logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Mariatresa Zatoni
Jak mądrze wychować nastolatka.
Wydawnictwo Bratni Zew
 


rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7485-121-3
format: 130 x 210 mm
stron: 120
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Bratni Zew

 
Kup tą książkę

 

Czy w rodzinie są "złodzieje"?


Zdania, które właśnie wydobyliśmy z lawy związku rodzicielskiego doświadczającego erupcji okresu dorastania, mogą zostać przypisane jednemu lub drugiemu rodzicowi, a czasem już podczas czytania spontanicznie je przyporządkowujemy, chociaż - z racji zawiłych sprzeczności ludzkich relacji - każdy, w zależności od sytuacji, mógłby wypowiedzieć je wszystkie. Gdy jeden rodzic wydaje się forsować zbyt wygórowane żądania, ten drugi, niepokojący się, chciałby go uspokoić; w momencie, w którym jawi się jako ustępujący oraz bierny, chciałby go zmotywować, i tak dalej.

Niemniej jednak dokonamy tu jednostronnych przyporządkowań w celu uwidocznienia niektórych przeważających modeli związków rodzicielskich, dzięki naszemu uprzywilejowanemu punktowi obserwacyjnemu, jakim jest pozycja rodzinnego konsultanta.

Rozgoryczona młoda kobieta opowiada: "Mój ojciec, sumienny pracownik, murarz, drwal, złota rączka, nigdy nie zajmował się nami, dziećmi, a szczególnie mną, która byłam najstarsza. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek powiedział mi choć jedno dobre słowo; dla mnie miał tylko zniewagi, zazwyczaj sobotnimi wieczorami, gdy był pijany. Pewnego razu udałam nawet, że go nie znam. To było tak: stałam z przyjaciółkami na placu, akurat w sobotę wieczorem, czekając na chłopaków z sąsiedniej miejscowości, żeby nas podwieźli. Nagle mój ojciec przejechał na rowerze, zahamował, i krzyknął do mnie, która nie zaszczyciłam go jednym spojrzeniem: "Co tam robisz taka wystrojona? Do domu, ale to już!". Wybuchnęłam śmiechem, pytając moje przyjaciółki oraz nadchodzącą resztę: "Co to za jeden?! Nie znam go! Wziął mnie za swoją córkę, biedny pijaczyna!". I odwróciłam się na pięcie, z pewną siebie, pogardliwą miną. Ale w środku umierałam ze wstydu".

Chciałoby się zapytać - która matka nie stanie w obronie córki przed takim ojcem; ale właśnie w ten sposób przykładamy rękę do jej społecznej hańby oraz… matczynego protekcjonizmu.

Tymczasem powinniśmy zawsze szerzej otwierać oczy, gdy słuchamy nastolatka obmawiającego rodzica, i zacząć podejrzewać, że ten syn/córka mówi w imieniu osób trzecich, a ten trzeci to zazwyczaj drugi rodzic, rzadziej dziadek/babcia, wujek/ciocia. On właśnie jest złodziejem. Przekonajmy się dlaczego.
Pytamy Lucię, ofiarując jej w prezencie naszą przemyślaną bezstronność:

- Dlaczego Twój ojciec krzyknął: "taka wystrojona"?
- Ponieważ zrobiłam się na bóstwo: mocna szminka, czarna kredka do oczu, powalająca mini spódniczka.
- I Twój ojciec miał tego nie zauważyć?
- Dopiero wtedy?
- Oczywiście, dopiero wtedy. Może wcześniej już próbował zwrócić na Ciebie uwagę.
- Nie przypominam sobie! A poza tym, czy tak się powinno zwracać do córki, zawstydzając ją w obecności przyjaciółek?
- Oczywiście to nie był najlepszy sposób, ale czy miał do dyspozycji jakiś inny? Chodzi mi o to, czy kiedykolwiek jego słowa zostały docenione w Twoim domu?

Młoda Lucia przywołuje wspomnienia; wyłania się z nich tata "niezdara", próbujący samodzielnie zbliżyć się do córki, nawiązać z nią dialog, oraz rozwścieczona matka, która go blokuje, powstrzymuje, znieważa.
- Jak to możliwe?
- Nigdy nic mu się nie udawało. Ona tłumaczyła, jak ma z nami postępować, a wtedy on albo się złościł albo zrzędził…
- Co takiego mówił?
- "Proszę bardzo, ty się tym zajmij, w końcu to ty się uczyłaś" (oczywiście dialektalne wyrażenie było znacznie bardziej soczyste); w tych wypowiedziach ujawnia się jego niespodziewane poczucie niższości w stosunku do żony, która "się uczyła", to znaczy na co dzień pracowała jako wychowawca dzieci z poważnymi upośledzeniami.

Gdy mamy do czynienia z tak skostniałym obrazem rodzica, zazwyczaj mówimy z przymrużeniem oka, korzystając z naszego doświadczenia konsultanta, że przydałyby się "bliskie spotkania trzeciego stopnia" między synem/córką a rodzicem, w tym przypadku ojcem. Uczestniczenie w przygodzie tych bliskich spotkań to jak towarzyszenie nowym narodzinom, gdzie zbyt długo tłamszona relacja wreszcie ogląda dzienne światło. Odpowiedzialność spada na wszystkich, przede wszystkim na ojca (ale o tym powiemy więcej w następnym rozdziale), dalej na matkę, i wreszcie syna/córkę, który dostosował się do obiegowych stereotypów (słupów soli, jak piszemy w tekście Dobro - stan w rodzinie ), czerpiąc z tego tymczasowe korzyści w rodzaju "Poszukam wsparcia u mamy, ojciec by mnie nie zrozumiał", ale nie prowadzi dociekań na własną rękę, jak wymagałaby tego dynamika jego rozwoju.
Największą winę ponosi jednak związek rodzicielski, który zardzewiał, nie przeobraża się, jest uznawany za oczywisty.


Zobacz także
o. Ignacy Kosmana OFMConv

Kobieta nie jest „fabryką dzieci” ani „narzędziem” rozkoszy. Alkowa małżeńska nie jest miejscem li tylko dla ekstatycznych uniesień. Jest miejscem dialogu ciał i serc obojga małżonków. Ten dialog z natury jest płodny, bo jak już powiedziano: „kocham cię” znaczy – „chcę mieć z tobą dziecko”. 

 
Tadeusz Basiura
Ci, co chodzą regularnie do kościoła, aby uczestniczyć w niedzielnej Mszy św., zauważą zapewne zmieniającą się na przestrzeni roku liczbę wiernych biorących w niej udział. Gdyby tę liczby przenieść na wykres, otrzymalibyśmy linię zbliżoną do sinusoidy o, niestety, dość dużej amplitudzie...
 
Andrzej Grudzień
Przekazywanie emocji, mówieniu o swoim wnętrzu często sprawia nam trudność. Tej umiejętności można i trzeba się uczyć, tak jak innych zasad życia w społeczeństwie. Często jednak przyczyna naszych kłopotów z komunikowaniem uczuć polega na tym, że nie jesteśmy świadomi większości własnych uczuć i nie potrafimy ich nazywać...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS