Kiedy doświadczamy radości, bądź przeżywamy niezwykłe chwile, często mówimy „było mi jak w niebie”. Podświadomie z duszy wydobywamy pragnienia spełnienia, które nazywamy stanem szczęścia. „Niebo” jest więc nie tyle miejscem ani przelotnym uczuciem, co stanem naszego serca i duszy, w którym chcielibyśmy trwać. Jednak często tracimy smak „nieba” i stwierdzamy, że chwile szczęścia są ulotne, a pozostaje życie szare i monotonne. To w jaki sposób być szczęśliwym na ziemi, skoro wszystko jest tak zmienne i nietrwałe? Gdzie szukać prawdziwego szczęścia?
Nasz udział w niedzielnej Eucharystii dowodzi, że słowa Jezusa traktujemy poważnie. Że bierzemy sobie serca zarówno Jego obietnicę jak i poważną przestrogę. Nasza dzisiejsza postawa nie zwalnia nas z sięgania całe życie po takie pomoce, które pomogą nam z coraz większą wiarą otwierać się na Wcielonego Syna Bożego, który w Swej Miłości do nas idzie do końca, a właściwie nie stawia granic Swojej Miłości do nas!