile, często mówimy „było mi jak w niebie”. Podświadomie z duszy wydobywamy pragnienia spełnienia, które nazywamy stanem szczęścia. „Niebo” jest więc nie tyle miejscem ani przelotnym uczuciem, co stanem naszego serca i duszy, w którym chcielibyśmy trwać. Jednak często tracimy smak „nieba” i stwierdzamy, że chwile szczęścia są ulotne, a pozostaje życie szare i monotonne. To w jaki sposób być szczęśliwym na ziemi, skoro wszystko jest tak zmienne i nietrwałe? Gdzie szukać prawdziwego szczęścia?
Świętego Józefa lepiej niż z kart Biblii znamy z obrazów, których pełne są nasze kościoły. Na większości z nich jest on przedstawiany jako starszy pan. To oczywiście pozwala bezpiecznie myśleć o św. Józefie. Jakby nie był dziadziusiem…, proszę sobie tylko wyobrazić: śliczna młoda kobieta i białe małżeństwo, to byłoby trudne. Po co wymyślać mu najeżone trudnościami życie? Lepiej ustalić, że był stary i problem z głowy. A stary bez wątpienia nie był, przynajmniej nie wtedy gdy poznał Maryję. Wówczas był mężczyzną najdalej w sile wieku.