Egoistyczna dyplomacja nastawiona na służenie tylko kilku wybiórczo wybranym, służącym własnemu interesowi "prawdom" na pewno sprzeciwia się cnocie prawdy. Bez wątpienia ten rodzaj dyplomacji jest formą hipokryzji, ponieważ nie komunikuje i nie wyraża tego, o czym serce wie, że jest prawdą; a czyni tak jedynie dla egoistycznych celów. Co więcej, wybiera to, co wydaje się sprawiać wrażenie prawdy, a tym samym nie już czymś jedynie subiektywnym, ale i relatywistycznym.
Jeśli weźmiemy pod uwagę podstawowe rozumienie hipokryzji jako przyjęcie "podwójnych standardów", staje się oczywistym, że hipokryzja sama w sobie może prowadzić do relatywizmu. W zależności od jakiejś szczególnej sytuacji, tj. w zależności od celów, jakie chce się w niej osiągnąć, i od określonego ryzyka, jakiego zamierza się uniknąć (oczywiście wszystkie te cele i ryzyka trzeba widzieć jako motywy czysto egoistyczne), hipokryta będzie łatwo symulował i udawał, traktując cały czas prawdę jako coś relatywnego, a to wszystko w imię dyplomacji. Gdyby potraktować poważnie stałe zatroskanie obecnego papieża w obliczu coraz bardziej szerzącego się relatywizmu, który wiedzie do moralnego regresu, to wtedy niezdrowa dyplomacja i w następstwie hipokryzja powinny być potępione jako poważne zagrożenia moralności w ogóle i cnoty prawdy w szczególności.
Czy w pewnej danej sytuacji jest jakiś wybór między obłudą a prawdą? Każdy prawdziwy naśladowca Jezusa Chrystusa, jeśli chce zasłużyć na to określenie, musi przyjąć jako wiążące dla siebie Jego życie i nauczanie. Bycie uczniem z konieczności zakłada etyczną refleksję i odpowiedzialność. Uczniowie zwracają się ku swoim mistrzom po przewodnictwo, inspirację i stawianie wyzwań. [...] Jeżeli chrześcijanie są uczniami Jezusa, to z założenia Jego życie i nauczanie są dla nich normatywne. Ta relacja oznacza koniecznie, że uczeń uznaje autorytet mistrza, zwłaszcza jeśli mistrz żyje zgodnie ze swym orędziem. Wyjątkowe życie i śmierć Jezusa nakreśliły ramy życia dla chrześcijan[37].
Powinno się tutaj jeszcze uwydatnić, że u Jezusa, w odróżnieniu od innych założycieli religii, mamy do czynienia nie tylko z nauczaniem i życiem w zgodzie z tym, czego nauczał, ale także z Jego śmiercią, która była bezpośrednim następstwem odważnej krytycznej postawy wobec hipokryzji, głęboko zakorzenionej u przedstawicieli władz politycznych i religijnych tamtego społeczeństwa. Jeżeli traktujemy poważnie tę często powtarzaną, utartą już, ale bardzo prawdziwą myśl, że "Jezus żył i umarł dla wyzwolenia nas od grzechu", to odpowiednio na serio powinniśmy przyjmować Jego nauczanie na temat hipokryzji, które było tak kluczowe dla Jego życia i śmierci.
Tę myśl można również mocno potwierdzić, posługując się teologią sakramentu. Jeżeli weźmiemy tradycyjne rozumienie sakramentu jako zewnętrznego znaku wewnętrznej łaski, to dostrzegamy ważność harmonijnej i autentycznej zgodności między tym co wewnętrzne i tym co zewnętrzne, nie tylko w otaczającej nas rzeczywistości, ale także w każdej i poszczególnej istocie ludzkiej. Chrześcijańska tradycja widziała zawsze w Jezusie z Nazaretu widzialny (zewnętrzny), ziemski znak niewidzialnego Boga. Według św. Ireneusza z Lyonu Ojciec jest tym, co niewidzialne w Synu; Syn jest tym, co widzialne w Ojcu[38]. Jeśli niewidzialny, odwieczny Ojciec jest prawdą, to – zgodnie z logiką – Jego doskonałe objawienie się rodzajowi ludzkiemu, czyli Jezus Chrystus, jest również taką samą prawdą. Jest więc oczywiste, że nie występuje dysharmonia albo niespójność w prawdzie, która jest w Bogu, i w prawdzie objawionej w Jezusie Chrystusie. A skoro tak, to żaden wyznawca Jezusa nie może żyć w dychotomii między swoją wewnętrzną istotą a jej zewnętrznym przejawem, czy też między tym, kim jest w rzeczywistości, a tym, do czego rości sobie pretensje. Z tego punktu widzenia obłuda jest z całą pewnością występkiem moralnym.
Zakończenie
Jezus mocno potępia hipokryzję. Jeżeli orędzie chrześcijańskie ma być "dobrą nowiną", jeśli ma ono rzeczywiście oznaczać "światło świata" i "sól ziemi", to trzeba odzyskać i przywrócić na pierwszy plan profetyczne potępienie hipokryzji jako poważnego zła. W innym przypadku chrześcijańskie orędzie utraci swoje ostrze i stanie się przekazem lekceważonym i nieważnym. Jeśli to przewartościowanie nie nastąpi, tak zwany chrześcijanin może być wszystkim, ale nie prawdziwym uczniem Jezusa z Nazaretu, który żył i głosił orędzie przeciw hipokryzji, a potem wskutek tego oddał swoje życie.
Vimal Tirimanna CSsR
tłum. Jan Zubel CSsR
____________________
[37] Spohn, dz. cyt., s. 10.
[38] Adversus haereses, IV.