O funkcjach religii i o tym, jak jest przeżywana, można dyskutować. Inaczej jest, gdy przyjmuje się tezę, że religia nie mogła powstać bez interwencji nadprzyrodzonej. To jest granica, która definiuje podejście do genezy religii. Gdy pojawia się odniesienie do nadprzyrodzoności, to między wierzącym a niewierzącym mogą być tylko punkty zgody w pewnych szczegółach, ale nie w kwestii zasadniczej – jej istnienia bądź nieistnienia.
Z Janem Woleńskim i Jackiem Prusakiem SJ rozmawia Mateusz Burzyk
„Głos wołającego na pustyni. Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego. Wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,5-6). Prawdopodobnie już nieraz słyszeliśmy z ust wielu sceptyków, iż nadzieja jest matką głupich. Jeśli mamy na myśli jedynie statyczną, duchową dyspozycję, która czyni z nas błędnych rycerzy, pomaga nam bujać w obłokach i konstruować nierealne światy, to chyba powiedzenie to nie rozmija się z prawdą.